fbpx

Myślimy po polsku

WSTĘP 

Szanowni Państwo, spotykamy się na pierwszym spotkaniu z cyklu “Myślimy po polsku”.

Cykl będzie składał się 10 opowieści o polskich filozofach.

Spotkania nasze przeznaczone są dla każdego, kto chciałby zacząć swoją przygodę z filozofią albo rozwinąć swoje zainteresowanie tym tematem.  

Generalnie jeżeli mówimy o filozofii, to każdy słyszał, że był jakiś Sokrates, Platon, Kartezjusz albo Nietzsche i że było to dawno temu i najczęściej za siedmioma górami, za siedmioma lasami. Poza kręgiem osób zajmujących się profesjonalnie filozofią bardzo rzadko mówi się o tych, którzy uprawiają i uprawiali tą dziedzinę na naszym rodzimym gruncie i w sposób (relatywnie) aktualny.

Dlaczego tak jest to temat dla osobnych rozważań i to niekoniecznie filozoficznych, pewnie bardziej z zakresu socjologii, psychologii społecznej czy antropologii kulturowej, więc zostawmy to, bo rzeczywistość wychodzi nam naprzeciw i zdarzyło się coś niesamowitego, mianowicie Sejm RP ogłosił, że jednym z patronów roku 2020 będzie Roman Ingarden, a oprócz niego jeszcze Józef Maria Bocheński.

Według mnie jest to ewenement, żeby dwie postaci znane tylko i wyłącznie z aktywności na polu filozofii zostały docenione na szczeblu państwowym. A skoro nadarza się taka okazja, to pomyślałem, że warto powiedzieć więcej o nich oraz o innych gigantach intelektu, o których w większości niewiele osób wie, ale, którzy współtworzyli polską kulturę (czyli nasze bezpośrednie otoczenie) w bardziej dyskretny, ale równie istotny sposób jak powszechnie znani pisarze, poeci, malarze czy twórcy filmowi.

Temat polskiej filozofii jest obszerny, a jego ramy czasowe sięgają głęboko w historię, więc przygotowując cykl stanąłem przed ogromnym dylematem. Kryterium, jakie wobec takiego wyboru przyjąłem oparłem o przekonanie, że do obejrzenia tego cyklu skłania Państwa chęć poszerzenia horyzontów, a nie potrzeba związana z zawodowym zajmowaniem się filozofią. Tym samym towarzyszyć nam będzie intencja popularyzatorska z wszystkimi jej zaletami, a jedną z nich jest zwolnienie z kompletności i nadmiernej ścisłości.

Po pierwsze skupimy się na postaciach, które bezpośrednio wpłynęły na naszą współczesność, a do takich zaliczam przede wszystkim tych, którzy działali w XX w. W ten lub inny sposób jesteśmy ich intelektualnymi spadkobiercami.

Po drugie wybrałem te postaci, które uważam za pierwszą ligę, za mistrzów w swojej dziedzinie. Oczywiście tylko tą jej część, od której warto zacząć. Przedstawię Państwu creme de la creme jeżeli chodzi o polskich myślicieli.

No właśnie. Pozwoliłem sobie na pewien zabieg, który z punktu widzenia profesjonalnych filozofów może być mi poczytany za nadużycie, ale usprawiedliwiam się korzyściami, jakich mam zamiar Państwu dostarczyć. Otóż postanowiłem nie ograniczać się do filozofów sensu stricto. 

Będę mówił o polskich myślicielach, czyli tych, którzy zostawili nam w swoich dziełach dowody upodobania dla mądrości, czyli tego co stanowi najistotniejszy nerw filozofii w jej pierwotnym sensie, w tym, który odbija się w ludzkim życiu, a którego zaledwie bladym cieniem potrafią być akademickie spory.

Dlatego na stworzonej przeze mnie liście znajdą się oprócz filozofów socjolodzy, pewien poeta, psychiatra. Pełną listę nazwisk znajdziecie Państwo w opisie pod filmem i na stronie internetowej naszego cyklu promkultura.org/myslimypopolsku, tam też znajdą się teksty tych wykładów, a tymczasem zapraszam na spotkanie z pierwszym bohaterem naszego cyklu “Myślimy po polsku” – Kazimierzem Twardowskim.

