fbpx

Szanowni Państwo,

po raz jedenasty mam przyjemność przywitać Państwa w ramach cyklu “Myślimy po polsku”. 

Jest to projekt organizowany przez Stowarzyszenie PROM Kultura dzięki wsparciu finansowemu Miasta Gdańska. 

Celem tego cyklu jest popularyzacja wiedzy o polskich filozofach i myślicielach, a pretekstem do jego realizacji była ogłoszona przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej decyzja o uczynieniu patronami roku 2020 dwóch wybitnych intelektualistów Romana Ingardena i Józefa Marii Bocheńskiego.

Fakt, że dwóch filozofów zostało docenionych na szczeblu Państwowym, nie jest czymś częstym i bynajmniej nie wynika to z tego, żeby brakowało nam intelektualistów, których warto wspominać. Bardziej bierze się to z tego, że myśl filozoficzna nie jest stałym i widocznym elementem życia publicznego w Polsce, a dalszą i głębszą konsekwencją takiej sytuacji jest to, że nie dostrzegamy zazwyczaj zależności pomiędzy filozofią, a innymi dziedzinami kultury w naszym kraju.

Kultura kojarzy się nam przede wszystkim z filmem, malarstwem czy literaturą, a już niekoniecznie z potencjałem intelektualnym, jaki jest konieczny do powstania dzieł z zakresu wymienionych dziedzin. 

Inną konsekwencją tego stanu rzeczy jest to, że nazwiska polskich myślicieli są w przeważającej większości znane jedynie wąskiemu gronu specjalistów. Taka sytuacja dotyczy właśnie patronów tego, kończącego się już 2020 roku. Ale i wielu innych, o których opowiadałem Państwu w 10 poprzednich wykładach z cyklu “Myślimy po polsku”.

Nagrania poprzednich wykładów mogą Państwo zobaczyć na naszej stronie internetowej dostępnej w internecie pod adresem promkultura.org/myslimypopolsku (choć pisane bez polskich znaków). 

Są jednak wśród wybranych przeze mnie reprezentantów polskiej myśli i tacy, którym nie można odmówić popularności i do takich na pewno zalicza się bohater dzisiejszej opowieści, a będzie nim Czesław Miłosz.

Wielu z Państwa może dziwić to, że wybrałem go do grona tych kilkunastu filozofów, którzy mają być reprezentacją polskiej myśli, skoro – jak powszechnie wiadomo – był on poetą a nie filozofem. Ale jeśli przyjrzymy się uważnie jego twórczości, która nie ograniczała się wcale tylko do poezji, to zobaczymy jak istotne były dla niego inspiracje filozoficzne. 

Znalazło to odbicie w jego tekstach, tych poetyckich, ale nie tylko. 

Twórczość Miłosza doskonale uwidacznia wspomniany przed chwilą wątek wzajemnej zależności między różnymi dziedzinami kultury. Zależność ta sprawia, że nie tylko filozofia jest jest inspiracją dla twórców, ale też twórczość artystyczna wpływa na myślenie filozoficzne. 

Inny ciekawy wątek, którego nie obserwujemy zazwyczaj u tak zwanych zawodowych filozofów to przejawianie się poglądów filozoficznych w przyjmowanej życiowej postawie. Akademickie uprawianie filozofii, nawet jeżeli jest ona zbieżna z wyznawanym światopoglądem, nadaje jej obiektywny, a przez to bezosobowy, żeby nie powiedzieć bez-osobisty charakter. Poeta czuje się zwolniony z takiego obowiązku, a jego biografia to dzieje przeżycia tego, co uważa się za własny światopogląd. 

Zacznijmy zatem od biografii, a później przyjrzymy się kilku wybranym przejawom związku filozofii, twórczości i życia, które u Czesława Miłosza są bardzo wyraźne.

Czesław Miłosz urodził się 30 czerwca 1911 roku w Szetejnach nad rzeką Niewiażą na Litwie. Rodzicami jego byli Aleksander Miłosz i Weronika z Kunatów. Oboje rodzice pochodzili z dawnej szlachty, więc byli głęboko zanurzeni w  historię i obyczaj kraju, w którym przyszło im żyć. Miejsce urodzenia, zarówno pod względem otoczenia przyrodniczego, jak i kultury oraz złożonych dziejów odcisnęło głęboki ślad w osobowości przyszłego poety. 

Po pierwsze przyroda. Dworek w którym spędził pierwsze lata życia zanurzony był w ciemnej zieleni otaczającego go parku schodzącego do rzeki, której dolina stanowiła specyficzny kosmos zanurzony niejako w odwiecznym porządku natury. Taką na poły zmysłowo dotykalną, a po części mistyczną zapamiętał ją Miłosz i taką później przedstawiał w swoich wierszach, ale także wpłynęła ona na jego wizje filozoficzne. Wczesne lata życia spędzone w dzikich ostępach leśnych na obserwacji zwierząt i roślin, cyklu natury sprawiły, że obudziła się w nim żyłka przyrodnika, której pozostał na swój sposób wierny mimo, że nie zrealizował jej w typowy sposób, jaki moglibyśmy sobie wyobrazić. Nie został, jak bohater swoich dziecięcych fascynacji, badaczem, który zapominał o całym świecie, kiedy w polu obserwacji pojawiał się ciekawy okaz żuka czy innego owada. Zamiast tego w jego wierszach, prozie czy eseistyce była ona stale obecna, ale również nie tak, jak do tego przyzwyczaiła nas twórczość innych poetów wywodzących swoje korzenie z lasu, wsi czy pola. Nie była to sielska uroda przesycona lekkością bycia. Miłosz widział przyrodę w pełni jej witalnego potencjału – tego budującego i tego niszczącego, tyleż piękna, co obojętnego względem ludzkich potrzeb okrucieństwa, co było jednym z pierwszych rysów specyficznych nastroju jego twórczości.

