fbpx

Szanowni Państwo,

spotykamy się po raz drugi w cyklu “Myślimy po polsku”. Jest to projekt, który ma na celu przybliżyć szerszej publiczności postaci polskich filozofów oraz ich dorobek intelektualny, czyli myśli, które dla nas przygotowali. 

Filozofia nie jest dziedziną, która często pojawia się w przestrzeni publicznej, nie króluje w mediach, ani nie wydaje się być pierwszym tematem rozmów, który przychodzi nam do głowy, kiedy spotykamy znajomych. Ale ile można rozmawiać o pogodzie, piłce nożnej czy ostatnio o tenisie.

A poważniej mówiąc, to filozofia jest sposobem radzenia sobie z rzeczywistością przy użyciu mocy właściwej każdemu człowiekowi jaką jest rozum. I mimo, że często posądzamy bliźnich, że niechętnie po ten sposób sięgają, to prawda jest taka, że z rozumu korzysta każdy, ale nie wszyscy wykorzystują należycie jego potencjał. Z tego względu warto sięgać po filozofię i ćwiczyć to narzędzie. A przecież każde narzędzie dostosowane jest do specyficznych potrzeb, więc możemy podejrzewać, że filozofia powstała na naszym rodzimym gruncie będzie bardziej precyzyjnie odpowiadać na nasze potrzeby, niż filozofia w ogóle. Czyli wywnioskować by można było, że polscy filozofowie pomogą radzić nam sobie z naszą polską rzeczywistością. 

Czy tak jest rzeczywiście? Proponuję sprawdzić. Jestem przekonany, że nie doznają Państwo zawodu.

Podobnie jak podejrzewam uważał nasz polski Sejm, kiedy rok 2020 ustanawiał uchwałą rokiem Romana Ingardena i Józefa Marii Bocheńskiego – dwóch postaci, które swoje życie poświęciły filozofii, a szerszej publiczności pozostają praktycznie nieznane. Podobnie jak wielu innych polskich filozofów i myślicieli.

Bo ten cykl będzie opowiadał nie tylko o filozofach w ścisłym sensie, ale o ludziach, którzy namysł nad światem i ludźmi w swojej pracy podejmowali i pozostawili po sobie świadectwa mądrości, z której możemy czerpać.

Pierwszy wykład poświęciłem Kazimierzowi Twardowskiemu jako osobie i uczonemu, który wywarł bardzo istotny wpływ na polską filozofię, można stwierdzić, że nie tylko jego poglądy i koncepcje, ale również działania organizatorska i pedagogiczna wytyczyła szlaki, po których porusza się życie filozoficzne w Polsce po dziś dzień. Po szczegóły odsyłam do nagrania, które dostępne jest na naszej stronie internetowej promkultura.org/myslimypopolsku.

Poza Kazimierzem Twardowskim omówiłem szkołę lwowsko – warszawską, którą stworzyli jego uczniowie i o osiągnięciach kilku z nich opowiedziałem przy tamtej okazji, ale była to zaledwie część z ludzi, których Twardowski wykształcił, a o kolejnych przyjdzie mi jeszcze opowiedzieć szczegółowo.

Jednym z nich jest Władysław Tatarkiewicz, choć droga jego formacji intelektualnej była bardzo złożona. Ale może zacznę od encyklopedycznej informacji biograficznej, bo taki wzorzec przedstawiania filozofa zaproponował nam … sam Tatarkiewicz.

ur. 3 IV 1886 w Warszawie, był młodszym synem znanego i cenionego  prawnika, stąd może nie powinien dziwić wybór pierwszego kierunku studiów, bo w latach 1903–1905 studiował prawo na UW, ale już od 1905 antropologię i zoologię w Zurychu, następnie filozofię na uniwersytetach w Berlinie i Marburgu (1905–1910) oraz w Collège de France w Paryżu (1911–1912). W 1910 obronił w Marburgu pracę doktorską pt. Die Disposition der aristotelischen Prinzipien.

Jego nauczycielami w Polsce byli L. Krzywicki, K. Twardowski, A. Mahrburg,

W. Weryho, w Berlinie G. Simmel, w Marburgu H. Cohen i P. Natorp, w

Paryżu H. Bergson i P. Janet. 

W 1915 objął jedną z dwóch katedr filozofii na UW (kierownikiem drugiej został J. Łukasiewicz), następnie kierował Katedrą Filozofii na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie (1919–1921), Katedrą Estetyki i Najnowszej Historii Sztuki na Uniwersytecie Poznańskim (1921– 1923); od 1923 nauczał ponownie na UW. 

Podczas II wojny światowej brał udział w tajnym nauczaniu (1939–1944). Po wojnie wraca na UW, ale już w 1949 władze komunistyczne wskutek donosu 

wydały mu zakaz wykładania (do 1956 kiedy na 5 lat wraca jeszcze na warszawską katedrę Wykładał w USA (Berkeley 1967 – 1968) i Szwajcarii (Lozanna 1974). Ceniony w międzynarodowych środowiskach filozoficznych był aktywnym uczestnikiem zjazdów i kongresów. Zmarł w 1981 r. w Warszawie.

Teraz powinienem przejść do referowania poglądów filozofa, ale poczekam z tym jeszcze, bo po pierwsze Władysław Tatarkiewicz znany jest przede wszystkim nie jako filozof, ale jako historyk filozofii. We wspominkarskich wypowiedziach sam o sobie niechętnie mówił jako o filozofie, prezentował się jako historyk filozofii i jako taki został w kulturze polskiej zapamiętany i taki jego wizerunek jest umacniany w kolejnych pokoleniach przynajmniej od czasów powojennych.