KAZIMIERZ TWARDOWSKI

Urodził się w 1866 roku w Wiedniu, jego ojciec był radcą dworu, więc można powiedzieć, że miał dobry start. Niewątpliwie ułatwiło to rozwój niezwykłego i wszechstronnego talentu. Ukończył prestiżowe gimnazjum, studiował w Wiedniu i Monachium zgłębiał takie dziedziny jak filozofia, psychologia, historia, matematyka i biologia. Doktorat i docenturę uzyskał również we Wiedniu, ale nie udało mu się dostać etatu na tamtejszym uniwersytecie, a jako privatdozent czyli naukowiec niezależny, czyli zmuszony był utrzymywać się z pracy, która nie pozwalała mu w pełni oddać się działalności badawczej.

W związku z tym, kiedy w 1895 roku nadarzyła się okazja by objąć katedrę filozofii na uniwersytecie we Lwowie, możemy domniemać, że nie zastanawiał się długo. Szczególnie, że był to drugi co do wielkości uniwersytet w całym C.K. państwie a do tego dawał możliwość nauczania w języku polskim. Na katedrze wytrwał do 1930 roku, więc do czasu kiedy przeszedł na emeryturę. W międzyczasie sprawował szereg istotnych funkcji administracyjnych m.in. był dyrektorem instytutu psychologicznego i rektorem uniwersytetu.

Jednak niezwykłość postaci Twardowskiego nie opierała się o stopnie kariery akademickiej, ale o jego wpływ jaki wywarł na całokształt życia filozoficznego na ziemiach polskich od początku XX w. i w okresie międzywojennym.  Do dziś znawcy tematu toczą spór w czym tkwi największa zasługa Twardowskiego: w jego osiągnięciach naukowych czy też w tym jaką rolę odegrał swoją działalnością pedagogiczną i realizowanym praktycznie zmysłem organizacyjnym dzięki czemu tworzył grunt pod nowoczesne uprawianie filozofii w Polsce.

W moim przekonaniu są one nierozłączne i warto opowiedzieć o obu tych aspektach. 

POGLĄDY

Mówiąc o filozoficznym stanowisku Twardowskiego należy zacząć od tego, że dzięki temu, że odebrał wykształcenie w jednym z najbardziej znaczących ośrodków akademickich jego czasów oraz temu, że miał tam styczność z badaczami nadającymi ton i kierunek ówczesnej nauce a w tym i filozofii był on nie tylko pod wpływem ich poglądów (np. Franza Brentano), ale też pozostawał z nimi w ciągłym twórczym dialogu, co skutkowało wzajemną korektą stanowisk np. z Edmundem Husserlem. Można zatem stwierdzić, że bagaż poglądów własnych, z którym Kazimierz Twardowski przyjechał w 1895 roku do Lwowa było stanowiskiem filozoficznych na aktualnym europejskim poziomie.

 Co to znaczy?

Kazimierz Twardowski był zwolennikiem tzw. filozofii naukowej, czyli filozofii opartej na twardych podstawach i ścisłych danych.

W założeniu nie było to stanowisko nowe, gdyż filozofia od zarania swych dziejów dążyła do ustalenia podstaw pewnej wiedzy, ale w toku jej historycznego rozwoju droga poznania wiodła różnymi ścieżkami niejednokrotnie skręcając na manowce poznawcze, ale również takie, które dotyczyły sposobu czyli języka, jakim ujmowano kwestie filozoficzne. Niejednokrotnie metoda filozoficzna była metodą literacką, co pozwalało na dużą dowolność interpretacji.

A jeżeli chodzi o fundamenty wiedzy to starożytni filozofowie byli przekonani, że świat jest dla nas dostępny w poznaniu niezależnie czy realność bytu przypisywali jak Arystoteles przedmiotom nas otaczającym, czy jak Platon ideom. Pewnym jest, że są one dla człowieka dosiężne poznawczo i mogą być fundamentem naszej wiedzy.

Nowożytność jednak podważyła takie przekonanie i postawy sceptyckie (znane przecież wcześniej) zostały rozwinięte, a potrzeba pewnego podparcia dla systemów wiedzy musiała szukać innych źródeł zaspokojenia. Wyrazem tego było np. kartezjuszowskie powiedzenie Cogito ergo sum – myślę, więc jestem czyli doszukiwanie się fundamentu pewności w niezaprzeczalnym fakcie własnego istnienia. Ale już inni filozofowie wyciągali z tego mniej krzepiące wnioski. Np. Kant nie pozostawiał wiele nadziei na możliwość wyjścia poza obręb własnego “ja”, czyli poznającego podmiotu i bezpośredniego dotknięcia w akcie poznania przedmiotów świata zewnętrznego i próbował określić sposoby w jakie nasze władze poznawcze porządkują strumienie wrażeń docierające z zewnątrz.