Drugim ważnym czynnikiem kraju dzieciństwa była kultura. Dziś przyjęło się nazywać tamtejsze ziemie kresami, ale Miłosz nigdy nie podpisywał się pod takim określeniem. Za kresy Rzeczypospolitej gotów był uznawać ziemie należące dziś do Ukrainy, ale nie  Litwę, jedno z dwóch państw, które weszły w skład rzeczypospolitej obojga narodów. Nie był jednak lokalnym litewskim patriotą, ale człowiekiem wychowanym w wielokulturowym środowisku, w którym współegzystowali ze sobą Polacy, Litwini, ale również przedstawiciele różnych wyznań – żydzi, muzułmanie, katolicy, prawosławni i protestanci. Wymieszane języki i sposoby życia były codziennością i czymś oczywistym dla kogoś, kto wychował się w litewskim dworze. Nawet jeżeli większość była katolicka, to choćby wspominając lata nauki szkolnej, nie było niczym dziwnym, ani zdrożnym, że kilkoro uczniów w klasie nie brało udziału w modlitwie, która rozpoczynała każdy dzień w klasie.

Trzecia sprawa to kultura dworu szlacheckiego. Choć obie rodziny, z których wywodzili się rodzice Czesława Miłosza miały długą historię, więc zaliczały się do głęboko osadzonej w dziejach elity, to nie należały do elity ekonomicznej. Była to szlachta raczej uboga, której ze szlachectwa zostały tylko tradycje i wspomnienia. Aleksander i Weronika Miłoszowie zaliczali się raczej do inteligencji o arystokratycznych korzeniach. Ona była nauczycielką, a on inżynierem. Społecznie uprzywilejowani na mocy wielowiekowej zasiedziałości kontynuowali tradycje wychowania w powiązaniu ze zróżnicowaną lokalną społecznością, ale również wpisywali się w sieć relacji kulturowych właściwych arystokracji, dzięki czemu horyzont edukacyjny sięgał niemal całej Europy. Przejawiało się to zarówno w kultywowaniu zwyczajów, wiedzy i w uczestnictwie w kulturze właściwej arystokratom. W takim zakresie, w jakim było to możliwe. Na pewno jednak horyzont doświadczeń małego Czesława Miłosza wykraczał poza zaścianek i od wczesnych lat nasiąkał nie tylko otaczającą go, tajemniczą i kuszącą przyrodą, ale i duchowym klimatem wynikającym z obecności w rodzinnym domu wytworów kultury, czy to w postaci dzieł literackich czy muzyki.

Można zatem uznać, że świat Czesława Miłosza opierał się na trzech filarach i dla dziecka musiało to być niemal idealne połączenie, w którym można by się doszukiwać cech arkadyjskich, ale w dosyć wczesnym wieku został on wyrwany z tego bezpiecznego układu, bo nie należy zapominać, że nawet jeżeli zgodzimy się z poetą, że nie były to kresy, to na pewno była to część świata leżąca na zbyt blisko granicy państw. Tych istniejących i tych które o swoje istnienie musiały walczyć. Ze stabilnego bytu rodzinę Miłoszów wyrwała rewolucja bolszewicka, która wstrząsnęła Rosją, władającą wtedy nad litewskimi ziemiami dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. 

Aleksander Miłosz jako poddany cara został wezwany do służby w wojskach inżynieryjnych. Rzucany zmieniającymi się rozkazami w różne części chwiejącego się imperium rosyjskiego był częstokroć rozłączany z resztą rodziny. Bolszewicy stanowili bezpośrednie zagrożenie dla ziemian, więc troska o bezpieczeństwo wymagała wielu zabiegów z przeprowadzką do Wilna włącznie. Niedługo później do licznych plag trawiących tamten kraj doszedł spór między Polską, która powstawała po długich latach niewoli, a Litwą, która również próbowała odzyskać samodzielny byt państwowy w obliczu zmieniającej się sytuacji międzynarodowej.

Tak styk kultur, który do niedawna mógł wydawać się wzorem harmonii zmienił się w tygiel w którym mieszały się i ścierały ze sobą interesy poszczególnych grup narodowych i społecznych. W wyniku trwających jeszcze kilka lat zmagań między państwami wielokrotnie zmieniała się przynależność państwowa Wilna, aby w 1922 roku stało się ono miastem polskim. 

W tym czasie Czesław Miłosz był już uczniem Gimnazjum im. Zygmunta Augusta. Szkoła pogłębiła jego rozdarcie, które wyniósł z rodzinnego dworu. Rozdarcie między kulturą a naturą. Daje temu wyraz w autobiograficznej książce zatytułowanej “Rodzinna Europa”. Czytamy w niej, jak biegunowo rozkładały się akcenty między silnymi osobowościami nauczycieli – księdza katechety i nauczyciela przyrody. 

Pierwszy miał kluczowe znaczenie w kwestiach wychowawczych i pilnował tego przywileju dzięki leżącej w jego ręku władzy administracyjnej w szkole. 

Religia była, jak to wspomina Miłosz wykładana na poziomie zbliżonym do niższego seminarium duchownego, więc w sposób praktycznie niezrozumiały dla uczniów. Ale musiało to obudzić w bohaterze naszej opowieści zmysł teologiczny, któremu dał wyraz w swojej twórczości wiele lat później, kiedy wątki religijne staną się istotnym składnikiem jego utworów.

Ujął to tymi słowy: “Doktryna katolicka jest bardzo trudna, bo zawiera jakby warstwy geologiczne. Naiwne pytania i odpowiedzi katechizmu” nie pozwalają dotrzeć mu do głębszej warstwy, którą jego wnikliwy umysł przeczuwa. Szczególnie jeśli zderza się z bardziej dosiężnym i racjonalnie, a nie dogmatycznie wyłożonym porządkiem przyrody. Miłosz nazwał to ścieraniem się umysłu renesansowego z religijnym. Póki co wygrywał u niego ten pierwszy i ciążył w stronę zostania zapalonym przyrodnikiem.