Nietrudno się skłonić ku takiej wizji, ponieważ najbardziej znane dzieło Władysława Tatarkiewicza to trzytomowa historia filozofii. Książka, która po raz pierwszy ukazała się w 1931 r. we Lwowie. Wtedy składała się jeszcze z dwóch tomów, trzeci został dołączony w 1950 r. Od tego czasu wznawiano kolejne wydania 22-krotnie. Nie udało mi się niestety zdobyć informacji o nakładach, więc nie wiem ile egzemplarzy tej książki rozeszło się po Polsce, ale pewnym jest, że nie są to liczby małe. Gdyby zatem mierzyć rangę tego autora ilością sprzedanych egzemplarzy, to niewątpliwie strącił by z podium autorów poczytnych bestsellerów. Myślę, że nie przesadzę, jeśli powiem, że książka ta była na wyposażeniu każdej biblioteki publicznej. Do niedawna można było mieć pewność, że jeśli nie znaleźliście Tatarkiewicza w w katalogu biblioteki, to najpewniej dlatego, że ktoś tę książkę ukradł i jeszcze nie uzupełniono braku.

Ale nie o sukcesie komercyjnym tu chciałbym mówić, bo nie wiem nawet, czy Władysław Tatarkiewicz – ten zapamiętany ze swojej skromności człowiek miał szansę wymiernie skorzystać z owoców swojej pracy, ale niewątpliwie owoce te i mówię teraz o aspekcie pozamaterialnym były przeogromne i trwają po dziś dzień. 

Przed chwilą wymieniłem aspekt ilościowy sukcesu, jaki odniosła “Historia Filozofii”. Ale jej prawdziwa wartość tkwi w jej oddziaływaniu na kulturę Polaków. 

Ja oczywiście patrzę na te trzy woluminy z perspektywy człowieka, który odebrał akademickie wykształcenie filozoficzne. Dla osób takich, jak ja, książka Tatarkiewicza była najczęściej pierwszym profesjonalnym punktem styczności z opracowaniami myśli innych filozofów. To jeszcze nie jest powód, żeby wpływ ten rozciągać na całość edukacji akademickiej. 

Przecież każda dziedzina wiedzy, każdy kierunek studiów ma swoją “biblię” od której zorganizowana na poziomie wyższym edukacja się zaczyna i która stanowi się fundament, na którym budują już inni autorzy poruszający się po obszarach o węższych zakresach.

Ale jeśli chodzi o filozofię to sytuacja tej dziedziny wiedzy jest trochę inna i to też wpłynęło na masowy odbiór “Historii filozofii” Tatarkiewicza. Dzisiejsza specjalizacja nauk i idący za nią system nauczania trochę zaciemnia ten obraz, ale nauczanie akademickie wyrasta ze źródła filozofii. Samo określenie AKADEMICKI określający ogólnie szkolnictwo wyższe wzięło się od Gaju Akademosa miejsca w Starożytnych Atenach poświęconego herosowi z greckiej mitologii, miejsca w którym mieściła się Platońska Akademia. W czasach odległych filozofia określała całość wiedzy, jaką ludzkość może pozyskać, a znana nam dziś specjalizacja nauk to już efekt rozwoju, którego intensywność narasta od początku czasów nowożytnych.

Jeżeli wyobrazimy sobie dzisiejszych naukowców jako spadkobierców tradycji Platona, Arystotelesa i wielu innych starożytnych i późniejszych filozofów, to hołdem jaki te późne dzieci składają swoim przodkom jest właśnie obecność przedmiotu filozofia w całym systemie nauczania wyższego. Zajęcia z filozofii wchodzą w skład programów kształcenia na każdej uczelni, nie tylko na uniwersytetach, ale również w szkołach artystycznych, na politechnikach, szkołach medycznych. Dla studentów oznacza to zazwyczaj krótki epizod w postaci jednego semestru zajęć, które często udaje się opuścić, ale jeśli przychodzi do egzaminu, to wcześniej w większości wypadków sięgają do “Historii filozofii” Tatarkiewicza.

Drugim ukłonem w stronę tradycji jest przepis określający, że zdając egzamin doktorski należy przed komisją wykazać się nie tylko wiedzą będącą przedmiotem doktoratu, ale również wiedzą z zakresu filozofii. Podstawową, a więc bardzo często zaczerpniętą z “Historii filozofii” Władysława Tatarkiewicza.

No ale nie samych studentów mamy w Polsce, ale “Historia filozofii” sprawdza się również na poziomie wcześniejszym, czyli już uczniowie szkół średnich, jeżeli wykazują zainteresowanie filozofią, to sięgają po to dzieło, co dowodzi jego uniwersalności. Nie jest to książka pisana językiem specjalistów od zakurzonych książek, a nawet mimo nieuniknionej dziś pewnej archaiczności języka, jest w pełni zrozumiała i nadal pożyteczna. Ale o tym potem. 

Jeśli chciałbym wyrazić to językiem marketingu, to na takich podstawach odbyło się pozycjonowanie marki jaką jest trzytomowa “Historia filozofii” albo marki jaką jest “Władysław Tatarkiewicz”. Dzięki temu kiedyś każdy inteligent, a dziś, każdy człowiek wykształcony zna to nazwisko. 

To opisuje “Historię filozofii” jakoby z zewnątrz, jej oddziaływanie, wpływ społeczny, zaspokojenie pewnej potrzeby. Ale przyjrzyjmy się samej pracy, jaką Władysław Tatarkiewicz musiał wykonać, żeby opisane wyżej zjawiska mogły mieć miejsce. Patrząc na dzieło, przez jego pryzmat przyjrzymy się też autorowi.

Trzeba zaznaczyć, że dzieło o tak przekrojowym podejściu w języku polskim nie powstało wcześniej, ani później. 

