fbpx

Szanowni Państwo, 

nazywam się Paweł Paniec i po raz dziewiąty zapraszam do poznania Gdańska jako miasta, które powstało nie tylko z cegieł i kamienia, ale przede wszystkim z ludzkich losów i kierujących nimi wartości. 

Projekt “Gdańsk i jego wartości” jest realizowany przez Stowarzyszenie PROM Kultura dzięki dofinansowaniu Miasta Gdańska.

Czemu pozwoliliśmy sobie na wykroczyć poza utarte ramy opowiadania o miastach i ich mieszkańcach? Bo Gdańsk to nie jest miasto zwyczajne, jakie wiele innych. I bynajmniej nie mam na myśli tego, że jest jakoś lepsze czy bardziej od innych godne uwagi. Nie powiem tego, bo nie wiem dość o innych miastach, ale wiem dość, żeby stwierdzić, że niewiele miast przeszło fazy niezwykle dynamicznego wzrostu  i spektakularnego upadku. Niewiele miast znikało z kart historii, aby ponownie na nich się pojawić. Niewiele miast doświadczyło całkowitej wymiany ludności, czemu towarzyszyła zmiana języka, kultury i w tym obowiązującego wyznania. A nawet jeśli doświadczały, to nie były już tymi samymi miastami, co wcześniej.

A w Gdańsku, co ciekawe, czujemy się w pełni kontynuatorami dawnych gdańszczan, choć nie możemy powiedzieć o dawnych gdańszczanach, że byli naszymi przodkami/ Traktujemy ich jako poprzedników w gdańskości. Innymi słowy przejęliśmy pałeczkę w sztafecie pokoleń mimo tego, jak niewiele nas łączyło w punkcie wyjścia. Ale połączyło nas to miejsce – Gdańsk.

Szczególność Gdańska w tym zakresie bierze się z tego, że jak już powiedziałem na początku tego wykładu jest nie tylko zbiorem budynków, nie jest również tylko i wyłącznie zestawem historycznych wydarzeń, ale jest też projektem filozoficznym rozpisanym na przeszło tysiąc lat swojego istnienia.

Opowiadałem o tym w pierwszym wykładzie z tej serii, jeżeli dopiero zaczynacie przygodę z naszymi opowieściami o Gdańsku, to możecie Państwo obejrzeć poprzednie prelekcje na naszej stronie internetowej dostępnej pod adresem promkultura.org/gdanskijegowartosci tam wyjaśniam szczegółowo, dlaczego takie podejście uważam za zasadne w stosunku do miasta, a szczególnie do tego miasta, teraz tylko przypomnę skrótowo to założenie.

Ciągłość w trwaniu Gdańska jest możliwa dzięki ideałom, jakie stawiali sobie za wzór tutejsi mieszkańcy. A żebyśmy wiedzieli, jakie są one dla nich ważne i że uznają je za kluczowe dla siebie, ale i dla swoich spadkobierców, to wykuli ich personifikacje wykuli w kamieniu i ustawili w widocznym miejscu w centrum miasta.

Powiedziałem spadkobierców i to jest całkiem dobre określenie naszej sytuacji, bo właśnie taki spadek został nam po dawnych gdańszczanach – idee, bo rzeźby nie przetrwały. Jednak po II wojnie światowej przyjęliśmy spadek i niezależnie od tego, z jakiej części dawnej Polski przybyli nowi gdańszczanie, to podjęli zadanie wcielania w życie tych samych wartości i odtworzyli je na nowo w kamieniu i ustawili na dawnym miejscu.

To ciekawe, bo choć Gdańsk po przejęciu go przez Polaków został odbudowany, to wbrew pozorom nie jest to odtworzenie wierne pierwowzorowi. Jeśli w ogóle o jakimś jednym pierwowzorze można w tym przypadku mówić. 

Ale jeśli chodzi o nasz temat, to tutaj budujący miasto na nowo pozostali wierni pierwowzorowi, a przynajmniej bardzo się starali.

Pierwowzorem o którym mówię jest Złota Brama w Gdańsku. O zabytku tym opowiadałem bardziej szczegółowo w poprzednich odcinkach naszego cyklu “Gdańsk i jego wartości”, które mogą Państwo obejrzeć na wspomnianej stronie promkultura.org/gdanskijegowartosci (pisane bez polskich znaków), teraz tylko nadmienię najważniejsze fakty, jakie mogą być nam potrzebne w toku tych rozważań.

Złota Brama zwana przez większą część czasu swego istnienia Bramą Długouliczną, co oddaje niemiecki rodowód tej nazwy, bo jak Państwo zapewne wiedzą, w Gdańsku do 1945 roku mówiono przede wszystkim po niemiecku, a język ten lubuje się w zbitkach słowny typu Langgasser Tor, czyli Długouliczna właśnie.

Określenie bramy jako Złota pojawiło się w piśmiennictwie dzięki pewnemu Węgrowi, ale spopularyzowane zostało współcześnie w nazewnictwie polskim. To jednak osobna historia, o której mówiłem wcześniej.

Złota Brama otwiera tzw. Trakt Królewski, czyli reprezentacyjną część Głównego Miasta, którą zamieszkiwali najbogatsi mieszczanie i którą przemierzali królowie, gdy odwiedzając Gdańsk zmierzali do swoich komnat, dziś powiedzielibyśmy apartamentów, które zwyczajowo mieściły się w przeciwległej Zielonej Bramie. Choć w rzeczywistości królowie najczęściej zatrzymywali się w rezydencjach patrycjuszy, ale to osobna historia.

Między tymi dwiema bramami rozciągają się ulice Długa i Długi Targ i co ciekawe, obie bramy reprezentują ten sam styl architektoniczny – renesansowy manieryzm niderlandzki. Brama Zielona – jego wczesną odmianę, a Brama Złota późną, rozwiniętą formę. A zatem wkraczając na Trakt Królewski można odbyć podróż w czasie i zobaczyć rozwój typowego dla Gdańska stylu. 