Tego typu myśli były rozważane na wiele sposobów i wiele różnych rozwiązań dla zagadnienia pewności poznania starano się wypracować. W powiązaniu z tym w XIX wieku krystalizowała się nowoczesna metoda naukowa, która przekonanie o słuszności stosowanych metod poznawczych czerpała nie z pewności swoich założeń, ale z praktycznych skutków osiąganych w toku eksperymentów oraz, co bardzo istotne, rozwijającej się matematyzacji ich opisów i w języku matematyki wyrażanych prognoz.

Taki klimat epoki wpłynął na powstanie przekonania, że należy stworzyć coś takiego jak filozofia naukowa. 

Co przez to rozumiał Twardowski?

Tropem jest tu fakt, że w tym czasie rodziła się naukowa psychologia, wychodząc z kręgu Franza Brentano i idąc śladem jego myśli Twardowski uznał, że podstawą wysiłków filozoficznych powinna być analiza psychologiczna. Upraszczając dalszy ciąg wywodu można powiedzieć, że psychologia bada treści aktów psychicznych i treści tych aktów są właściwym przedmiotem zainteresowania filozofów.

Stanowisko takie rodziło trudności natury metodologicznej i prowadziło do zacierania granic między obiema dziedzinami, więc było przedmiotem sporów miedzy filozofami, m. in. Twardowskiego z Husserlem, co prowadziło do ewolucji stanowisk, ale zawiłości te zostawmy jako przedmiot bardziej szczegółowych rozważań

Warto tylko zaznaczyć, że w zakres filozofii wchodziła psychologia opisowa, od niej odróżniał Twardowski psychologię genetyczną, której przedmiotem zainteresowań była dynamika powstawania uczuć i badanie bardziej złożonych zjawisk psychicznych. Obie miały charakter empiryczny i realistyczny, taki zatem rys nadawał swojej filozofii – odnosi się ona do realnych dostępnych zmysłowo zjawisk. 

A zatem filozof rozpoczyna swoje zabiegi poznawcze od treści aktów psychicznych – aktów poznania. Do tego należy dołączyć drugi filar naukowej filozofii, który powinien być standardem intelektualnym gwarantującym rzetelność naszych zabiegów – mówiąc najprościej – logika. To drugi trop w poszukiwaniu istoty poglądów Twardowskiego oddający ducha epoki z jego upodobaniem do języka matematyki.

Sądy, pojęcia, wyobrażenia czyli treści naszych aktów psychicznych wchodzą ze sobą w relacje określane przez prawa logiki. Praca filozofa musi opierać się na tych regułach. Pierwszym etapem wszelkich rozważań powinna być analiza pojęciowa, czyli dokładne określenie – zdefiniowanie pojęć, którymi zamierzamy się posługiwać. A w kolejnych krokach musimy trzymać się reguł rozumowania.

Takie podejście ma daleko posunięte konsekwencje w stosunku do tradycji filozoficznej.

Analiza pojęciowa ma zapobiegać zajmowaniu się problemami pozornymi, które biorą się z niechlujnego (mówiąc z obrzydzeniem) stosunku do używanych słów. Słowa mają różne znaczenia i niejednokrotnie filozofowie używali ich w ramach jednej dysputy na różne sposoby, co podważało sensowność rozważań. Tak to kategorycznie podsumował Twardowski.

Jeżeli chodzi o użycie narzędzi logicznych, to tu Twardowski podążał za aktualnym trendem a jeśli chodzi o ziemie polskie był w absolutnej awangardzie, bo jako pierwszy wprowadził kurs logiki matematycznej, co miało daleko idące skutki, ale o tym później.

Logika była uprawiana od zarania filozofii, ale pod koniec XIX wieku nastąpił jej gwałtowny rozwój poprzez przyjęcie formy właściwej matematyce. Można powiedzieć, że tak jak matematyka otworzyła drogę do gwałtownego rozwoju nauk przyrodniczych, gdzie dotąd królowała obserwacja, tak samo logika matematyczna przyczyniła się do nadania nowej jakości w filozofii, w której pewne kwestie nie mogły być rozstrzygnięte inaczej niż przez przyjęcie arbitralnych rozwiązań.