 Proszę wyobrazić sobie przegląd 2,5 tysiąca lat historii ludzkiej myśli. Przecież to jest ogrom mrówczej pracy, a proszę sobie jeszcze do tego wyobrazić, że Władysław Tatarkiewicz realizował swoje przedsięwzięcie w czasach, gdy źródła wiedzy były tylko na papierze, a większość dzieł filozoficznych dostępna jedynie w językach oryginalnych. Poczynając od starożytnej greki, przez łacinę, po języki nowożytne we wszystkich ich wersjach historycznych. 

A nie wystarczyło znać języki. Ale samo dotarcie do tekstów oznaczało ogrom starań, bo przecież krajowe zasoby, przetrzebione przez wieki niespokojnej historii i powierzchownie zakorzenionych tradycji intelektualnych nie zapewniały takiego  luksusu, jakim są bogate zbiory biblioteczne.

Ale nie wystarczyło jeszcze dotrzeć do źródeł, przeczytać, skatalogować. Pisanie historii to nie jest prosty przekaz zebranych faktów. 

Każdy zna powiedzenie, że historię piszą zwycięzcy. Oznacza to w najlepszym razie tyle, że autor opowieści nie jest bezstronny. Możemy dążyć do obiektywizmu, ale namysł nad dziejopisarstwem wykazuje, że nie jesteśmy jedynie transparentnym przekaźnikiem. W opowieściach pozostawiamy własny ślad.

Jeszcze trudniejsza okazuje się ta praca, kiedy staramy się relacjonować nie wydarzenia, ale cudze myśli. Interpretacja jest tu niezbywalnym elementem. Proszę ze szkoły przypomnieć sobie słynne pytanie nauczyciela języka polskiego “co poeta miał na myśli?” Kiedy porównuje się dzieła filozofów relacjonujących własne lektury dzieł innych filozofów zjawisko to jest bardzo wyraźne. Tatarkiewicz zdawał sobie z tego sprawę. W późniejszych słowach formułował to tak: “Historyk znajduje w dokumentach tylko te myśli, które sam powziął”. Może wydawać się, że to przekreśla zasadność wysiłków podejmowanych przez historyka filozofii, ale byłoby to słuszne tylko gdybyśmy przyjmowali skrajną wersję tego zdania, a Tatarkiewicz daleki był od skrajności i wzorem swego mistrza Kazimierza Twardowskiego szukał kompromisu między myślą a rzeczywistości, między prawdą a poznającym je podmiotem.

Sposób na rozwiązanie tego dylematu Tatarkiewicz znalazł w specyficznej metodzie, jaką przyjął pisząc “Historię filozofii”. Otóż wyszedł on z założenia, że jedynym sposobem na uniknięcie skłonności do nadmiernej interpretacji omawianych poglądów jest wejście w rolę filozofa, którego myśl się relacjonuje. Oczywiście nie było to nowe stanowisko, opierał się tu na poglądach wcześniejszych badaczy historii filozofii, ale przyznać mu trzeba, że wykonał je doskonale i kiedy przechodzi się przez kolejne rozdziały “Historii filozofii” to właśnie takie wrażenie się odbiera, że autor stara się być jak najbardziej przezroczysty dla czytelnika i że obcujemy tym filozofem, który aktualnie jest omawiany.

Tak przekonujący efekt świadczy niezwykłej klasie intelektualnej Władysława Tatarkiewicza. Trzeba wykazać się naprawdę dobrą znajomością cudzej myśli, żeby podjąć skuteczną próbę wejścia w jego rolę. Ponadto trzeba mieć bardzo jasną wizję własnych poglądów (bo nie sposób ich nie mieć), żeby móc je w takim stopniu przekroczyć. Myślę, że to również kwestia niezwykłych przymiotów osobistych Tatarkiewicza, o których wspominają osoby, które miały możliwość poznać go osobiście. W tym przypadku myślę o otwartości umysłu na poglądy i postawy innych oraz elastyczność myślenia własnego, zdolność do szanowania odmienności. To jest trudne w ramach wysiłku intelektualnego. Pomyślcie Państwo o własnych poglądach na jakąkolwiek sprawę i spróbujcie wcielić się w rolę osoby o odmiennych zapatrywaniach. Tak przekonująco, żebyście aż sami chcieli w to uwierzyć.

Trudność ta przekłada się również na postawy życiowe. 

Dla mnie takim obrazem ukazującym życiową postawę Władysława Tatarkiewicza, jego otwartość i elastyczność myślenia jest opowieść prof. Bohdana Dziemidoka, który miał okazję razem z autorem “Historii filozofii” znaleźć się w 1968 roku w Berkeley. Kalifornia była wtedy sceną licznych kontrkulturowych manifestacji, które kojarzymy pod hasłem ruchu hippisowskiego, a na tamtejszych ulicach spotykało się nagminnie tłumy kolorowo ubranej młodzieży raczącej się skrętami z marihuaną. W trakcie jednego ze wspólnych spacerów patrząc na to barwne zjawisko zafrapowany wiekowy już prof. Tatarkiewicz powiedział do podówczas młodego doktoranta “A wie pan, panie Bohdanie, to ciekawe, musiałbym kiedyś spróbować”.

Żeby uczynić bardziej wyraźnymi rysy tego obrazu, prosze wyobrazić sobie eleganckiego starszego pana, który wywodzi się z rodziny mieszczańskiej i w takim duchu był wychowany, któremu nie sprawia kłopotu dopuszczenie do siebie jako sensownej myśli godnej artysty przeklętego, jakim był np. Witkacy.

A zatem otwarta postawa w życiu i w działalności naukowej szły tutaj pod rękę, zapewne z pożytkiem dla jednej i drugiej sfery. I takiej postawy wyrazem były dzieła Władysława Tatarkiewicza.

Żeby jednak “Historia filozofii” mogła wejść w powszechny obieg nie wystarczyło to, że była dziełem przekrojowym o niezwykłym zakresie, ani to że nie miała konkurencji w postaci innych analogicznych. Nie wystarczyło również to, że autor dokonał ogromnej pracy, żeby źródła przeanalizować, zrozumieć i wcielić się w poszczególnych myślicieli. Ogromnym walorem tej książki jest język, jakim jest napisana. Język umożliwiający czytanie jej licealistom bez przygotowania filozoficznego bez utraty wartości merytorycznych.