W gimnazjum dawał znać już jego odrębny, można powiedzieć pustelniczo – buntowniczy charakter, który będzie charakterystyczny dla jego postawy w latach późniejszych. Tak starał się radzić sobie z opresyjnym charakterem szkoły utożsamianym przez księdza prefekta, ale też z trudnymi relacjami z innymi uczniami, którzy jako młodszemu nie ułatwiali życia.

Jakkolwiek był to dla Czesława Miłosza okres licznych udręk, to niewątpliwie wyniósł z gimnazjum solidne wykształcenie nie tylko przyrodnicze, ale również w zakresie języków klasycznych i literatury. 

Na tym ostatnim polu rozwijał się również coraz bardziej, dzięki grupie samokształceniowe zawiązanej przez kilku uczniów. Z czasem stygło jego postanowienie zostania przyrodnikiem i w końcu po zdanej maturze udał się na Uniwersytet im. Stefana Batorego wybierając jako kierunek studiów polonistykę.

Szybko jednak się rozczarował względem edukacji akademickiej na tym profilu. Stwierdził, że zamiast rozwijać swoje zainteresowania i talent uczęszcza na zajęcia, które mogą być satysfakcjonujące jedynie dla panien na wydaniu, jak scharakteryzował swoje koleżanki z roku. Porzucił zatem polonistykę i rozpoczął studia prawnicze.

Jednak zmiana kierunku studiów nie oznaczała zmiany zainteresowań. W 1933 roku nakładem Koła Polonistów Uniwersytetu Stefana Batorego ukazuje się pierwszy tomik wierszy Miłosza „Poemat o czasie zastygłym” a dwa lata wcześniej wraz z grupą młodych poetów skupionych wokół pisma Żagary tworzy nieformalny ruch określany mianem awangardy wileńskiej. W odróżnieniu od innych awangardowych ruchów żagaryści nie stanowią zamkniętego kręgu o sformalizowanych wytycznych dotyczących aktywności twórczej. Program nie jest jednolity, podkreśla pokoleniową odrębność i społeczną rolę twórczości, ale w przypadku twórczości Miłosza nie jest to już takie oczywiste. On w tym czasie staje na pozycjach osobnych i rozwija w swojej poezji wątki katastroficzne.

Kwestie społeczne bardzo ważny wyznacznik tamtych czasów. Wspominałem o tym w poprzednich wykładach, które mogą Państwo obejrzeć na stronie promkultura.org/myslimypopolsku (pisane bez polskich znaków) pojawia się ten wątek w większości przedwojennych biografii. Jest on istotny we Lwowie Twardowskiego, w Warszawie Kotarbińskiego i Ossowskich czy nawet w Krakowie Kępińskiego. Nie mogło go zabraknąć w Wilnie Miłosza. Społeczeństwo polskie po latach zaborów w pełni swojej różnorodności musi wytworzyć nowe formy wzajemnego pożycia różnych grup.

Czesław Miłosz zarówno wtedy, jak i przez resztę życia będzie zajadłym krytykiem zjawisk, które miały miejsce w międzywojennym życiu publicznym. Głębokie, strukturalne problemy ekonomiczne, starcia polityczne i faszyzacja życia publicznego są dla wychowanego w atmosferze zgodnej koegzystencji przedstawicieli różnych kultur, narodowości i wyznań czymś obmierzłym.

Miłosz jako reprezentant szlachty jest niejako w centrum tego konfliktu. Ze względu na pochodzenie mógłby być przypisany do tych studentów, którzy zrzeszają się w korporacjach kultywujących hasła sławiące wielką i jednolitą etnicznie Polskę, co niejednokrotnie pcha ich w stronę faszyzmu i otwartej przemocy wobec reprezentantów innych wyznań czy narodowości.

Z  drugiej strony Miłosz ekonomicznie znajduje się bardzo nisko w drabinie społecznej. Jego rodzina jest w stanie ledwie zapewnić mu edukację, więc trzyma się ze studentami, którzy korzystają z możliwości taniego kwaterunku, darmowych obiadów w instytucjach pomocowych i siłą rzeczy daleki jest od wielkopańskich nawyków. Jak sam wspomina, częściej sięgał po mleko niż po alkohol.

Taka sytuacja mogłaby zbliżyć go do komunistów, którzy starali się zdominować drugi względem faszystów biegun nastrojów społecznych. I pewnie by się tak stało, gdyby nie wyraźna u Miłosza potrzeba odrębności. W tym przypadku wyraża się ona w ciekawym epizodzie ze studenckiego życia Czesława Miłosza, jakim była przynależność do Klubu Włóczęgów – organizacji studenckiej, która próbowała wymknąć się zaostrzającym podziałom na tych po prawej i po lewej stronie sceny politycznej.

Stowarzyszeni w Klubie Włóczęgów, mówiąc słowami poety: “Toczyli ironiczną wojnę z korporantami, zupełnie bezsilnymi wobec ludzi nie uznających pojedynków, ani spraw honorowych” 

“Włóczędzy” skupiali się na organizacji studenckich imprez turystycznych, “towarzyską poprawność tępili drwiną” i dbali o demokratyczny porządek w swoich szeregach. Na polu społeczności studenckiego Wilna wybierali sobie te aktywności, które pozwalały im przede wszystkim rozśmieszać obywateli miasta, więc w studenckich paradach zamiast nosić dumnie sztandary, jak korporanci, oni manifestowali z pielgrzymim kijem, albo organizowali Szopki Akademickie, czyli teatrzyk kukiełkowy czyniący z aktualnych tematów przedmiot żartów.