Logika matematyczna, zwana ówcześnie logistyką (tu mamy przykład tego, jak ważne jest zbadanie znaczenia słów w punkcie wyjścia) miała sprawić, że rozstrzygnięcia wielu kwestii staną się jasne i pewne jak to, że 2 + 2 = 4. Jeśli nie od razu, to na pewno w toku dalszych odkryć dokonywanych w tej dziedzinie.

Na takich założeniach oparł swoją myśl Kazimierz Twardowski i skutkiem tego był specyficzny program filozofii, który wykluczał z jej zakresu wiele dotychczas zaliczanych do niej zagadnień. W ten sposób należało odrzucić całą metafizykę jako dziedzinę filozoficzną. Była ona według Twardowskiego siedliskiem przekonań o pozaempirycznym i głównie światopoglądowym charakterze. A filozofia musi być wg Twardowskiego światopoglądowo neutralna. Nie może też być podporządkowana żadnym celom pragmatycznym i utylitarnym, czyli nie ma służyć uzasadnianiu słuszności bądź nie wcześniej przyjętych stanowisk. Najpierw badanie, a potem racjonalny wybór.

Oba powyższe założenia są z gruntu słuszne, ale otwarte ich formułowanie może rodzić pokusę maksymalizmu w ich stosowaniu. Twardowski dostrzegał to zagrożenie i niejednokrotnie łagodził swoje stanowisko, ale nie gubiąc jednocześnie podstawowego sensu naukowej filozofii.

Twardowski podobnie jak przestrzegał przed mętną metafizyką tak samo wyczulał swoich uczniów na kwestie nadmiernej matematyzacji filozofii. Określał to jako symbolomanię, która w pewnym momencie oderwie filozofię od rzeczywistości. 

To trwanie przy realnym wymiarze wysiłków filozoficznych jest charakterystyczne dla tego filozofa. Najchętniej określiłbym to mianem “zdrowego rozsądku”, ale to pojęcie nigdy nie znalazło dobrej definicji, a tym samym nie spełniło by zapewne standardów naukowej filozofii. Ale z drugiej strony wiadomo, że wielu filozofów (i nie tylko ) powstrzymało od ekstremalnych rozstrzygnięć. 

I tak też Twardowski choć postulował neutralność światopoglądową filozofii, to konsekwentnie opowiadał się przeciw relatywizmowi w kwestiach prawdy czy wartości, nawet jeśli relatywizm ten byłby dobrze uzasadniony logicznie.

Gdybym chciał streścić poglądy Twardowskiego jedną sentencją posłużyłbym się jego własną opnią, która głosi, że kto niejasno się wypowiada, ten na pewno niejasno myśli. I niech to będzie motto, które pozostanie w Państwa uszach po krótkim streszczeniu poglądów tego filozofa.

W tym momencie zawieszę referowanie poglądów Twardowskiego, choć wiele jeszcze zostało do powiedzenia, ale czas przejść do kwestii pedagogicznej i organizacyjnej działalności filozofa.

Nie bez powodu zacząłem nasz cykl od tej postaci. Prawdą jest, że przed Twardowskim byli tacy, którzy filozofię na naszych ziemiach uprawiali, ale faktem jest też, że ziarno myśli nie padło nigdy na żyzny grunt i de facto to Twardowski właśnie doprowadził do sytuacji, w której jego wysiłki wydały obfity plon w postaci licznego grona uczniów, którzy stworzyli trwający do dziś dzień system akademickiej filozofii o różnych odcieniach i kierunkach.

Polska kultura zawsze była zakładniczką polskiej historii zarówno w sensie treści, jak i zaplecza materialnego i organizacyjnego. Z tych względów mimo licznych starań nie powstała trwała szkoła w środowisku filozofów działających w Warszawie (tu wspomnieć należy postać taką, jak Władysław Weryho) – realia zaboru rosyjskiego nie dawały szansy na sukces takich wysiłków.

Inaczej sytuacja wyglądała w zaborze austriackim. Ugruntowana pozycja uniwersytetu we Lwowie, relatywna swoboda działania pod szyldem własnego narodu były wystarczającym zapleczem, by na na przełomie wieków Kazimierz Twardowski skupiając się przede wszystkim na pracy naukowej mógł rozpocząć działania rokujące nadzieję powodzenia.