Źródło takiego podejścia tkwi w dziedzictwie szkoły lwowsko – warszawskiej. Przypomnę słowa Kazimierza Twardowskiego, że kto niejasno mówi, ten niejasno myśli”. Był to probierz jakości intelektualnej wytworów filozofa.

Tatarkiewicz utożsamiał się z takim ideałem w zupełności. Wyrażając to jego własnymi słowami:

“Za mój obowiązek pisarza mam przede wszystkim: wyłożyć rzecz prosto i jasno. Uważam za ciężki zarzut, gdy ktoś mi powie, że mnie nie zrozumiał”. 

i podejmuje wątek w innym miejscu:

“Jedną z intencji tego, co napisałem, był: uprościć obrazy świata, w szczególności świata ludzkich czynności i wytworów i przez uproszczenie uczynić go przejrzystym i bardziej zrozumiałym.”

Tyle opowiadania o książce “Historia filozofii”, jej historia, forma i zawartość mówią nam dużo o autorze, ale nie wszystko. Dzieło takie mogłoby wystarczyć niektórym na całe życie pracy, ale Władysław Tatarkiewicz na tym nie poprzestał. Swoją misję historyka filozofii realizował konsekwentnie i oprócz omówionego dzieła zrealizował kolejne o nie mniejszym rozmachu “Historię estetyki”. 

Impulsem do napisania tej książki było stwierdzenie, które znajdujemy we wstępie do pierwszego tomu, że o ile w Europie do XIX wieku powstawały dzieła omawiające całość dziejów tej dziedziny, o tyle wiek XX nie doczekał się kompleksowego opracowania i lukę taką należało wypełnić. A zatem zamysł twórczy sięgał tu już nie tylko granic polski, ale obejmował już Europę i taka też była jego recepcja. 

Jak już wspomniałem na początku Władysław Tatarkiewicz był postacią znana i cenioną w świecie naukowym poza Polską i “Historia estetyki” pozycję autora ugruntowała.

Jeżeli chodzi o przekrojowość opracowania, to sięga ona równie głęboko w dzieje myśli, co “Historia filozofii” i pisana jest równie przystępnym językiem. Ale tu oczywiście nie ma co się spodziewać równie spektakularnego sukcesu wydawniczego, gdyż jest to praca omawiająca szczegółowo zaledwie jeden z działów wchodzących w skład filozofii, a zatem skierowana do osób specjalizujących się w tej dziedzinie. 

W tej, czyli w jakiej? Czym jest estetyka w rozumieniu Tatarkiewicza jako historyka?

Tu znowu przyjdzie mi odnieść się do dziedzictwa Kazimierza Twardowskiego i analitycznej szkoły lwowsko – warszawskiej. Niektórzy z Państwa może pamiętają z pierwszego wykładu, że podstawowym czynnikiem wszelkich wysiłków filozoficznych powinna być analiza pojęciowa, czyli dokładne zbadanie sposobów w jaki konkretne pojęcia były używane wcześniej i określenie, który z tych, a może jakiś nowy sposób definiowania będzie właściwy prowadzonym rozważaniom.

Tak też przystępuje do tego tematu Tatarkiewicz. Estetyka czyli teoria piękna. Ale również Estetyka jako teoria sztuki. Bo dwojako ten termin rozumiano i dwojakimi torami musi historyk swoje badania prowadzić. Ale nie tylko nauka o pięknie, o sztuce, ale nauka o przeżyciach, jakie sztuka wywołuje w swoich odbiorcach. A poza tym nie tylko teoria jest źródłem wiadomości dla historyka, ale również praktyka artystyczna, z której poglądy na istoty zjawisk zachodzących w jej obrębie można wywnioskować. A jeśli sztuka, to przecież w całej mnogości wchodzących w jej obręb dziedzin, a to i twórczość plastyczna, literacka i jeszcze muzyczna. 

Znowu ukazuje się nam ogrom materiału, który Władysław Tatarkiewicz bierze na warsztat, żeby sprawdzać, jakimi torami poruszały się myśli teoretyków i praktyków i co warto o tych zjawiskach się dowiedzieć i zachować dla potomnych. I znowu wytrwały czytelnik znajdzie tu klarowny przewodnik, który pomaga poruszać się po całokształcie idei, słów, pojęć które pozwalają nam zrozumieć zjawiska z tej dziedziny. A jest tych pojęć dużo, stosownie do złożoności zjawiska. 

Dziś bardzo popularne jest słowo dizajn.

Otóż pochodzi od włoskiego disegno i pojawiło się w dyskursie o sztuce w epoce renesansu. Dosłownie oznacza rysunek, ale [i tu będę cytował Tatarkiewicza z II tomu Historii Estetyki:] “także projekt, zamiar. Oznaczał obie rzeczy naraz, mianowicie ten rysunek, tę formę, ten zarys przedmiotu, który ma źródło nie w przedmiocie, lecz w podmiocie, w artyście, w jego projekcie, zamiarze, pomyśle, koncepcji. Disegno to nie to, co artysta odtwarza, lecz to, co tworzy. Jest to czynnik aktywny sztuki w przeciwstawieniu do czynnika biernego. Pojęcie to, które około r. 1400 pojawiło się u Cenniniego, pozostanie w estetyce Odrodzenia stale na pierwszym planie.”