Taką podróż w czasie odbywamy zwyczajowo wstecz, czyli zaczynamy od bramy nowszej, czyli Złotej i na niej się zatrzymajmy. Powstała w 1612 roku i uznawana jest za “najklasyczniejsze dzieło architektury gdańskiej”, a zatem możemy czytać je jako najpełniejszy wyraz gdańskiego ducha. Jednak, kiedy powstała, nie zadowoliła fundatorów wystarczająco, bo po upływie trzydziestu lat postanowili uzupełnić jej kształt o osiem rzeźb ustawionych balustradzie wieńczącej szczyt budynku. Dopiero w tej formie Złota Brama tym, za co uważamy ją dzisiaj, czyli ideowym manifestem XVII – wiecznych gdańszczan.

Gdyby ktoś miał wątpliwości, co do tego, że celem tego budynku było przede wszystkim wyrażenie pewnych idei, to przypomnę, że Złota Brama nie została wzniesiona w celu zamykania czy otwierania wstępu. Taką rolę pełniła wcześniej w tym miejscu jej poprzedniczka, ale w XVII wieku fortyfikacje miejskie miały już o wiele szerszy zasięg i do miasta wjeżdżało się od tej strony przez Bramę Wyżynną. 

Złota Brama to budynek postawiony na pokaz, to łuk triumfalny na cześć Gdańska, który był wtedy u szczytu swojej potęgi. Doskonała sytuacja gospodarcza i korzystne układy polityczne sprawiły, że pozycja miasta była nieporównywalnie wysoka nawet w skali Europejskiej. Było zatem czym się chwalić. 

W sferze domysłów pozostaje, czy dodanie do pierwotnego kształtu Bramy ośmiu rzeźb alegorycznych miało łagodzić czy wzmacniać pierwotny przekaz, który oddawał samozadowolenie mieszczan. 

Zapewne jednak chodziło o złagodzenie, bo alegorie wyrażają cnoty, dążenia i pragnienia, jakie żywią gdańszczanie, więc jak można by sądzić dobra duchowe, ale nie do końca. Bo obok Pokoju, Wolności, Zgody, Sprawiedliwości, Pobożności i Rozwagi stanęły na szczycie bramy również Sława i Bogactwo. Ale przewaga liczebna jest po stronie cnót, które kojarzą się nam lepiej niż dwie, które wymieniłem jako ostatnie, więc trzymamy się interpretacji, w której Złota Brama jest dla gdańszczan jak tablice biblijnego Abrahama, z tą różnicą, że gdańskie pochodzą nie z Boskiego nadania, ale z ludzkiego wyboru. 

Bo takiego wyboru dokonali XVII – wieczni gdańszczanie, tak odczytali swoją przeszłość i teraźniejszość. I takie zadanie zostawili nam jako swoim spadkobiercom, a skoro przyjęliśmy spadek to razem z tysiącletnią chwałą Gdańska przyjmujemy również zobowiązanie do realizacji takich, a nie innych wartości. 

Co wymienione wcześniej osiem alegorii znaczyło dla gdańszczan dawnych i co może znaczyć dla nas dzisiaj, to omawiałem w poprzednich wykładach. Poza jedną. Została nam jeszcze Rozwaga, którą zostawiłem jako ostatnią, ale nie znaczy to, że najmniej znaczącą. Wprost przeciwnie.

A zatem zapraszam Państwa na kolejną podróż w świat gdańskich idei, którą zaczynamy pod Złotą Bramą. 

Rzeźba uosabiająca Rozwagę jest jedną z tych czterech, które zostały ustawione twarzą do wnętrza miasta, więc można wnioskować, że miała utożsamiać cechy przejawiane przez jego mieszkańców w ich codziennych sprawach. 

Jeżeli nie mogą Państwo akurat przywołać świeżego wspomnienia wyglądu Złotej Bramy, zachęcam do wizyty na naszej stronie internetowej dostępnej pod adresem promkultura.org/gdanskijegowartosci (pisane bez polskich liter). Tam znajdą Państwo materiały uzupełniające do tego wykładu – zdjęcia Złotej Bramy, zbliżenie rzeźby oraz kopię grafiki Jeremiasza Falcka zwanego Polonusem wykonanej w 1649 roku, czyli rok po wykonaniu samych rzeźb. 

Grafiki Falcka były podstawą do odtworzenia zabytku i jego zdobień, dzięki nim wiemy, jaki zestaw atrybutów wybrał rzeźbiarz Piotr Ringering nadając materialne formy zestawowi gdańskich cnót.

Rozwaga stoi po lewej stronie balustrady wieńczącej szczyt Złotej Bramy.

Na rycinie Falcka trzyma ona w prawej ręce lunetę, a w lewej zegar. Rzeźba, którą możemy oglądać aktualnie również ma w prawej ręce lunetę, ale co do przedmiotu trzymanego w dłoni lewej nie podejmuję się rozstrzygnąć czym jest. Trzymajmy się zatem wersji Falcka.

Każda jego ośmiu z ośmiu grafik oprócz wizerunku alegorii zawiera dwuwiersz, który wyraża przesłanie, w przypadku roztropności jest to:

Znając przeszłość i przewidując przyszłość

kieruję rozstrzygającymi chwilami czasu teraźniejszego.

A zatem luneta w dłoni Roztropności to instrument pozwalający wybiegać wzrokiem wprzód i wstecz nie tylko w sensie przestrzennym, ale również i czasowy, a to wszystko po to by wpływać na bieg wypadków, bo tak rozumiem “chwile czasu teraźniejszego”. Tak odczytujemy wskazanie zegara. Na grafice Falcka wskazówki ustawione są pionowo, a zatem nie pokazują konkretnej godziny, ale raczej linię biegnącą między porami czasu, który podzielony na to, co było i będzie daje nam bardzo małą przestrzeń na aktualność. 