Twardowski przybył do Lwowa nie tylko z ugruntowanym stanowiskiem filozoficznym, ale również z pewnym wyobrażeniem standardów dotyczących życia intelektualnego. Diagnoza zastanej sytuacji zmusiła go do tego, by obok pracy naukowej przyjąć bardzo intensywny program pedagogiczny, gdyż bez wykształcenia odpowiedniego środowiska, bez stworzenia społeczności naukowców reprezentujących odpowiedni poziom nie było szansy na podniesienie rangi nauczania filozofii na ziemiach polskich do standardów ówczesnej Europy.

Można doszukiwać się w tym pewnej ironii losu, że nie mogąc w Wiedniu poświęcić się zupełnie nauce, gdyż zmuszony był zarobkować poza swoją dziedziną. We Lwowie natomiast choć został zatrudniony na uczelni, to koniecznym było oddanie części swego potencjału pedagogice.

Tu znalazł swój wyraz pragmatyzm Twardowskiego, ale i niezwykle jak na polskie tradycje pojęty patriotyzm. Twardowski przyjął na siebie misję wykształcenia polskich elit intelektualnych zaczynając od tego, co oferowało mu Wilno końca XIX w. 

Można przypuszczać, że pochodzenie z rodziny, która spełniała znaczące funkcje na cesarskim dworze sprawiło, że miał orientację w biurokratycznych  C.K. realiach, co przyniosło niejednokrotnie pozytywny skutek, gdy bronił przed zakusami wiedeńskiej administracji możliwości nauczania w języku polskim i innych spraw istotnych dla kształcenia polskich elit. Brał udział w życiu organizacji zrzeszających naukowców i nauczycieli, a także zakładał nowe. Przykładem może być powołane do życia w 1904 roku Polskie Towarzystwo Filozoficzne. W 1911 roku tworzy drugie na ziemiach polskich pismo filozoficzne zatytułowane “Ruch filozoficzny”. Zarówno przed, jak i po Wielkiej Wojnie animuje życie akademickie, a szczególnie filozoficzne organizując kolejne zjazdy specjalistów. Poza wysiłkami na polu filozofii rozwija również psychologię – zakłada pierwsze laboratorium prowadzące badania na tym polu. I można by tak jeszcze długo wymieniać…

Poza tym, że był sprawnym organizatorem, był również wybitnym pedagogiem. Jego nauczycielska charyzma przyciągała tłumy, a wierność programowej zasadzie jasności wypowiedzi sprawiała, że jego wykładów słuchali nie tylko filozofowie, ale każdy szanujący się student i każdy kulturalny obywatel. Niektóre źródła podają, że były sytuacje, kiedy ze względu na zainteresowanie wykładem Twardowskiego trzeba było wynajmować salę koncertową, gdyż uniwersyteckie aule nie pomieściłyby jednocześnie 2 tys. słuchaczy. Można by zaryzykować stwierdzenie, że sławy mógłby pozazdrościć mu niejeden celebryta. 

Żeby utrzymać należyty poziom naukowy swojej działalności nauczycielskiej, żeby dostać się na jego seminarium trzeba było przejść odpowiednią selekcję – to też było skutkiem nadmiaru chętnych. Można powiedzieć, że stworzył mechanizm wyłaniania najlepszych i najzdolniejszych studentów i to zaprocentowało w latach późniejszych gronem uczniów, którzy rozwijali się naukowo w różnych dziedzinach, nie tylko w filozofii, ale i w matematyce, logice, psychologii, badaniach literackich. 

Tak szeroki zakres wynikał z tego, że Twardowski nie tylko sam uprawiał filozofię opartą o inne dziedziny nauki, ale również wyznaczał takie ścieżki swoim studentom i zachęcał ich do eksploracji na różnych polach. Jednym z jego doktorantów był genialny matematyk Stefan Banach. Inny jego uczeń – psycholog Władysław Witwicki zapisał się w historii polskiej kultury jako tłumacz wszystkich dzieł Platona, a to tylko wybrane przykłady.

Twardowski wykształcił ponad 30 profesorów, znacznie więcej doktorów. Do grona jego bezpośrednich uczniów zalicza się ok. 80 osób stanowiących ścisłą elitę intelektualną Polski, które karierę naukową zaczynały niejednokrotnie jeszcze pod zaborami, w II RP tworzyli życia akademickie odrodzonego państwa, wiele z nich niestety zginęło w trakcie IIWŚ, ale też zmagając się z komunistycznymi realiami  w czasach PRL trwało w wierności naukowemu etosowi wpojonemu przez ich mistrza. 

A my dziś jesteśmy uczniami uczniów Twardowskiego.