Przykład ten wybrałem nie bez przyczyny. Słowa dizajn dizajner, dizajnerski i tak dalej są dziś bardzo popularne, więc chciałem zachęcić Państwa do eksperymentu myślowego polegającego na porównania definicji przytoczonej przeze mnie definicji z dzisiejszym sposobem rozumienia tego pojęcia. To pozwoli się Państwu spróbować metody stosowanej przez Tatarkiewicza, po pierwsze wykonać analizę pojęciową używanego na co dzień słowa, a następnie zestawić z historycznym. Możemy wtedy zastanowić się, co zdarzyło się przez sześć wieków, że słowo z żargonu specjalistów od sztuki weszło w obieg powszechny i jak przesunęły się akcenty znaczeniowe.

Tutaj możemy wspomnieć jeszcze jedną wypowiedź Tatarkiewicza z trzeciego tomu pracy o estetyce: 

“Zadaniem historii nie jest tylko znajdować jakie kiedy rodziły się myśli nowe. Ale także stwierdzać, jakie myśli, stare czy nowe, odpowiadały ludziom.” 

Badanie ewolucji znaczeniowej pojęć to przedmiot innej pracy Władysława Tatarkiewicza. Nomen omen – “Dzieje sześciu pojęć”. Pamiętam kiedyś pokazałem tą książkę znajomej, która zakrzyknęła “co, tylko sześć pojęć a taka gruba książka”. No widać tyle miejsca trzeba, żeby rzetelny badacz opisał, jak wyglądała ewolucja rozumienia pewnych terminów na przestrzeni wieków. W tym przypadku, te sześć pojęć to: sztuka, piękno, forma, twórczość, odtwórczość i przeżycie estetyczne.

Jeżeli przyjrzymy się temu, czego dokonuje Władysław Tatarkiewicz na kartach dwóch wspomnianych przed chwilą książek, to najłatwiej byłoby porównać z rozwijającą się dynamicznie od lat 60-tych XX wieku dziedziną humanistyki zwaną historią idei. Można zatem uznać, że realizując skrupulatnie zalecenia Kazimierza Twardowskiego i szkoły lwowsko – warszawskiej uprawiał historię idei jeszcze zanim stał się modna.

Myślę, że jest to dobry moment, żeby przejść do innego wątku naszej opowieści o Władysławie Tatarkiewiczu. Dotąd omawiałem jego dokonania jako historyka filozofii, historyka myśli. Osoby, która relacjonuje poglądy innych filozofów. Ale czy jego samego można by określić tym mianem? Czy wykazał się na tym polu oryginalną twórczością?

On sam, niechętnie określał siebie mianem filozofa. Pozwolę sobie zacytować fragment autobiograficznej wypowiedzi Tatarkiewicza: “Zajmowałem się – jako historyk – tym, co wielcy myśliciele sądzili o bycie i wszechświecie, ale to co innego niż wypowiadać się samemu. Jeżeli sam się wypowiadałem o świecie, to tylko o jego niektórych własnościach: moralnych i estetycznych, usiłując je uprościć i rozwikłać; jednakże myśli mych nigdy nie rozwijałem w system. (…) Nie odbiera mi to jeszcze prawa do tytułu filozofa: choć tak nazywa się nie tylko tych, co formułują teorię bytu, ale także tych, co dowodzą, że tej teorii uformować niepodobna. (…) ja nie umiałem takiej teorii uformować (…) i nie twierdzę (..) że wiedza nasza ogranicza się do jednostkowych faktów.”  

Widać w rozumieniu tego pojęcia dostrzegał coś ogromnego, czego jego wspominana wielokrotnie skromność nie pozwalała orzec o sobie samym. A może przyczyną było to, że zgodnie ze swoim mentalnym azymutem wpierw musiałby przeprowadzić sążnistą analizę pojęcia filozofii, a skupiał się na innych tematach.

A jednak jego uczniowie i odbiorcy wysnuli nić własnej twórczości filozoficznej Władysława Tatarkiewicza z jego dzieł. Trzeźwo oceniał, że nie stworzył systemu, ale wpisał się inny, który rozwijał na polach, które wymienił w cytowanym wyżej wspomnieniu: moralności i estetyki. Żeby objąć to jednym pojęciem, należałoby stwierdzić, że Tatarkiewicz poza historią filozofii zajmował się aksjologią.

Aksjologia to dział filozofii trudniący się namysłem nad wartościami. Teoria wartości, czyli tego, co ludzie gotowi są uznać za cenne. To, co cenne, to bardzo szerokie pole badań, bo obejmować może tak samo zjawiska związane ze sprawami etycznymi, moralnymi, estetycznymi, religijnymi ale też ekonomicznymi i poznawczymi. Tym samym aksjologia nie może ograniczać się do metod właściwych filozofii, ale jest z założenia zjawiskiem interdyscyplinarnym, bo wyłącznie w taki sposób może ogarnąć wszystkie pola, na których doszukujemy się takiej lub innej korzyści.

Jeżeli chodzi o zadania, jakie spełnia aksjologia to zajmuje się ona 

  • określaniem natury istoty wartości – czym one są, czy mają charakter realny czy tylko tylko wyobrażony, czy są obiektywne, czy subiektywne, absolutne czy względne
  • klasyfikacją wartości – doszukiwaniem się kryteriów ich oceny, czy są celami same w sobie, czy może są nimi ze względu na coś innego, więc mają charakter tylko instrumentalny
  • sposobem ich funkcjonowania w ludzkiej praktyce, relacjami jakie między nimi zachodzą
  • ustalaniem hierarchii wartości
  • itp. 

Wracając do Tatarkiewicza przypomnę, że ze wszystkich zagadnień, którymi aksjologia zajmuje się lub zajmować by się mogła, jego interesowały te, które wchodzą w zakres etyki i estetyki.