A zatem Roztropność to kwestia tego, co się dzieje tu i teraz.

Czas to kwestia bardzo istotna w rozumieniu cnoty Roztropności. Inne atrybuty tej alegorii, jakie stosuje się w ikonografii bardzo wyraźnie wskazują na spowolnienie biegu czasu. Nie zostały one wykorzystane przez Piotra Ringeringa, ale warto o nich wspomnieć.

Jest to na przykład  strzała, czyli przedmiot szybko mknący, ale wokół niej owinięta jest ryba zwana przez starożytnych Remorą, która według dawnych legend potrafiła spowolnić bieg statków, do których się przyczepiła. A zatem mówi nam Roztropność – spiesz się powoli.

Kolejny przypisywany jej dodatek, to jeleń o okazałym porożu. Rogacz bynajmniej nie powinien budzić skojarzeń nam współczesnych, ale ma przywodzić na myśl zwierzę zdolne do biegu z wielką prędkością, ale prędkość ta jest ograniczana przez ogromnych rozmiarów rogi. Ich ciężar nawet silnemu stworzeniu sprawia kłopot i zmusza do zwolnienia. Jeleń to zwierzę leśne, a z rozległym porożem nie sposób wcisnąć się we wszystkie gęstwiny, więc nie dość, że jeleń musi pohamować swój sportowy potencjał to jeszcze musi rozważnie wybierać ścieżki, którymi się porusza, by nie utkwić w nich na zawsze.

Inny atrybut roztropności to wieniec z liści morwy, jaki okala głowę Roztropności. Morwa jest uważana za roślinę, która wypuszcza pąki dopiero późno po tym, jak ustąpią ostatnie wiosenne przymrozki, a zatem antropomorfizując – wykazuje się rozwagą, by działając przedwcześnie nie narazić się na straty.

Renesansowy wiersz mówi:

“Pąków nie puści leniwy morwowiec,

Nim nie ustąpią i nie sczezną chłody;

Pośpiechu strzegą się mądrzy mężowie,

Działając godnie i wedle metody.”

I tu możemy odejść na chwilę od kwestii biegu czasu do drugiego istotnego wątku, kiedy myślimy o Roztropności, czyli kwestii mądrości.

Roztropność często przedstawiana była w złotym hełmie na głowie, który symbolizował człowieka uzbrojonego w mądre rady.
Poza tym bywa Roztropność ujmowana przez artystów w ich dziełach, kiedy spogląda w lusterko. O ile lusterko kojarzy się nam z próżnością, to w tym przypadku ma zupełnie inne znaczenie. Sokrates – miłośnik mądrości – nakazywał swoim uczniom patrzeć w lustro co rano, nie dla urody jednak, ale wyrażał tak konieczność autoanalizy – bacznego przyglądania się swoim myślom i postępkom, żeby na podstawie wcześniejszego doświadczenia  wyciągać wnioski na przyszłość.

Ponadto miewała Roztropność w swoich wizerunkach dwie twarze i tu też unikajmy pierwszych skojarzeń, np. posądzeń o dwulicowość. 

Symbolizowało to rozglądanie się w różne strony, żeby z różnych źródeł czerpać informacje, a zatem nie tylko chodzi o patrzenie wprzód i wstecz w aspekcie czasowym, ale również o dobrą orientację w otoczeniu w sensie całościowym.

Z takich licznych obrazów wyłania się nam rozumienie Roztropności, jako cnoty, która łączy w sobie dwa aspekty – poznania, wiedzy, rozumienia zjawisk, ale również właściwego umiejscowienia ich w naszym otoczeniu, a następnie umiejętności należytego wykorzystania posiadanej wiedzy, by osiągnąć zamierzone cele.

Taka definicja przekonuje nas o niezwykłej ważności Roztropności, a nawet o jej przewadze nad pozostałymi cechami. I rzeczywiście tak była postrzegana, jako najważniejsza ze cnót. 

W poprzednim wykładzie powiedziałem, że najważniejszą z omawianych dotąd przeze mnie cnót jest Pobożność, gdyż każe nam odnaleźć podstawę naszych działań, ale dziś myślę trzeba podbić stawkę, bo nic nie ujmując Pobożności, to Roztropność mówi nam nie tylko, że mamy wiedzieć od czego wychodzimy, co jest podstawą naszych poglądów na rzeczywistość, ale również gdzie zmierzamy i jakie środki powinniśmy dobrać, by cele realnie osiągać.

A zatem Roztropność, choć omawiam ją na końcu, powinna być uznana za cnotę najważniejszą z wszystkich ośmiu, które zostawili nam w spadku dawni gdańszczanie. 

Waga, jaką przywiązujemy do roztropności nigdy nie budziła wątpliwości. Jeżeli chcielibyśmy trzymać się tradycji religijnych, to jest jedną z cnót kardynalnych w chrześcijaństwie, w Biblii jest opisywana w Księdze Mądrości, teologia moralna mówi o niej jako o węźle cnót, czyli tym momencie, w którym spotykają się wszystkie inne, które tylko dzięki Roztropności mogą się należycie ujawnić. 

Starożytne pisma mówiły też o Roztropności jako o  “woźnicy cnót”, co można by używając bardziej codziennego języka przetłumaczyć, że jak trzeba dowieźć jakiekolwiek dobro do celu, to bez tej czy tego woźnicy się to nie może udać. Obrazowe i trafne.

Rolę roztropności doceniała myśl starożytnej Grecji, jeszcze zanim podjęto temat w bardziej uporządkowany sposób przewijała się ona często jako motyw literacki.

Od kiedy Roztropnością zajęli się filozofowie wyróżniono w rozważaniu nad nią dwa porządki, które widoczne były już w przywoływanych powyżej obrazowych jej przedstawieniach. 