O niektórych z nich usłyszą Państwo w ramach cyklu Myślimy po polsku, a kilku, którzy nie zmieścili się w jego ramy nadmienię teraz.

Jeśli posłużymy się  przenośnią, to pomnik trwalszy niż ze spiżu,  “wystawił sobie” Kazimierz Twardowski w postaci grupy naukowców nazywaną szkołą lwowsko – warszawską. Nazwa ta pochodzi od Kazimierz Ajdukiewicza, który użył tej nazwy referując poglądy szkoły w trakcie Kongresu Filozofii Naukowej w Paryżu w 1935 r.

Nazwa określa dwa główne miasta (Warszawę i Lwów), w których się rozwijała, ale swój udział w budowaniu jej dorobku mieli także naukowcy z innych ośrodków akademickich IIRP.

Nie była to nigdy organizacja formalna, łączyło ich to, że wyszli ze wspólnego źródła i przyjęli program naukowego rozwijania filozofii, który przywiózł z Wiednia do Lwowa Twardowski. To określiło zakres zainteresowań sprowadzający się do analizy języka i dzięki osiągnięciom na polu logiki była ceniona w skali globalnej przyczyniając się do rozwoju innych dziedzin filozoficznych, ale także metodologii nauk szczegółowych.

Nie mieli nigdy jednolitego stanowiska, był to zbiór naukowców pozostających w ciągłej dyskusji, porównujących i ścierających swoje stanowiska. 

Nie sposób przedstawić tu wszystkich, ale wspomnę kilku, zaczynając od dwóch logików Stanisława Leśniewskiego i Alfreda Tarskiego.

Obaj zapisali się w historii światowej logiki, istotnym tematem ich badań była kwestia metajęzyka czyli języka, którym opisujemy zjawiska dziejące się w języku. Ten pierwszy jest metajęzykiem właśnie, a drugi nazywany jest językiem przedmiotowym, gdyż referuje to, co jest w świecie względem języka zewnętrznym. Takie rozróżnienie może wydawać się nam oczywiste, ale na polu logiki nie istniało do początku XX wieku. 

Skutkiem tego było to, że nierozstrzygalne w sposób rzetelnie dowiedziony były niektóre zdania określane jako paradoksy, znane od starożytności i przytaczane niejednokrotnie jako argumenty za relatywizmem poznawczym.

Przykładem może być tzw. paradoks kłamcy – kiedy mówię “ja kłamię” to kłamię, czy mówię prawdę? Bo jeśli mówię prawdę, to kłamię, ale jeśli kłamię, to mówię prawdę. A jak to możliwe, że jednocześnie zachodzi pewien fakt i jego zaprzeczenie? 

W praktyce życiowej jakoś sobie z tym radzimy, ale w porządku logiki była to nieprzekraczalna do momentu odkrycia Leśniewskiego sytuacja.

Kiedy jednak przyjmiemy, że stwierdzenie “Ja kłamię” wyrażone jest w metajęzyku, czyli odnosi się nie do przedmiotu mojej wypowiedzi, ale do mojego stwierdzenia, to problem staje się rozstrzygalny.

To był krok pierwszy.

Kolejny wykonał Tarski, kiedy na język współczesnej logiki przełożył klasyczną definicję prawdy. Ta od Arystotelesa nie uległa większym modyfikacjom. Zwana jest definicją korespondencyjną i za “Metafizyką” powtórzymy: “Powiedzieć o tym, co jest, że jest, a o tym, czego nie ma, że go nie ma, jest prawdą”.  Wydaje się być zadowalająca, ale naraża nas na wyżej opisane trudności. A zatem odwołując się do wcześniejszych rozwiązań Tarski stwierdza, że “p” jest prawdziwe wtedy, kiedy p, przy czym pierwsze “p” ujęte jest w cudzysłów gdyż wyrażone jest w metajęzyku, a drugie odnosi się do rzeczywistości względem języka zewnętrznej. Rozwój teorii prawdy odnosił je do semantyki czyli nauki rozważającej znaczenia wyrazów, a tym samym definicję prawdy odnosił do konkretnych języków w których zdania prawdziwe są wyrażane.

Ale to już osobny temat.

Alfred Tarski w dniu wybuchu II wojny światowej znalazł się w Ameryce, dzięki czemu udało mu się uniknąć wojennej zawieruchy, a jego talent logika mógł zabłysnąć i zyskał światową sławę, będąc zapewne najbardziej znanym reprezentantem szkoły Twardowskiego.