Z postawy Włóczędzy przypominali późniejszych hippisów. W starciu między dwiema źle kojarzącymi się opcjami, które ścierały się w ówczesnym życiu społecznym, byli w życiu wileńskiego uniwersytetu wentylem bezpieczeństwa, który po błazeńsku rozładowywał narastające napięcie, a przynajmniej dawał schronienie tym, którzy nie odnajdywali się w sięgających niejednokrotnie po przemoc skrajnościach.

Ten epizod pokazuje też trochę inną twarz Czesława Miłosza. 

Utrwalony w kulturze obraz tego poety jest raczej posępny, w najlepszym razie poważny, a groźne spojrzenie spod krzaczastych brwi bardziej straszy niż zachęca. Ale jak się okazuje miał on też inne oblicze, które, jeśli wierzyć biografom, nie było właściwe tylko jego latom studenckim.

Wróćmy jednak do międzywojennego Wilna. W 1934 roku Czesław Miłosz otrzymuje tytuł magistra praw. Jego twórczość poetycka zostanie dostrzeżona i zbiera pozytywne recenzje. Dzięki wsparciu życzliwych, dobrze ustosunkowanych osób, w tym między innymi Mieczysława Kotarbińskiego, brata Tadeusza Kotarbińskiego – filozofa, otrzymuje stypendium, dzięki któremu udaje się na rok do Paryża.

Po powrocie znajduje zatrudnienie w Rozgłośni Polskiego Radia w Wilnie, kontynuuje działalność pisarską, w 1937 roku odbywa kolejną podróż, tym razem do Włoch, a po powrocie do kraju przenosi się do Warszawy, gdzie kontynuuje pracę dla Polskiego Radia.

W momencie wybuchu II wojny światowej zgłasza się do obsługi wojskowej radiostacji i zostaje skierowany na front. Nie dociera tam jednak. Wraz z wojskiem zostaje ewakuowany na Węgry, jednak stamtąd przedziera się z powrotem do Polski, aż do Wilna. Ucieka stamtąd po wkroczeniu Rosjan. Wraca do Warszawy i dzięki pomocy przyjaciół dostaje posadę jako woźny w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Czas okupacji spędza uczestnicząc w podziemnym życiu literackim. Zbiór jego wierszy wydany pod pseudonimem Jan Syruć jest pierwszą publikacją poetycką wydaną w konspiracyjnym wydawnictwie w Warszawie po wkroczeniu Niemców. 

Jednocześnie uczy się angielskiego i zaczyna tłumaczyć poetów tego kręgu językowego. Wraz z bratem biorą udział w ukrywaniu żydów, po wojnie zostaje uznany za jednego ze sprawiedliwych przez Instytut Yad Vashem.

Po wybuchu powstania warszawskiego wraz z niedawno poślubioną Janiną opuszczają stolicę i udają się na kolejny etap wojennej tułaczki. Udaje im się znaleźć schronienie pod Krakowem, w majątku ziemskim należącym do rodziny żony Jerzego Turowicza, późniejszego redaktora Tygodnika Powszechnego. 

Ostatnie dni wojny to czas, kiedy Czesław Miłosz wnikliwie, ale i z niechęcią przygląda się odchodzeniu w niebyt wcześniejszego porządku społecznego. Patrzy na arystokrację jak na relikt przeszłości, który utrwala martwe formy relacji międzyludzkich i choć sam wywodzi się z tej formacji kulturowej, to daje upust swojej potrzebie odrębności.

Taką potrzebę wyraża też odcinając się od tradycyjnie pojmowanych patriotycznych obowiązków. Do historii literatury przejdzie spór, jaki toczyli wtedy w goszyckim dworze Czesław Miłosz z Janem Józefem Szczepańskim. Ten drugi był wtedy czynnym partyzantem opowiadającym się za koniecznością angażowania wszystkich sił w walkę z Niemcami, ale również z nacierającymi od wschodu Rosjanami. Miłosz stanął w opozycji do tych poglądów twierdząc, że jego obowiązkiem jest tworzyć literaturę polską, a nie ginąć za Polskę i zdecydowanie optował za uznaniem za marnowanie sił trwanie przy przemijającym kształcie świata. Echa tego sporu znajdą się po latach w książkach obu oponentów. Bo z pożytkiem dla polskiej literatury polskiej literatury obaj przeżyli wojnę i również wbrew polskiemu zwyczajowi potrafili później stanąć ponad dzielącymi ich różnicami poglądów.

Z końcem wojny Czesław Miłosz otwiera rozdział życia, który jest mu najczęściej wypominany przez rodaków. Budujący pierwsze przyczółki w Polsce reżim komunistyczny potrzebuje twórców kultury, żeby legitymizować nowy porządek. To zapewnia uprzywilejowaną pozycję intelektualistom, którzy gotowi są współpracować z nową władzą. Zaangażowanie Miłosza jest niewątpliwe, ale nie bezkrytyczne. Dba o swoją twórczą niezależność, kiedy propaganda ingeruje w napisany przez niego wraz z Jerzym Andrzejewskim scenariusz “Robinsona Warszawskiego” wycofuje swoje nazwisko. Tak długo, jak zachowuje twórczą swobodę, toleruje zależność od nowego polskiego ładu.

Zostaje dyplomatą. Od 1946 przebywa kolejno na placówkach w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Paryżu, dzięki czemu może zachować tak ceniony przez niego dystans względem spraw lokalnie polskich. Jednak realia się zmieniają, a komunistyczna władza wymaga coraz większego stopnia zaangażowania i składania bardziej wyraźnych dowodów wierności ustrojowi. Z tym Miłosz nie może się pogodzić i ostatecznie w 1950 roku, dzięki wsparciu przyjaciół, którzy po wezwaniu go do Warszawy pomagają mu odzyskać paszport i wrócić do Paryża, występuje o azyl polityczny we Francji.