Jeden to był porządek teoretyczny, a drugi praktyczny. Takie nazewnictwo wedle dzisiejszych pojęć nie do końca odpowiada sposobowi myślenia starożytnych Greków, szczególnie Sokratesa i Platona, bo dziś słowo teoretyczny postrzegamy jako synonim oderwania od rzeczywistości, bywa nawet używany jako określenie pejoratywne, a w przypadku tych dwóch filozofów było zupełnie odwrotnie.

Platon to filozof z Aten z przełomu V i IV wieku przed naszą erą, całą myśl filozoficzną aż do dzisiaj określa się jako przypisy do Platona oddając mu hołd jako temu, który sformułował główne problemy filozoficzne, z którymi ludzie borykają się mimo upływu ponad dwóch tysiącleci. Nie znaczy to jednak, że rozstrzygnięcia tych problemów dokonywano tylko w duchu platońskim.

Platon wywodził, że rzeczywistość, ta najprawdziwsza rzeczywistość to idee, boskie twory – one są fundamentem tego, co jako dotykalny, dosiężny zmysłami świat doświadczamy. 

Ten ostatni to zaledwie kopia tego prawdziwego, a właściwa mądrość, ta roztropność teoretyczna to właśnie poznawanie tego, co prawdziwe, czyli przedzieranie się przez gąszcz kopii, by dotrzeć do źródła. Czyli u Platona ta teoretyczna roztropność, to była roztropność wyższego rzędu, o większej wadze. 

Ale choć z głową wśród idei, to jednak Platon twardo stąpał nogami po ziemi, więc wyróżniał też roztropność praktyczną, czyli zdolność prawidłowego orientowania się w sprawach ludzkich, przewodzenia działaniu, które najpełniejszą swoją formę przejawia w kwestiach prowadzenia domu i państwa.

Ma zatem cnota roztropności w jej praktycznej wersji zarówno wymiar techniczny, jak i etyczny, a spojrzenie to zapewne zawdzięcza Platon swojemu mistrzowi Sokratesowi, który był bohaterem jego filozoficznych dialogów.

Platon miał ucznia – Arystotelesa. Jego wkład w filozofię był równie istotny, co mistrza, a do tego bardziej empirycznie ukierunkowany, mniej literacki w formie i bardziej uporządkowany, jeżeli chodzi o podejmowane zagadnienia.

Arystoteles również podzielił Roztropność na dwa nurty, które biegną obok siebie i wzajemnie przenikają. Tą pierwszą też, dla uproszczenia nazwijmy teoretyczną. Była synonimem mądrości jako poznania spraw świata. Dziedziną wiedzy, która rodzi się ze zdziwienia, którego doświadczamy, kiedy zadajemy sobie pytanie o przyczyny istnienia i działania  rzeczywistości. 

Ale nie tylko w zakresie technicznego wyjaśnienia mechanizmów funkcjonowania tego, czego doświadczamy, ale również głębiej leżących przyczyn istnienia aż do pierwszej przyczyny – czyli –  Absolutu włącznie. 

Takie rozeznanie w sprawach uniwersalnych, to najlepszy sposób wznoszenia się ponad chaos codzienności, to życie godne mędrca, bo obracanie się wśród pierwszych prawd to życie godne mędrca i nie można według Arystotelesa bardziej zbliżyć się do szczęścia. 

Potrzeba takiego rozeznania  w kwestiach nieprzemijających – tego typu Roztropność – pojawia się w duszy człowieka nie jako pierwsza, ale dopiero po przekroczeniu progu potrzeb bardziej podstawowych. Potrzeba poznania przyczyn ostatecznych narasta, a więc jest celem człowieka, celem mędrca, który dąży do odkrycia tego, co jest nieśmiertelne i boskie w nim samym i w całej rzeczywistości.

Ale w odróżnieniu od swojego nauczyciela Platona, Arystoteles nie miał tendencji do łatwego uciekania w świat oddalony od bezpośredniego doświadczenia. Wszystkie myśli o tym co wieczne, absolutne i uniwersalne wywodził z konkretów, którymi jesteśmy otoczeni.

I tak jak zwykłe codzienne życie różni się od tego doskonałego, od tych rozkoszy mędrca, jakie znajduje w kontemplowaniu harmoniii świata, tak też różni się roztropność praktyczna od teoretycznej. Tutaj zbliżamy się do sposobu pojmowania roztropności, jaki podsuwa nam nasza codzienna praktyka językowa.

Roztropność praktyczna u Arystotelesa to trwała dyspozycja do działania, które jest kierowane przez rozum w celu osiągnięcia prawdziwych dóbr. A zatem jeśli byśmy odnieśli to do współczesnej nam piramidy potrzeb Maslowa, to roztropność teoretyczna obracała się po jej szczycie, gry roztropność praktyczna pozwala się nam wydajnie poruszać w obrębie podstawy tej piramidy.

Taka roztropność jest nie tylko władzą rozeznawania się w swoim otoczeniu, ale również jest dyspozycją do podejmowania właściwych decyzji. Czyli kieruje nie tylko rozumem, ale i wolą.

Może odnosić się odpowiednio do spraw jednostkowych, jak i do tego, co dzieje się w porządku państwowym, czy w świecie polityki.

Arystoteles dzielił cnoty na moralne i intelektualne. Roztropność należy do tych drugich, ale jest z cnotami etycznymi ściśle powiązana, bo cnoty moralne gwarantują właściwy dobór celów, a Roztropność odpowiada za stosowny do nich dobór środków działania.

Jako istotne części Roztropności wyróżnił Arystoteles:

pamięć, doświadczenie i bystrość umysłu.