Inny uczeń Twardowskiego – Tadeusz Czeżowski rozwijał ośrodek akademicki w Wilnie i wpisując się w założenia szkoły lwowsko – warszawskiej wychodząc od analizy logicznej rozwijał szeroką paletę zagadnień filozoficznych. Po II wś kontynuował pracę na uniwersytecie w Toruniu. Nauki humanistyczne traktował jako dziedziny poznania dążące do zrozumienia, co nie do końca pokrywa się z wyjaśnieniem ich przyczynowo – skutkowo, ale zmusza do sięgania do głębszych warstw bytu psycho – fizycznego. 

Zakładał, że nie ma teorii absolutnie słusznych, a nauka trwa w ciągłym postępie i przetwarzaniu koncepcji świata i jej prawda ma charakter asymptotyczny, czyli stale zbliża się do dokładnego ujęcia rzeczywistości. Odrzucał również skrajny racjonalizm. Rozum miał być narzędziem poznawczym dla pogłębionego empiryzmu. Przykładowo Etykę chciał oprzeć na empirycznych ocenach pierwotnych, zakładał istnienie podstawowych intuicji moralnych. Nade wszystko w filozofii cenił krytycyzm.

Kolejny wybitny logik ze szkoły lwowsko – warszawskiej to  Jan Łukasiewicz. Zanim przejdę do streszczenia jego poglądów zacytuję jedno z jego pism, w którym określał jak widzi ideał naukowca: 

“Kto pragnie przyswoić sobie metodę badania nauk empirycznych i stać się twórczym w dziedzinie tych nauk, winien pracę nad sobą podjąć w trzech kierunkach. Niech kształci zmysły, ucząc się fakty spostrzegać i obserwować, bo fakty są punktem wyjścia i sprawdzianem teorii; niech kształci uczucie, bo na tle bogatego życia wewnętrznego zrodzi się najprędzej myśl nowa i płodna; niech kształci rozum, bo z twórczych swych pomysłów musi drogą rozumowania wysnuć konsekwencje i zestawić je z faktami.” 

Brzmi to trochę jak zalecenia mędrca z Dalekiego Wschodu, ale nic bardziej mylnego, Łukasiewicz był precyzyjnie myślącym logikiem, a oprócz kariery naukowej był m. in. ministrem Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w rządzie Ignacego Paderewskiego. 

Swoją pracą “O zasadzie sprzeczności u Arystotelesa” wyznaczył kierunek dyskusji o rozumieniu prawdy i innych klasycznych kwestiach logicznych, którym trzeba było nadać nowe formy, aby sprostały wymaganiom aktualnej nauki. Jednocześnie zakładał, że ściśle pojmowana prawda nie jest jedynym celem nauki, bo są w życiu człowieka kwestie, których nie da się ująć jedynie w ścisłych kategoriach. Ale obok wnioskowania jest również twórczość.

Na tej zasadzie badając zjawisko determinizmu i indeterminizmu gdy doszedł do wniosku, że oba stanowiska posiadają tak samo mocne dowody swojej słuszności opowiedział się za indeterminizmem, jako stanowisku bardziej dla człowieka płodnemu i otwierającemu go na lepsze perspektywy. 

Jednym z ciekawszych przejawów jego działalności na polu logiki było opracowanie zagadnień tzw. systemów wielowartościowych, które wychodziły poza klasyczną dwuwartościową logikę opierającą się na opozycji prawdy i fałszu. Łukasiewicz badał relacje zachodzące między zdaniami, których wartość mieściła się między tymi dwiema skrajnościami. 

Chciałbym jeszcze wspomnieć Kazimierza Ajdukiewicza. Jako ciekawostkę powiem, że nie tylko wyszedł ze szkoły Kazimierza Twardowskiego, ale prywatnie był jego zięciem. A jeśli chodzi o poglądy, to niewątpliwie podzielali intelektualne sympatie. Zajmował się czymś, co fachowo nazwano semantyczną teorią poznania, a w bardziej prozaicznym sformułowaniu: badał co to znaczy, że coś znaczy. Była to odpowiedź na postulat tego prądu intelektualnego, głoszący, że filozofia ma być naukowa, czyli trzeba unikać sformułowań niejasnych i nieprecyzyjnych, które prowadzą do jałowych sporów. Nauka to logicznie uporządkowany system wyrażeń języka, natomiast znaczenie poszczególnych wyrazów określa sposób ich użycia w danym języku. Z kolei reguły logiki oddają związki między faktami, stanowią logiczną strukturę świata. 