Zaczyna się kolejny trudny okres w jego życiu. Jego odrębność, o którą dba tak bardzo na każdym etapie swojego życia ma teraz bardzo wysoką cenę. Zerwał z Polską, emigracja, szczególnie londyńska nie zamierza wybaczyć mu kilkuletniego romansu z komunistami. Ostoją Miłosza staje się Dom „Kultury” w Maisons-Laffitte. Jerzy Giedroyc wbrew opinii swoich najbliższych współpracowników, którzy podobnie jak kręgi londyńskiej posądzają Miłosza o to, że może być komunistycznym szpiegiem, zaczyna drukować jego teksty, dzięki czemu poeta zaczyna odbudowywać swoją pozycję jako niezależny twórca. Przypieczętowuje to wydanym w 1953 roku zbiorem tekstów zatytułowanym “Zniewolony umysł”, w którym próbuje przybliżyć zachodniemu czytelnikowi pułapki, jakie na intelektualistów zastawia system komunistyczny – pułapki znane tyleż z obserwacji, co i z własnego doświadczenia.

Życie Czesława Miłosza stabilizuje się po dziesięciu latach od opuszczenia Polski, kiedy na zaproszenie Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley przenosi się do USA i zostaje wykładowcą na Wydziale Literatur i Języków Słowiańskich. Będąc akademikiem rozwija jednocześnie twórczość poetycką, zajmuje się tłumaczeniami i szeroką działalnością publicystyczną. Przez kolejnych dwadzieścia lat dzięki wytrwałej pracy w swojej samotni na Niedźwiedzim Wzgórzu nad Zatoką San Francisco buduje pozycję niezależnego i wpływowego intelektualisty o międzynarodowym znaczeniu, czego dowodem jest przyznana mu w 1980 roku nagroda Nobla.

Pewnym jest, że prestiż związany z otrzymaniem tej najbardziej znanej na świecie nagrody literackiej był nie do przecenienia dla poety – emigranta. Nie tylko przypieczętowało to jego pozycję w środowisku pisarzy i uczyniło go postacią znaną poza wąskim gronem specjalistów, ale również pozwoliło na powrót do Polski. Po raz pierwszy od jego ucieczki w 1950 roku jego książki mogły ukazać się w oficjalnym obiegu. Oczywiście ocenzurowane, ale jednak.

W 1981 roku przyjeżdża do Polski. Znowu przychodzi mu zmierzyć się z presją włączenia w narodowy kolektyw. Tym razem nie arystokratyczny czy komunistyczny, ale związany z walczącą o demokratyzację ustroju PRL Solidarnością. Sława i pozycja międzynarodowa Miłosza sprawiają, że obok Jana Pawła II i Lecha Wałęsy staje się kolejnym kandydatem na duchowego przywódcę narodu – wielu chciało by obwołać go wieszczem. 

Dla pielęgnującego przez całe życie swoją odrębność Miłosza to bardziej zagrożenie niż przywilej. Przychodzi mu zatem lawirować między oczekiwaniami publiczności w Polsce a własnymi możliwościami ich realizacji. Ratunkiem, jak zawsze, jest jego twórczość – zbyt trudna, by wykorzystać ją jako pieśń walczących na barykadach, a jednocześnie rewidująca obowiązujące mity, którym hołdowali Polacy. 

Jego obecność jest jednak pożądana i wyrazem tego są ślady jego twórczości na ikonicznych symbolach tego okresu z Pomnikiem Poległych Stoczniowców 1970 w Gdańsku na czele. Elementem pomnika jest cytat z  wiersza “Który skrzywdziłeś”, a fragment Psalmu 29 zamieszczony jest na pomniku w tłumaczeniu Miłosza właśnie, a nie w obowiązującym w katolickiej Polsce przekładzie biblii tysiąclecia.

Późniejszym przejawem atmosfery tamtych czasów jest jeden z murali wchodzących w skład gdańskiej Galerii Malarstwa Monumentalnego. Można na nim zobaczyć stojących w tłumie Lecha Wałęsę i Czesława Miłosza, przy czym ten drugi przekazuje pierwszemu rewolwer, jako – zgodnie z intencją malarza – symbol zachęty do robienia rewolucji. Znając poglądy i postawę poety, jest to raczej przewrotna interpretacja nastawienia Miłosza, ale na pewno oddaje oczekiwania, jakie miało względem niego polskie społeczeństwo.

Upadek systemu komunistycznego w 1989 umożliwił Czesławowi Miłoszowi powrót do kraju, czyli do Polski, nie na Litwę, choć wybierając Kraków jako miejsce zamieszkania podkreślał, że najbardziej przypomina mu Wilno z atmosferą, którą zapamiętał z lat szkolnych i studenckich. Choć zimowe miesiące wolał spędzać dalej w Kaliforni, ale to chyba nie powinno nikogo dziwić.

Zmarł 14 sierpnia 2004 roku pozostawiając po sobie ogromną spuściznę literacką, został pochowany w Krypcie Zasłużonych kościoła na Skałce w Krakowie, choć odbyło się to przy silnych protestach środowisk prawicowych, które do dziś wypominają mu lewicowe postawy przed wojną i kilkuletni romans z komunistyczną władzą, a – zapewne przede wszystkim – krytykę polskich wad, z których wielu próbuje czynić cnoty wartą pielęgnowania.

Czasem określa się Czesława Miłosza mianem świadka XX wieku i jest to uzasadnione w obliczu tego, że jego życie trwało niemal tyle, a na pewno objęło wszystkie kluczowe wydarzenia historii tego okresu. 