Tropem rozważań Arystotelesa podążył Tomasz z Akwinu XIII – wieczny filozof i teolog chrześcijański, doktor kościoła katolickiego, który poświęcił temu zagadnieniu osobny traktat wchodzący w skład jego monumentalnej Summy Teologii, która odcisnęła się potężnym piętnem na myśli moralnej nie tylko średniowiecza, ale i dużej części późniejszej myśli etycznej. Bo choć tytuł całości dzieła św. Tomasza słusznie sugeruje, że prezentuje on prawdy wiary, to prezentacja ta ma charakter intelektualny, dzięki czemu ma charakter filozoficzny, czyli uniwersalny. Szczególnie w kwestii Roztropności.

Tomasz z Akwinu ugruntowuje przywołany wcześniej pogląd, że Roztropność jest podstawą funkcjonowania innych cnót. Stanowi należyte połączenie poznania teoretycznego z praktycznym i poprzez właściwe pokierowanie ludzkimi pragnieniami zapewnia odpowiednie do przyjętych celów  decyzje szczegółowe.

Roztropność zakłada pewną samoświadomość podmiotu, bez której niemożliwe byłoby poprawne użycie różnych części osoby, by podejmowane działania  spełniały kryteria, jakie wyznacza im omawiana dzisiaj cnota.

U Tomasza mamy mocniej niż u Arystotelesa rozdzieloną kwestię roztropności teoretycznej i praktycznej. Ta pierwsza to po prostu mądrość, która odpowiada za rozpoznanie celu, a roztropność ma rozpoznać to, co na drodze do osiągnięcia celu musi spotkać człowieka dążącego do jego osiągnięcia.

Roztropność może dzielić się na różne jej rodzaje, jak na przykład roztropność rządząca, roztropność polityczna, roztropność ekonomiczna czy roztropność wojskowa.

Aby roztropność mogła być wcielona w życie muszą być spełnione warunki, które moglibyśmy określić jako części roztropności:

pamięć – niezbędna do wyciągania wniosków z przeszłości, zarówno w sensie szerokim, kiedy pamięć jest tożsama z historią i dotyczy działania na polu społecznym, jak i w sensie wąskim, kiedy dotyczy spraw ściśle osobistych i umożliwia w nich rozeznanie;

zdrowy ogląd rzeczywistości – roztropny człowiek nie może dać zaćmić swojego postrzegania otaczających go zjawisk żadnymi czynnikami, ani osobistymi, ani szerszymi;

otwartość na pouczenia innych – przypominam obraz roztropności przeglądającej się w lustrze, czasem takim lustrem są inni ludzie, więc nie można zamykać się na opinie z zewnątrz;

domyślność – dostrzeganie przyczyn i wzajemnych powiązań między faktami, każe czasem roztropnemu zajrzeć w to, co nie do końca jest jawne;

zdrowy osąd – prawidłowe rozumowanie, szczególnie w kwestiach praktycznych, umiejętność oceny otrzymywanych informacji;

przewidywanie – zdolność określenia skutków naszych działań, patrzenia na sytuacje bieżące w świetle ich rozwoju w przyszłości;

oględność – uwzględnienie warunków, w jakich nasze działanie się odbywa, również potencjalnej zmienności tych warunków;

zapobiegliwość – to jest forma ostrożności, bo oprócz tego, co przewidujemy, warto pomyśleć o tym, czego przewidzieć nam się jeszcze nie udało.

Analiza Roztropności dokonana przez Tomasza z Akwinu jest jeszcze bardziej rozległa i szczegółowa i jak widać mamy tu do czynienia nie tylko z myślą etyczną, nie tylko z teorią filozoficzną, ale również są tu obecne rozważania psychologiczne warunkujące realizację tej cnoty.

U trzech wymienionych przed chwilą myślicieli ważną kwestią jest w myślenie o Roztropności w kontekście rozważań etycznych. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest to czynnik kluczowy. 

Właściwy dobór celów do których zaprowadzi nas działanie to klucz do uznania go za roztropne. Ale czy tak być musi? Albo zapytam jeszcze inaczej, a jeśli sformułujemy tą zasadę inaczej, czyli że to cel określa wartość działania, albo w bardziej spopularyzowanej formie: cel uświęca środki?

Czy takie działanie dalej uznamy za roztropne?

Pewnie większość z Państwa uznała, że tak. Tak też uznawał Niccolo Machiavelli i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że było to już w epoce, która odeszła od przypisywania roztropności powiązania z najwyższymi arkanami mądrości i powiązania z najwyższymi zasadami, jakie kierować mogą światem.

Bo skoro świat nie ma wcześniej zaprojektowanego porządku, do którego byśmy się odnieśli, to cele wyznaczamy sami, a to nie musi już być dobro, które stoi w hierarchii z innymi dobrami i prowadzi nas jak po drabinie wzwyż. Czasem chodzi tylko o to, żeby nie było gorzej, a czasem o to by mi było lepiej. Czasem o proste tu i teraz, o które możemy zadbać własną zaradnością bez patrzenia w przyszłość i bez zbytniego rozglądania się dookoła.

Tak pojęcie roztropności wyewoluowało w kierunku utożsamienia go ze wspomnianą zaradnością, ze zwyczajną sprawnością w działaniu z pominięciem szerszego kontekstu, który wiąże się z zaczepieniem roztropności w najgłębszym porządku rzeczywistości. Ciężko o takie zaczepienie, kiedy takiego porządku nie ma.

Drogą takiej ewolucji pojęciowej Roztropność przestała być wartością arystokratyczną, nawet jeśli miałoby to oznaczać arystokrację ducha, a stała się wartością plebejską, a nawet w naszej – polskiej kulturze niekoniecznie cenioną. 

Brzmi to może niedorzecznie, bo jakże można sądzić, że ktoś lekceważyłby wartość, która sprawia, by nam było lepiej na świecie, ale przyjrzyjmy się takiemu określeniu jak “chłopek roztropek” i już zbliżamy się do sedna problemu. 