Jeżeli chodzi o estetykę, to śledząc na przestrzeni życia filozofa różne wypowiedzi o wartościach estetycznych można stwierdzić, że skłaniał się ku określeniu ich jako obiektywnych, ale dogłębne studia nad tematem były przyczyną łagodzenia tego stanowiska. Wśród teoretyków sztuki i piękna dużą rolę odgrywają subiektywiści upatrujący tych wartości po stronie podmiotu, a nie przedmiotów. Nie mniej liczni są również relatywiści, którzy nie przypisują wartościom tego typu trwałych atrybutów, a uzależniają je od innych czynników (np. gust epoki). Z tymi stanowiskami Tatarkiewicz pozostawał w ciągłej dyskusji. 

Podsumowując jego stanowisko, które określić można jako umiarkowany obiektywizm. Jako argumenty przeciwko relatywistom i subiektywistom wytaczał własne takie jak:

  • trwałość pewnych norm określających kanony piękna
  • istotną rolę wartości estetycznych w zaspokajaniu potrzeb człowieka, a zatem tak określoną konieczność ich istnienia
  • dopuszczał pluralizm wartości estetycznych, wynikający z wielości rodzajów aktywności w sztuce, tym samym nie wszystkie wartości są aktualnie realizowane, a nie że ich nie ma
  • mimo, że spostrzeżenia wartości estetycznych są subiektywne, to jednak sam fakt spostrzegania jest obiektywny, a zatem to coś, co jest spostrzegane, nawet jeśli zniekształcone przez postrzegającego musi istnieć

z tym ostatnim wiąże się założenie, które przyjmował Tatarkiewicz, że wartości estetyczne są właściwe ludziom i przedmiotom, ale mimo ich istnienia obiektywnego w ich postrzeganiu, określaniu i konstytuowaniu ma swój współudział człowiek jako odbiorca.

Zawodności wybranych teorii estetycznych doszukiwał się w wadliwości pojęć, którymi się posługiwały np. pojęcia przedmiotu i przeżycia estetycznego uznawał za często mylone. Sam porządkując pojęcia przeżycie estetyczne definiował trojako:

  • jako doznanie w trakcie kontemplacji wyglądu przedmiotów, w których dominuje czynnik zmysłowy
  • jako przeżycie literackie, kiedy istotny w doznaniu jest czynnik intelektualny
  • jako przeżycie poetyckie, kiedy doznanie jest zabarwione emocjonalnie

Podobnie powinno rozróżniać się postawy, przedmioty i wartości estetyczne.

Nie bez znaczenia były dla niego również duchowe walory dzieła sztuki.

Generalnie definiował dzieło sztuki, jako przedmiot zdolny “zachwycać, bądź wzruszać, bądź wstrząsać.” Czyli sztuka to to, co nie pozostawia nas obojętnymi.

Obok wartości estetycznych, które, jak powiedziałem przed chwilą, właściwe są przedmiotom i ludziom, są wartości właściwe tylko tym ostatnim. Wymieniał tu Tatarkiewicz wartości poznawcze, hedoniczne i moralne. 

Przyjrzyjmy się tym trzecim.

Zainteresowanie etyką wyraził we wczesnej pracy zatytułowanej “O bezwzględności dobra” z 1919 r. Tytuł pracy określał jego stanowisko. O ile w estetyce Tatarkiewicz był skłonny negocjować kwestie wartości, to w etyce nie pozostawiał pola do dyskusji. Twierdził zdecydowanie, że wartości etyczne mają charakter absolutny. Podobnie jak w przypadku estetyki problemów w kwestii pojęć etycznych doszukiwał się w niejasnych sformułowaniach problemu i konieczności przeprowadzenia porządkujących analiz semantycznych, czyli opartych o rozumienie terminów używanych w dyskusjach na temat dobra. 

Nie wchodząc zbytnio w szczegóły, ale dla przykładu podam sposób w jaki analizował rodzaje sądów o charakterze wartościującym, jakie używane są w etyce, kiedy oceniamy ludzkie postępki.

  1. Sądy o dobru, czyli te, które odnoszą się do bezwzględnej wartości czynu. Jest to sąd etyczny w sensie ścisłym.
  2. Sądu o słuszności czyli te, które oceniają czyn ze względu na skutki, jakie on wywołuje.
  3. Sąd o szlachetności – w tym przypadku bierzemy pod rozwagę intencje, jakie przyświecały osobie realizującej oceniane działanie
  4. Sąd o zasłudze – w którym wypowiadamy się o wysiłku, jaki podmiot włożył w wykonanie daje czynności

Czyli z jednej strony mamy dobro absolutne, a z drugiej słuszność, szlachetność i zasługę, które możemy z tym pierwszym pomylić, jeśli nie skupimy się dostatecznie na sposobie, w jaki się wypowiadamy. Ku przestrodze i pożytkowi.

Analiza języka to jednak nie wszystko, co powinniśmy podjąć w ramach etyki, bo owszem jest to bardzo istotne zagadnienie, ale kiedy zastanawiamy się nad kwestiami etycznymi, to de facto interesuje nas, jak postępować i skąd czerpać pewność, że nasze postrzeganie dobra jest trafne. Tu dopiero zaczynają się trudności, o które może potknąć się filozof. Bo tego ostatniego interesuje nie tylko treść sądów moralnych, ale ich podparcie, pewność jaką możemy osiągnąć wybierając spośród wielu systemów etycznych.

Tatarkiewicza w tym zakresie określa się jako racjonalistę (to ujawniła już powyższa analiza), ale z do tego jako intuicjonistę.

Intuicja rozumiana potocznie odnosi się do zjawiska psychologicznego, w którym, upraszczając, konkretny element wiedzy ukazuje nam się jako bezpośrednio wiadomy. W filozoficznym rozumieniu tego terminu możemy przyjąć analogiczne podejście.Jest to ogląd rzeczy pierwszych, pierwszych zasad, które już nie poddają się racjonalnej analizie i stanowią fundament naszej wiedzy.

Intuicjonizm ma długą tradycję, w czasach Tatarkiewicza przypisywano go np. Henri Bergsonowi, czy trochę wcześniej Henry’emu Johnowi Newmanowi, ale w tym przypadku odnosi się to do innego pochodzenia poglądów i postawy filozoficznej.