Proponuję jednak spojrzeć na tą kwestię nie od zewnątrz, jak to czynią badacze dziejów, gdzie jednostka jest nieistotna wobec procesów, które przetaczają się przez karty kronik, ale niejako od środka, biorąc pod uwagę nawet nie tyle postawy, które przyjmują ludzie, ale przeżycia, które te postawy warunkują. Myślę, że to jest istotny wątek, jeśli przyglądamy się postaci i twórczości tego omawianego poety, ale docelowo może pozwolić on spojrzeć szerzej na doświadczenie człowieka XX wieku.

Może bardziej celowe byłoby nazwanie Miłosza nie tyle świadkiem, ale uczestnikiem XX wieku i to uczestnictwo właśnie znajduje odbicie w jego dziełach.

Wiek XX opisuje się jako ten okres historii ludzkości, na którym jak w żadnym innym decydujący wpływ na bieg dziejów miały teorie filozoficzne. Zwyczajowo rozumie się to przez przełożenie jakie idee mają na systemy polityczne, które postrzegane są jako egzekutywa względem przyjmowanych założeń teoretycznych. Tak postrzega się nazizm i komunizm, ale tak też trzeba by spojrzeć na kapitalizm, który w początku i końcu XX wieku miał ogromny wpływ na kształtowanie porządku rzeczywistości.

Takie patrzenie jednak cały czas każe nam poruszać się po tej samej płaszczyźnie uogólnienia, jaką widzimy w podręcznikach historii. Analizy myślicieli drugiej połowy XX wieku pokazują nam jednak inną perspektywę – perspektywę jednostkowego uwarunkowania klimatem epoki i wpływu, jaki różne krążące na przestrzeni czasu teorie mają na postępowanie jednostki w jej osobistym przeżyciu.

Tu można w uczestniku XX wieku – Czesławie Miłoszu zobaczyć czuły barometr nastrojów i prądów, które sprawiały, że porządek świata zmieniał się w sposób dramatyczny w tempie, którego wcześniej nie notowała historia.

Zanim analizy przeżyć człowieka XX wieku znalazły bezpośredni wyraz w eseistyce Czesława Miłosza, ich echa pobrzmiewały w jego poezji. Nie inaczej należy interpretować przedwojenny katastrofizm młodego poety, jak przeczucie nieuniknionego upadku cywilizacji zachodu, który szykowały wzmagające swoje wpływy totalitaryzmy. Zazwyczaj czytamy to jako upadek zbiorowości, ale im bardziej zanurzymy się w twórczość naszego bohatera, tym bardziej zbliżamy się do sytuacji jednostki – każdej z osobna, a z nich dopiero wyłania się obraz ogólny, który znamy z historii dziejów, społeczeństw i filozofii.

Opisy typów osobowości uwiedzionych przez komunizm, które znajdujemy w analitycznym rozkładzie w “Zniewolonym umyśle” były wstępem do refleksji nad własną postawą poety. Wielu oczekiwało od niego samokrytyki i pokajania, ale on zamiast tego w “Rodzinnej Europie” pokazuje nieskomplikowaną, choć złożoną dynamikę pogrążania się w świecie idei, który nie daje alternatywy i marksizm o który jest oskarżany przez oponentów o gorących głowach i mocnych gębach, to tylko preludium zniewolenia, które sięga o wiele głębszych korzeni.

Przeczucie upadku i niechęć do ówczesnych stosunków społecznych to jedno, drugie to wzmagająca się świadomość, że zmiana jest nieunikniona i nawet jeśli jednostce nie jest z nią po drodze, to bez znaczenia, bo wybór drogi nie jest jednostce dany. Choć za proroka tej rzeczywistości był obwołany Marks, to jednak źródła trzeba szukać głębiej, bo marksowski światopogląd wyrósł na podstawach, który stworzył inny myśliciel – Hegel.

Georg Wilhelm Friedrich Hegel – filozof z początków XIX odcisnął potężne piętno na sposobie myślenia sobie współczesnych, ale echa jego myśli były żywe do połowy XX wieku, a i dzisiaj nie brakuje prądów intelektualnych mniej lub bardziej świadomie czerpiących z jego spuścizny. 

Hegel stworzył system filozoficzny określany jako idealizm, więc można by się spodziewać oderwania od rzeczywistości, ale był to idealizm doskonale tłumaczący zjawiska dziejące się w nowoczesnym świecie. Ciągle przyspieszająca dynamika zjawisk i ścieranie się przeciwstawnych żywiołów to istotny nerw koncepcji niemieckiego filozofa. Wyrażał to w biegunowo przeciwstawnych parach składających się z tezy i antytezy. 

Zderzenie tych dwóch było źródłem syntezy, ale synteza stawała się jedynie kolejną tezą, względem której rodziła się następna antyteza… i tak dalej, i tak dalej rozwijała się historia, którą kierował duch – duch świata, duch czasu, ale w myśli Hegla nie miał on nic wspólnego z rozumieniem, które jest właściwe naszej praktyce językowej. Nie należy doszukiwać się w tym romantycznej wzniosłości, ale w myśli tego filozofa był on bezwzględnym realizatorem historii w jej rozwoju rządzącym się prawami logiki. 

A zatem prawa świata są konieczne i dzieją się, poniekąd ponad głowami nas – szeregowych śmiertelników. Możemy być w najlepszym razie przedmiotem działań ducha i to raczej zbiorowym niż indywidualnym.

Z takiej pozycji myślowej można wykonać krok w kierunku ekonomii i socjologii, aby otrzymać koncepcję Marksa, w której prawa zimno kalkulującej logiki historii są ubrane w szaty zależności kapitałowych i społecznych. 