“Chłopek roztropek” to taki bohater z bajek, najczęściej pozytywny, najczęściej ten trzeci, najmłodszy brat, który dostaje najgorszy kawałek schedy po rodzicach podążą drogą, która nie wróży nic dobrego, ale nie ma innej możliwości, bo jego bracia już wybrali, co było do wzięcia na utartych szlakach postępowania, w których efekt jest pewny. I dziwnym trafem to ten właśnie nieogarnięty człowiek osiąga sukces.

Niestety bajki takie pokazują pozytywny efekt finalny jako skutek działań mniej lub bardziej przypadkowych, przez co dezawuują cały bagaż wiedzy, jaki jest niezbędny do roztropnego działania. Z drugiej strony jednak podkreślają to, co może schodzić na plan dalszy, jeżeli skupimy się na atrybutach roztropności, które każą zwolnić, żeby podjąć właściwą decyzję i na mądrości która ma charakter wieczny i w wiecznym porządku świata jest umieszczona. 

A czasem trzeba działać szybko i to też przecież jest roztropne. To właśnie mówi nam zegar, który trzyma w ręku gdańska Roztropność, ta z ryciny Jeremiasza Falcka. Strzałka, która mknie przez tarczę zegara jak strzała prosto. Okazja, którą trzeba chwycić, bo zaraz umknie – Kairos – grecki bożek szczęśliwego momentu. Gdy minie, to cała mądrość na nic.

No ale ruchliwość nie przystoi dostojnym mężom z wyżyn drabiny społecznej, a z kolei mądrość wieków bywa trudno dosiężna ogółowi ludu, szczególnie w czasach minionych, więc choć bardziej roztropni wydają się nam prości ludzie niż uczeni, ale czy możliwe jest rozdzielenie tych dwóch sfer?

Spójrzmy w historię Gdańska, jak się to układało. Szczególnie dwa okresy w jego historii mogą dostarczyć nam ciekawych wątków do przemyślenia, jak na styku zaradności plebejskiej i tej dostojnej, bardziej uczonej ukazują się nam cienie i blaski dążenia do Roztropności.

W poprzednich wykładach opowiadałem o wydarzeniach z początku XVI wieku, kiedy w Gdańsku wrzało jak w kotle, ponieważ różne warstwy społeczne ścierały się w walce o swoje prawa. Na każdy fakt można spojrzeć z różnych stron i analiza pod kątem różnych zagadnień może nam wykazać inne odcienie tej samej sprawy. Jeżeli chcieliby Państwo dowiedzieć się, jak analizowałem tamte wydarzenia pod kątem sprawiedliwości lub pobożności, to zapraszam na naszą stronę promkultura.org/gdanskijegowartosci (pisane bez polskich znaków), gdzie znajduje się zapis poświęconym tym sprawom wykładów.

Roztropność rozumiana jako prosta zaradność może przejawiać się tak, że dbamy o własny interes. Tak zrobili bogaci gdańscy mieszczanie zwani patrycjuszami i pilnowali by pieniądze przepływające szerokim strumieniem przez Gdańsk trafiały w jak największej ilości do ich prywatnych kieszeni. Następowała koncentracja majątku w rękach wąskiej grupy beneficjentów korzystnych układów handlowych, ale to z kolei nie szło w parze z dbałością o interes pozostałych mieszkańców miasta. 

Skutek tego był taki, że wiosną 1517 roku Gdańsk stanął w obliczu krachu swoich finansów. Dla patrycjuszy nie był to wielki problem, ponieważ nie uderzał bezpośrednio w ich interesy. Zapewne nawet pomyśleli, że roztropnie się zabezpieczyli, ale z kolei liczne rzesze rzemieślników i wyrobników gdańskich, czyli większa część populacji dowiedziała się, że funkcjonowanie ich będzie utrudnione bo miasto nie będzie w stanie realizować swoich standardowych funkcji, a na dodatek załatanie dziury w miejskiej kasie ma się odbyć z nowych podatków nałożonych na mniej zamożnych mieszkańców. 

Do tego doszło nierówne traktowanie przed sądem miejskim biednych i bogatych i jeszcze kilka równie niesprawiedliwych zdarzeń, żeby wybuchł bunt, który rozpisany na kilka aktów ciągnął się do 1526 roku.

Rzemieślnicy postanowili wziąć udział w zarządzaniu miastem, żeby takie wypadki więcej się nie powtórzyły i żeby nikt nie naruszał ich interesu, o który nie mieli możliwości samodzielnie wcześniej zadbać. Uzyskali szerokie poparcie w najniższych klasach społecznych, co stało się na tyle niebezpieczne dla patrycjuszy, że zgodzili się na ustępstwa. 

Ustrój miasta zdemokratyzowano, procedury finansowe uczyniono jawnymi i podjęto szereg kroków, które miały zabezpieczyć ogół obywateli miasta przed nadużyciami podobnymi do tych z przeszłości i zapewnić bardziej sprawiedliwą dystrybucję bogactw, które wypracowywał cały organizm miejski, a nie tylko najbogatsi jego przedstawiciele.

Jednak słuszne prawodawstwo to jedno, ale możliwości jego wprowadzenia to rzecz zupełnie inna i tu można powiedzieć, że zwolennikom nowego porządku zabrakło znajomości mechanizmów polityki. Radykalizm żądań tłumu sprawiał, że przywódcy miejskiej rewolty sami zaczęli szukać bardziej umiarkowanych rozwiązań. Wykorzystali to zręcznie przedstawiciele patrycjatu, którzy odwrócili proporcje wcześniej ustalonego podziału mandatów w radzie miejskiej i zamiast przewagi rzemieślników do łask wrócili kupcy. Najpierw drobniejsi kupcy, a potem stopniowo władza przechodziła w ręce tych coraz to zamożniejszych.