Tatarkiewicz swojego mistrza widział w starożytnym filozofie Arystotelesie. We wspomnieniach spisanych w latach 70-tych XX w. tłumaczył to tak: 

“Arystoteles jest mi bliski przez swą dążność do porządkowania wiedzy i oddzielania porządku rzeczy i porządku ludzkich wyobrażeń. Także przez uznanie kresu naszej wiedzy: jest kres definiowania, tak samo jak rozumowania. Również przez uznanie prawd pierwszych i uznanie pierwszej przyczyny: świat przypadkowy wskazuje na konieczny. Przez uznanie wielości postaw ludzkich i poczynań: teoretycznych, praktycznych i poietycznych. Przez uznanie wielu zasad wyjaśniania: forma, materia, przyczyna, cel. Przez uznanie wielości w sztuce, uznanie, że nie to samo jest słuszne w polityce i w poezji. Przez uznanie wielu zasad moralnego życia: zasada eudajmonii, zasada życzliwości, zasada żywych wzorów.”

Tyle o Arystotelesie, ale dalej w tym samym tekście Tatarkiewicz wyciąga z głębi dziejów filozofii innego intuicjonistę, czyli Pascala, jako przykład pokory poznawczej, jaką filozof jest winny życiu.

“U Pascala jest mi bliskie twierdzenie bezradności racjonalnych metod wobec życiowo najdonioślejszych zagadnień. I bliskie jest mi uznanie ‘porządku serca’ obok porządku rozumu. Bliskie to, że ‘człowiek jest podzielony i sam sobie przeciwny’, że ‘serca ma swe racje, których rozum nie zna’, że ‘trzeba być geometrą, pirronistą i pokornym chrześcijaninem’ wreszcie to: ‘dwa są tylko rodzaje ludzi, których można nazwać rozsądnymi: ci, którzy służą Bogu z całego serca, bowiem Go znają, oraz ci, którzy Go z całego serca szukają, bowiem Go nie znają’”.

Pisał to już jako człowiek sędziwy, można doszukiwać się w tym stwierdzeniu nie tylko nadziei jakie przez całe życie pokładał w rozumie, w solidnej formacji intelektualnej, ale również samoświadomości ograniczeń rozumu i konieczności oparcia się na tym, co rozum przekracza. Wszak bez łatwych dróg na skróty, bo wiedzcie Państwo, że za takie wielu filozofów gotowych jest wspomniany intuicjonizm poczytywać.

Zbliżamy się już do końca opowieści o Władysławie Tatarkiewiczu. Cofnijmy się na chwilę do cytatu, w którym opisuje swój stosunek do Arystotelesa. Kończy to wyznanie słowami o żywym wzorcu postępowania jako ważnym punkcie odniesienia w rozważaniach etycznych. Żywy wzorzec postępowania to coś, co jest nam również pomocne w refleksji nad życiem i dziełem samego Tatarkiewicza.

Współcześni mu zapamiętali go tak właśnie. Jako wzór naukowca i wzór osobowy. Niektórzy opisywali go jako niesamowitego wykładowcę, który niczym starożytny mówca prezentował z właściwą sobie jasnością poglądy filozofów wspomagając się cytatami przytoczonymi prosto z głowy, niejednokrotnie w językach oryginalnych. 

Wspominałem również kilkukrotnie jego skromność i powściągliwość, jaką przejawiał w ocenach swojej pracy i swojej roli, co nijak nie przystaje do realnego wymiaru dzieła, które pozostawił po sobie. 

Proszę zwrócić uwagę, że nawet ja w mojej relacji na temat Władysława Tatarkiewicza więcej mówię o jego dziełach niż o jego osobie i jego osobę przedstawiam tylko w kontekście jego dzieł. 

Żywy wzorzec postępowania. To realizacja pewnego ideału, który stawiamy właśnie filozofom, moralistom i innym, którzy uczą nas o tym, jak myśleć i jak postępować. Zapewne pycha każe nam oczekiwać od innych, że jeśli mają czelność mówić nam, jak powinno się postępować, to wpierw sami powinni tak właśnie czynić. Jak wiemy to się raczej nie udaje, ale może właśnie Władysław Tatarkiewicz był taką osobą, która ucieleśniała cnoty ludzkie i naukowe.

Jako przykład tego, na sam koniec zostawiłem opowieść o jeszcze jednym dziele Tatarkiewicza, które właśnie tego dowodzi. Bo ja osobiście nie potrafię na książkę, o której opowiem za chwilę, patrzeć bez brania pod uwagę osobistej historii autora, która się z nią wiąże.

Przenieśmy się na chwilę oczami wyobraźni do roku 1944 r. do Warszawy po upadku powstania. Tutaj na marginesie dodam, że Tatarkiewicz był również uznanym varsavianistą, więc zagłada miasta była dla niego dodatkowym ciosem. Ale teraz jest październik 1944 roku . Ludność cywilna wycieńczona 63 dniami trwania na polu bitwy jest wyprowadzana z miasta do obozów przejściowych. Wśród tych ludzi znajduje się również Władysław Tatarkiewicz z walizką, w której niesie rękopisy ocalone ze spalonego w sierpniu tego roku domu. W trakcie rewizji niemiecki oficer otwiera walizkę i wyrzuca zawartość. “Es gibt keine polonische Kultur mehr” – krzyczy. Tatarkiewicz doskonale rozumie, język niemiecki zna równie dobrze, jak wiele innych. Co się stało potem on sam relacjonuje zdawkowo: “Zaryzykowałem i podniosłem”. Wyobraźcie sobie Państwo niespełna 60-letniego mężczyznę, który pośród zgliszcz ukochanego miasta, w tym morzu niedoli ryzykuje własne życie, by ocalić rękopis. W ten sposób do naszych czasów dotrwała rozprawa zatytułowana “O szczęściu” 

I żeby mieli Państwo jasność, dlaczego autor przytacza tą historię we wstępie do kolejnych wydań. Bynajmniej nie dlatego, żeby dowieść jakim jest bohaterem, ale żeby wytłumaczyć się czytelnikowi, dlaczego przypisy są niekompletne, bo choć rękopis ocalał, to materiały spłonęły razem z warszawskim domem Tatarkiewicza w sierpniu 1944 r. 