Nie powinno dziwić, że o ile na zachodzie Europy marksizm pozostał intelektualną modą, to na wschodzie stał się, w wydaniu leninowskim i stalinowskim praktyką. Im dalej na wschód, tym bardziej społeczeństwo miało wpojone poczucie podlegania bezwzględnej konieczności. Czy miała ona twarz cara, czy wodza rewolucji, to już tylko kolejny przejaw ducha historii.

Czesław Miłosz choć wywodził się z grupy społecznej, która nie była zanurzona w poddańczym fatalizmie, był jednak wyczulony na prądy ideowe regulujące kierunki w jakich zmierzało społeczeństwo. Proces poddawania się poety tej formie ducha czasu dokonał się ostatecznie w latach wojennych, a bezpośrednim sprawcą tej przemiany był Tadeusz Kroński, znawca filozofii Kanta i Hegla, marksista, przedwojenny uczeń Tadeusza Kotarbińskiego i Władysława Tatarkiewicza, o których to filozofach możecie się Państwo dowiedzieć wielu ciekawych faktów z innych części naszego cyklu “Myślimy po polsku” zamieszczonych na stronie promkultura.org/myslimypopolsku (ale pisane bez polskich znaków).

Ich znajomość z Krońskim rozpoczęła się  w 1943 roku w okupowanej Warszawie i szybko zmieniła się w przyjaźń a nawet fascynację. 

Tadeusz Kroński, przez przyjaciół zwany Tygrysem, wciąga Miłosza w krąg swoich wielbicieli i z logiczną konsekwencją przekonuje do przyjęcia nieuniknionej konieczności historycznego rozwoju. W ten sposób wybór opcji intelektualnej przełożył się dla poety nie tyle na akceptację nowego porządku społecznego i politycznego, ale bardziej na pogodzenie z rzeczywistością, która nie może być inna, przynajmniej nie w ramach heglowsko – marksistowskiego światopoglądu.

Jako dygresję dodam, że charakterystyczne dla Miłosza było szukanie oparcia u wybitnych intelektualistów. Kiedy kilka lat później próbował ugruntować w sobie decyzję o zerwaniu z komunistyczną Polską, będąc na placówce w Stanach Zjednoczonych, pielgrzymował do mieszkającego nieopodal Alberta Einsteina zwierzając mu się ze swoich dylematów. A to tylko jeden, bardziej barwny przykład, jego postawy poznawczej.

Bardzo dosłowne traktowanie teorii filozoficznych i świadomość wynikających z nich nich konsekwencji jest rzadką właściwością. Zazwyczaj postępujemy zgodnie ze starożytną zasadą primum vivere deinde philosophari – najpierw żyć, potem filozofować, ale jak widać nie wszyscy. Choć Czesław Miłosz przyjął intelektualne konsekwencje historycznego rozwoju, to jednak w swojej praktyce życiowej, która pokrywała się w dużej mierze z aktywnością twórczą, nie mógł się z tym pogodzić, czego efektem była decyzja o emigracji, ale za tą decyzją krył się właściwy temu poecie bagaż cierpień, który został przekuty w refleksję filozoficzną.

Książka “Zniewolony umysł” to, jak wspominałem, jego próba zrozumienia i przekazania doświadczenia ludzi, którzy uwikłali się w życie w perspektywie historycznego determinizmu. Ale Miłosz uznał, że to początek analizy, do której kluczem jest wymieniony przed chwilą bagaż cierpienia, który dźwiga współczesny człowiek. 

Ponad 20 lat później wydaje zbiór esejów zatytułowany “Ziemia Ulro”. Celem powstania tego dzieła jest, jak deklaruje autor, sięgnięcie do źródła problemów, jakie trawią współczesnych zmagających się z próbą odnalezienia właściwego miejsca dla człowieka we wszechświecie – próbą ustanowienia spójnego, integralnego światopoglądu.

Heglizm, marksizm i inne współczesne doktryny to dla Miłosza późne konsekwencje przewrotu w sposobie myślenia człowieka o rzeczywistości i własnej w niej pozycji, który nastąpił po przejściu z epoki średniowiecza ku nowoczesności. Odrzucenie wcześniejszych form myślenia było dla ludzi równoznaczne z wydziedziczeniem z kosmosu, który był zrozumiały i odczuwalny na zasadzie intuicji kształtowanej bezpośrednim doświadczeniem.

Upraszczając ten pogląd, można by powiedzieć, że płaska ziemia, która jest umiejscowiona centralnie w kosmosie pomiędzy niebem a piekłem, pozwalała myśleć człowiekowi o sobie, jako o integralnej części tego kosmosu opisywanej językiem literatury, filozofii i teologii.

W momencie w którym świat stał się domeną matematyki i techniki, człowiek utracił możliwość życia w harmonii z nim, ale też i z samym sobą. Przestał rozumieć siebie i całe otoczenia. Znalazł się w krainie wygnania – w Ziemi Ulro, przeciwieństwie raju. Ulro to pojęcie zaczerpnięte z pism Williama Blake’a angielskiego poety, malarza, ale również mistyka. 

Blake staje się dla Miłosza jedną z kluczowych postaci romantycznego przesilenia, które nastąpiło w kulturze europejskiej po epoce Oświecenia. 

Romantyzm, dzięki wybiórczej edukacji, jaką odbieramy w polskiej szkole, kojarzy się nam głównie ze wzniosłym uduchowieniem i rozkoszami wybujałej uczuciowości, szczególnie skierowanej na patriotyczne zrywy powstańcze. 

Miłosz prowadzi nasze myśli ku innemu obliczu tej epoki. Była ona dla niego momentem, w którym dostrzeżono, że kultura zabrnęła zbyt daleko w kierunku matematyzacji i technicyzacji porzucając po drodze potencjał twórczej wyobraźni. 

Można by to obrazowo przedstawić jako formę amputacji. Okaleczony w ten sposób człowiek przestaje rozumieć świat, przestaje rozumieć siebie, choć doskonale potrafi ze świata i z ludzi korzystać. 