A do tego trzeba było jeszcze się znać na arkanach szerszej polityki. Gdańsk, choć niezależny w dużej mierze od Rzeczypospolitej był jednak miastem odpowiadającym przed królem, a ten w końcu przestał biernie przyglądać się temu, co się dzieje tam, skąd czerpał duże zyski. Szczególnie, że do ucha szeptał królowi korzystne dla patrycjatu koncepcje wygnany z Gdańska burmistrz Ferber, główny sprawca krachu finansowego miasta. Ostatecznie po upływie niespełna 10 lat od wybuchu pierwszej fali niezadowolenia porządek społeczny wrócił na dawne tory, a ci, którzy próbowali go przez ten czas aktywnie zmieniać, na mocy dekretu królewskiego zostali uznani za banitów.

Żeby dodać sprawie pikanterii dodam, że na koniec patrycjat postanowił się odwdzięczyć królowi za korzystne dla nich rozstrzygnięcie sporu płacąc pokaźną sumę, którą sfinansowali z podatku nałożonego na najbardziej aktywnych uczestników rewolty – browarników. 

No i komu w tej sprawie kibicowała Roztropność? 

Patrycjuszom? 

Rzemieślnikom i biedocie miejskiej?

A może królowi, który zakończył spór i przywrócił stary porządek?

Można by wykonać analizę tego typu wypadków według składowych Roztropności, które wyróżnił Tomasz z Akwinu i ustalić, która z rywalizujących grup osiągnęła wyższą punktację w ostatecznym rozrachunku.

Ale to zostawmy sobie na długie zimowe wieczory, a teraz przejdźmy do bardziej krzepiącej historii.

Ma ona związek z historią współczesną i jej skutki odczuwamy do dziś, a mianowicie są to wydarzenia dotyczące narodzin i działania opozycji demokratycznej w PRLu. A szczególnie jej bardzo istotny gdański epizod.

W tym przypadku role zostały rozdzielone podobnie, jak w przypadku zdarzeń z początku XVI wieku. Mamy grupę trzymającą władzę i bezwzględnie eksploatacją społeczeństwo, a do tego odległego władcę, który sroży brew widząc, co się dzieje. Wszystko oczywiście z zachowaniem skali i proporcji, ale z podobnymi zależnościami między mądrością, zaradnością, sprytem i odniesieniem do wartości, które to elementy wchodzą w skład rozważań o cnocie Roztropności.

Często schemat rozwoju tej historii przedstawia się następująco: w 1968 roku inteligencja zbuntowała się przeciw władzy. Efekt był niemal żaden, może poza impulsem, który otworzył oczy pewnej części społeczeństwa, która otworzyć oczy była skłonna. 

W 1970 roku przeciwko komunistom stanęli robotnicy. Skutkiem była krwawa ofiara złożona przez uczestników zajść i kosmetyczna zmiana w obozie władzy, która wykorzystała okazję by jedna frakcja w partii mogła odsunąć na boczny tor drugą.

Ale od 1976 roku zaczęło dziać się coś nowego, co w 1980 roku znalazło swoją kulminację w postaci Porozumień Sierpniowych. Te porozumienia dotyczyły nie tylko tego, co zdarzyło się między opozycją a obozem władzy. To porozumienie wpierw zaszło w obrębie samej opozycji, bo grupy dotąd rozłączne wystąpiły jako jedno i bynajmniej nie sprowadzałbym tego tylko robotników i inteligentów, ale również do innych koalicji, które zawiązywały się wśród ludzi pragnących zmiany sytuacji Polaków.

Takie połączenie sił pozwoliło tym razem objawić się cnocie Roztropności w całej rozciągłości jej przymiotów. 

Było tam uszanowanie dla minionego doświadczenia i patrzenie w przyszłość. 

Było zatrzymanie dla namysłu, żeby rozum mógł znaleźć właściwy wyraz.

Był również impulsywny refleks chwytający moment, kiedy nadszedł. 

Był umiar, który dla Roztropności jest niezwykle ważny. 

Ale była też rewolucyjna porywczość w myśl hasła “Bądźmy realistami, żądajmy tego, co niemożliwe.” 

I okazało się, że cnocie Roztropności wypada czasem okazać właściwą dozę szaleństwa, bo i w szaleństwie jest metoda, która może nas powieźć do celu.

Zapewne był to czas, kiedy Polacy zadali kłam temu przysłowiu, które głosi, że jesteśmy mądrzy po szkodzie. 

W pierwszym wykładzie z tej serii mówiłem Państwu, że gdyby chcieć streścić gdański ethos do krótkiej opowieści dla  spieszących się turystów, to wystarczyłoby pokazać im dwie z licznych gdańskich bram – Złotą Bramę i Bramę Stoczni Gdańskiej, która otwierając się 31 sierpnia 1980 roku przestała być zwykłym urządzeniem przemysłowym, a przeszła do kategorii miejsc symbolicznych. Myślę, że tamtego dnia Roztropność ze Złotej Bramy chętnie przeniosłaby się na bramę Stoczni. 

No ale pewnie nie zgodziłby się na to konserwator zabytków 🙂

Tak proszę Państwa historia sztuki, historia filozofii i historia powszechna mogą rzucić dla nas światło do zrozumienia czym roztropność była. A co dziś może nam powiedzieć alegoria ze Złotej Bramy?

Samo słowo “roztropność” brzmi nieco archaicznie. Rzadko go używamy. Zastanawiałem się nad współczesnym słowem, które mogłoby objąć taką paletę zjawisk, która została wcześniej opisana, ale nie przyszło mi nic do głowy. Jeszcze niedawno psycholodzy informowali nas o odkryciach kolejnych rodzajów inteligencji, emocjonalna, interpersonalna, kinestetyczna, muzyczna, kulinarna i można by tak w nieskończoność. Ale to zjawiska o wąskim zakresie obowiązywania, a roztropność ogarnia w swoim polu większe spektrum zjawisk. 