Jego stanowisko nazwano konwencjonalizmem – nasz obraz świata uzależniał od aparatury językowej, jaką zastosujemy. Ponieważ dopuszczało to możliwość istnienia obok siebie licznych niesprzecznych, nieprzetłumaczalnych i dowolnie wybieranych sposobów postrzegania rzeczywistości, mogło prowadzić do dość skrajnych konkluzji. A przypominam, że skrajności nie leżały w naturze uczniów Twardowskiego, więc i Ajdukiewicz w późniejszych okresach swojej twórczości łagodził swoje stanowisko.

Wartym zapamiętania jest jego sformułowanie, że wiedza racjonalna musi być intersubiektywnie komunikowalna i sprawdzalna, czyli musi być możliwa do przekazania innym i przed tych innych możliwa do sprawdzenia.

Tu pozwolę sobie na jedną dygresję. Wspominałem o niejasnej, choć użytecznej kategorii “zdrowego rozsądku”. Podobna kwestia pojawia się Ajdukiewicza i niektórych innych przedstawicieli szkoły lwowsko – warszawskiej po pojęciem “kompetentnego użytkownika języka”. Zakładając, że poruszamy się w obrębie konkretnych konwencji językowych, to kompetentny użytkownik reguły tych konwencji zna i stosuje. To pozwala uniknąć nieustannej potrzeby definiowania poszczególnych pojęć. 

Nie jest to sprawa błaha na polu tego nurtu filozofii analitycznej. Ta z zasady kieruje się poziomem ścisłości, który może nam zobrazować przykład osoby, która relacjonuje swoją wycieczkę w góry, mówiąc że w górach rolnicy hodują brązowe krowy. A filozof analityczny mógłby uznać, że sąd taki jest nieuprawniony, bo osoba ta co najwyżej może potwierdzić, że na konkretnej łące, w konkretnej miejscowości o konkretnej porze pasły się krowy, które z obserwowanej strony miały kolor brązowy. No i może by jeszcze należało wpierw zdefiniować co to jest krowa. Jak ścisłość, to ścisłość 🙂

Dlatego potrzebny jest nam teoretyczny kompetentny użytkownik języka, żeby pewne sprawy uznać za rozwiązane, a pewne pojęcia za wystarczająco dobrze zdefiniowane. 

Jego konwencjonalizm po II wojnie światowej sprowadził na niego oskarżenia o idealizm, co w języku ówczesnych marksistów było dyskwalifikującym określeniem oderwania od rzeczywistości. Ajdukiewicz polemikę wykorzystał jako okazję do wyłożenia raz jeszcze swoich poglądów podkreślając rolę praktyki i doświadczenia jako probierzy naukowej działalności filozofa. Oprócz rzetelności intelektualnej dał też wyraz elegancji sformułowań właściwej przedwojennemu dżentelmenowi. Bo elegancja była dla szkoły lwowsko – warszawskiej nie tylko przymiotem ludzkim, ale także cechą języka i logicznych dowodów. Miały one być nie tylko poprawne, ale również należycie wyrażone.

Na tym zakończę opowieść o Kazimierzu Twardowskim i szkole lwowsko – warszawskiej. Mam nadzieję, że zachęciłem Państwa do zapoznania się z poglądami tych filozofów bardziej szczegółowo, 

na pewno warto, podobnie jak warto poznać innych uczniów Twardowskiego, oprócz tych, których tu bardzo skrótowo omówiłem. Niektórzy z nich pojawią się w kolejnych spotkaniach z filozofią w ramach cyklu “Myślimy po polsku”.

Zachęcam do subskrypcji naszego kanału PROM*Kultura, dzięki czemu będą Państwo na bieżąco informowani przez Wielkiego Brata o nowych video, które tu umieścimy.

Chciałbym także zachęcić do podzielenia się refleksjami po tym wykładzie w komentarzach pod filmem oraz na naszym profilu PROM*Kultura na fejsbuku.

Wierzę, że filozofia to nie suche myśli, ale okazja do spotkania się ludzi i wymiany poglądów, a choć formuła nagrań wideo nie daje takiej możliwości, to media społecznościowe jak najbardziej, więc jeżeli mają Państwo jakieś pytania, propozycje i uwagi, to zachęcam do rozmowy.

Dziękuję i zapraszam na kolejne spotkania.