Reakcją na taki stan rzeczy był obfity w drugiej połowie XVIII wieku rozkwit ruchów mistycznych. Miłosz przytacza jako przykłady nie tylko wspomnianego już Blake’a, ale również Emanuela Swedenborga – genialnego naukowca i wynalazcę, który przeżył iluminację, po której oddał się własnym interpretacjom Pisma Świętego. 

Jednak nie tylko w kierunku duchowym szły wysiłki uratowania dawnej integralności ludzkiego bycia i poznania. Wielki niemiecki poeta, Wolfgang Goethe, o czym rzadko się wspomina, był również uczonym i przyrodnikiem. Jako taki próbował zbudować naukę, która nie skazywałaby człowieka na wygnanie do Ulro, a nie był jedynym, który szukał wyjścia z bezwzględnych okowów nowych form matematyczno – technicznego światopoglądu.

W polskiej kulturze Miłosz doszukuje się tego typu wątków u Adama Mickiewicza wychodząc poza uproszczone interpretacje jego twórczości, jakie stanowią obiegowy portret romantycznego wieszcza. 

Istotny jest także wątek Oskara Władysława Miłosza – mieszkającego w Paryżu poety i dyplomaty, krewnego Czesława Miłosza. Wspierał go w trakcie jego młodzieńczych przygód, ale też zaraził zainteresowanie gnostycyzmem, który jest przez noblistę interpretowany również jako forma ucieczki od ludzkiego wykorzenienia z porządku bytu.

Pewnym jest, że Czesław Miłosz pisząc “Ziemię Ulro” nie miał zamiaru obalać naukowego światopoglądu, ani nawoływać do powrotu do średniowiecza, które niewątpliwie z jego rozbudowaną teologią było mu bliskie. Celem Miłosza było zwrócenie uwagi w stronę wyobraźni jako czynnika kształtującego nasz sposób bycia w świecie.

Druga sprawa, to kwestia języka, jakim ten świat opisujemy. Warto zwrócić uwagę, że obie te kwestie znalazły się w centrum zainteresowania XX – wiecznej filozofii. Bo tak naprawdę, czy nauka nie jest tylko jednym z języków, którym mówimy o świecie. Należy wtedy zapytać, czy jest jednym i czy obejmuje całość uniwersum. 

Próby zbudowania nauki innej niż ta, którą znamy poniosły porażkę w sensie technicznego użycia, ale nie należy zapominać, że cele ludzkich wysiłków poznawczych były zawsze dwa: użycie oraz poznanie. I wcale nie muszą się one przekładać na siebie bezpośrednio, a kiedy wychodzą poza właściwe sobie dziedziny mogą być przyczyną cierpień, które w swojej twórczości śledzi poeta.

Drogi poezji i filozofii rozeszły się dawno temu, przynajmniej w teorii. Znana z epoki antycznej krytyka, jaką Platon wyraził względem poetów zaważyła na stosunkach między reprezentantami tych dwóch dziedzin. Wiek XX jednak zaczął przełamywać ten podział. Język okazał się nie tylko domeną badań analitycznych, ale stał się polem odkryć i szansą na przedarcie się do samego bytu. Badanie sensu słów stało się możliwością na tyle płodną jeśli chodzi o zrozumienie sytuacji człowieka, szczególnie po doświadczeniach XX wieku, że skłoniło wielu myślicieli do porzucenia logicznej ścisłości i logicznej konieczności.

Czesław Miłosz jakby zrealizował ten postulat z drugiej strony podziału między dziedzinami. Od strony poezji przesunął swoją twórczość w stronę filozofii. Jedną z form, którą stosował był poetycki traktat. Traktat to dawna nazwa rozważań filozoficznych czy dzieł naukowych. U Miłosza mamy traktaty poetycki, moralny, teologiczny jako formy wierszowanych wypowiedzi, które mają nas zbliżyć do zrozumienia świata. A zatem nie tylko w liczne utwory pisane prozą, ale również wiersze spełniają funkcje poznawcze. 

W takim mariażu filozofii, teologii i poezji zapewne szukał poeta sposobu na powrót z Ulro – ziemi wydziedziczonej wyobraźni. Na ile mu się to udało, to już zostawiam indywidualnej Państwa ocenie, bo pamiętać trzeba, że poezja to forma zachwytu nad tym co jednostkowe, filozofia zaś szuka zasad ogólnych. Ale czy to, co ogólne istnieje poza tym, co jednostkowe?

To stary spór filozoficzny, którego rozstrzygnięcie nie jest obojętne dla tego jak żyjemy. To jeden z podstawowych problemów filozofii średniowiecznej, którą tak sobie upodobał Czesław Miłosz i jak mawiał na stare lata niewiele jest przyjemności większych niż studiowanie dzieł Tomasza z Akwinu. 

Ja bym jednak zaczął od dzieł Czesława Miłosza, co i Państwu polecam.

A tymczasem dziękuję za wspólnie spędzony czas.

Tych z Państwa, którzy nie mieli jeszcze okazji wysłuchać opowieści o innych polskich myślicielach zapraszam na stronę promkultura.org/myslimypopolsku (pisane bez polskich znaków), gdzie znajdziecie Państwo zapis pozostałych dziesięciu wykładów z tego cyklu.

Zachęcam do kliknięcia łapki w górę pod filmem oraz do subskrypcji naszego kanału na YT, aby być na bieżąco z nowymi nagraniami, które będziemy tam zamieszczać.

Opiniami, uwagami czy pytaniami mogą się Państwo podzielić z nami na naszym profilu fejsbukowym, albo przesłać je do nas mailem na adres, który znajdziecie Państwo na stronie promkultura.org. 

Zapraszamy.