Angielskie słowo “SMART” mogłoby pasować, ale zbyt kojarzy mi się ze zwykłym sprytem, a to przecież nie wszystko, co możemy o Roztropności powiedzieć.

Trudność jaką napotykamy może brać się z tego, że Roztropność opisana powyżej nawiązuje do pewnych tradycji w ramach których wytwarzamy nawyki działania, do ciągłości wiedzy, na której się opieramy, a także do możliwości prognozowania. A czy dzisiejszy świat nadaje się do stosowania takich mechanizmów?

Ważna dla Roztropności była kwestia czasu. Ten zegar, który trzyma w ręku wyrażał czas uciekający, a nam czas ucieka nieustannie. 

Prorocy ponowoczesności próbują przekonać nas, że żyjemy w płynnych czasach, więc może zamiast zegara Roztropność powinna nam pokazywać wyciekającą wodę. 

Płynna nowoczesność nie daje nam żadnego oparcia, ani w wiedzy, bo ta zmienia się szybko, a poza tym przyrasta w takim tempie, że nie jesteśmy już w stanie jej ogarnąć. Ani w mądrości, bo skoro wiedzy nie jesteśmy pewni, to i nie zbudujemy na niej nic bardziej ogólnego. Tradycje i zwyczaje odchodzą w przeszłość. Mody zmieniają się tak szybko, że nawet nie jesteśmy w stanie się zorientować, czy podobają się nam, czy nie. Ponoć ten współczesny świat jest jak wielki rynek, ale nawet ceny zmieniają się w nim tak szybko, że nie nadążamy ze skorzystaniem z promocji. No i gdzie tu miejsce dla roztropności?

Kiedy słucham tego typu diagnoz, a może prognoz, a może jednych przechodzących płynnie w drugie, to myślę sobie, że kilka punktów stałych da się jednak zaobserwować nawet w płynnej nowoczesności. 

Po pierwsze jeśli coś jest stałe, to zmiana, bo te zachodzą od zawsze, od kiedy ludzie są w stanie komunikować aktualny stan rzeczy. A i wcześniej niewątpliwie też

Po drugie stałe jest narzekanie na zmieniający się świat i wzrastające tempo tych zmian. Świadectwa takie są stare jak pismo i zadziwia wręcz ilość energii, jaką ludzkość zużytkowuje, by wyrażać swoje niezadowolenie.

Roztropnie zatem jest moim zdaniem powstrzymać na chwilę ten strumień narzekań, dzięki czemu zaoszczędzimy trochę czasu. A poza tym przestać przejmować się zmianami, które zachodzą dookoła nas, bo na dużą część z nich nie mamy wpływu. Nieroztropnie byłoby zatem się nimi kłopotać, chyba że służy komuś przeżywanie cudzych zmartwień. Ale jest to tyleż bezproduktywne, co szkodliwe, więc chyba nikt się nie przyzna. Dzięki temu również da się trochę czasu zaoszczędzić, a z tych dwóch spraw to już uzbiera się nam wolnego tyle, że starczy by chwycić za lunetę, którą trzyma gdańska Roztropność i rozejrzeć się uważnie dookoła, wstecz i wprzód. Taki ogląd potwierdzi to, jak bardzo świat się zmienia, ale jednocześnie i to, że człowiek w tym świecie tkwiący nie zmienia się prawie wcale. 

Mimo gigantycznego rozwoju techniki i zmian cywilizacyjnych dalej przeżywamy te same uczucia i egzystencjalne dylematy, choć ubieramy je w inne dekoracje.

Może zatem jest całkiem roztropnym jest nie odrzucać w pośpiechu tego, co było i dzięki myśli poprzednich lat – tych bliższych i dalszych, pomyśleć, że niezależnie od zmieniających się scenografii możemy zaufać człowieczeństwu w sobie i ono będzie najpewniejszym punktem oparcie. 

Roztropność mi podpowiada, że kiedy mówię “zaufać człowieczeństwu” to muszę dodać, że nie myślę tu o docenianiu wszystkiego co w nas – ludziach drzemie i czasem się budzi, bo czasem są to upiory, ale rzadko są to upiory nowe, o których nie wiedzieliby mądrzy ludzie nawet w starożytności. 

Roztropność podpowiada również, że nie zawsze są to upiory, bo i dużo dobrego w człowieku mieszka i nie zmieniła tego żadna płynna rzeczywistość. Nieroztropne byłoby się zatem zamykać na innych ludzi zupełnie.

Tylko tyle ile trzeba.

Niezbyt śmiało, ale i niezbyt ostrożnie.

Nie zuchwale, ale nie tchórzliwie.

Nec temere nec timide proszę Państwa. 

To nam mówi Gdańska Roztropność, jako ostatnia i zarazem pierwsza z Gdańskich cnót ze szczytu Złotej Bramy.

Na tym kończę prezentację tych ośmiu alegorii i zapraszam na ostatni wykład z cyklu Gdańsk i jego wartości, który podsumuje dotychczasowe rozważania o lokalnym  ethosie czyli tożsamości gdańszczan. 

Wszystko dostępne na naszej stronie promkultura.org/gdanskijegowartosci (pisane bez polskich znaków)

Tymczasem dziękuję Państwu za uwagę.

Zachęcam do kliknięcia łapki w górę pod nagraniem i udostępnienia filmu, żeby więcej osób pobudzić do przemyśleń nad roztropnością.

Zachęcam również do subskrypcji naszego kanału, aby nie przegapić kolejnych nagrań, również z innych naszych projektów.

Formuła nagrań wideo nie daje nam możliwości dialogu, ale media społecznościowe jak najbardziej, więc jeżeli mają Państwo jakieś pytania, propozycje i uwagi, to zachęcam do rozmowy.

Raz jeszcze dziękuję za wspólnie spędzony czas i do zobaczenia w kolejnym odcinku.