Możecie przytaczać tą historię uczniom lub studentom, kiedy tłumaczą się, że nie mają pracy domowej. 

Ale poważnie mówiąc jest to kolejny przykład odpowiedzialności, jaką naukowiec może wziąć wobec swoich odbiorców, nie tylko, jak opisywałem wcześniej, za język i formę dzieła, ale również za jego rzetelne przygotowanie.

Książka doczekała się do dziś 12 wydań w Polsce i jest doskonałą monografią tytułowego zagadnienia. Oprócz analizy pojęcia szczęścia, żeby uniknąć bałaganu w dyskusji, mamy tu przegląd historycznych stanowisk w tym temacie, rozważania dotyczące czynników wpływających na możliwość osiągnięcia szczęścia przez człowieka, analizę kwestii psychologicznych to warunkujących i wiele innych. 

Rozprawa “O szczęściu” wykracza poza zachowawcze normy, jakie przyjmował Tatarkiewicz dla historyka filozofii. Jest pracą z zakresu etyki nazywanej czasem filozofią praktyczną i taki praktyczny cel można jej postawić. W kolejnych redakcjach niektóre rozdziały zostały przez autora usunięte jako zbyt emocjonalne czy hipotetyczne w swoich rozważaniach, więc zachęcam do poszukania wcześniejszych wydań w antykwariatach, bo warto. 

Nie jest to też praca napisana językiem suchym i dążącym do obiektywności jak “Historia filozofii”. Mamy tu pięknie literacko przygotowane dzieło. Powolny tok narracji, jasny język i bogactwo przykładów odnoszących się do bezpośredniego doświadczenia człowieka sprawia, że “O szczęściu” czyta się z przyjemnością, której nie zepsują nawet cytaty w językach oryginalnych. Wielu językach oryginalnych.

Jedna uwaga. “O szczęściu” nie jest poradnikiem, jak ten stan osiągnąć, jest napisana z intencją zrozumienia tytułowego zagadnienia, a to do osiągnięcia szczęścia  stan wyjściowy. Bo nie o mnogość gotowych recept chodzi, ale o sposób odnalezienia się we własnej rzeczywistości i dopiero wtedy podjęcie dążeń na miarę własnego życia.

Czym szczęście jest, na podstawie swoich badań, określa Tatarkiewicz na cztery sposoby:

  1. Szczęściem zwykliśmy nazywać pomyślne wydarzenie – wygrałem w totka, uniknąłem wpadnięcia pod samochód albo spotkałem dawno niewidzianego przyjaciela
  2. Szczęście to intensywne doznanie – wspaniała impreza, piękny widok czy przyjemny dzień na plaży
  3. Eudajmonia – czyli posiadanie dóbr najwyższej próby, bo szczęśliwy jestem, gdy piję wino o wybornym bukiecie, oglądam obrazy najlepszych artystów, czy wykazuję się wielkim kunsztem w jakiejś dziedzinie lub osiągam doskonałość etyczną

Ale te trzy rodzaje szczęścia są chwilowe, ulotne i kapryśne. Kojarzą się nam one ze szczęściem, bo potrafią być jego częścią składową, ale nie potrafią być nim w pełni. 

  1. Prawdziwe szczęście szczęście w sensie ścisłym, tak jak definiuje je Tatarkiewicz jest to pełne, trwałe i uzasadnione zadowolenie z całości życia

Powtórzę PEŁNE, TRWAŁE i UZASADNIONE zadowolenie z CAŁOŚCI życia.

Brzmi skomplikowanie i nierealnie wręcz, więc może powinniśmy skupić się na tych trzech wierząc popularnej piosence, że “w życiu piękne są tylko chwile”?

Tatarkiewicz odpowiedziałby słowami Epikura, który “mówił, że jedną z przyczyn, że ludzie nie są szczęśliwi jest to, iż sobie wyobrażają, że szczęśliwi być nie mogą”.

I tego się trzymajmy. Optymizm to podstawa, a co więcej, to przeczytają Państwo w książce “O szczęściu”.

A czy Władysław Tatarkiewicz stan szczęścia osiągnął? Mówił o tym z właściwą sobie powściągliwością:

“Raczej tak i przyczyniły się do tego dwie moje właściwości: słaba pamięć i słaba zdolność przewidywania. Dzięki temu krótko pamiętałem zło, które mnie spotkało. A także nie oczekiwałem zła, jakie na mnie czekało i przeto nie cierpiałem przedwcześnie.”

Na tym zakończę opowieść o Władysławie Tatarkiewiczu. 

Mam nadzieję, że zachęciłem Państwa do lektury jego książek. Nie tylko tych pomnikowych, ale i tych pomniejszych, które kryją w sobie nie tylko mądrość, ale i wiele uroku i pozytywnego patrzenia na rzeczywistość.

Tymczasem dziękuję za wspólnie spędzony czas. Zapraszam do oglądania kolejnych odcinków i dzielenia się wrażeniami w komentarzach. 

Wzorem bardziej doświadczonych YouTuberów zachęcam do subskrypcji kanału PROM Kultura, dzięki czemu nie przegapią Państwo kolejnych nagrań. 

Komentarzami mogą Państwo podzielić się z nami również na fejsbuku lub wysłać do nas maila, adres znajduje się na stronie internetowej promkultura.org

Do zobaczenia