Paweł Paniec, Bajka o Marianie Pelczarze
Dawno, dawno, bo niemal 500 lat temu do Gdańskiego portu zmierzał okręt na którego pokładzie płynął markiz, czyli właściciel i władca odległej krainy, która znajduje się na terenie dzisiejszych Włoch, a kraina ta nazywała się Oria. Był to człowiek bardzo bogaty, który już jako młody człowiek podjął decyzję, że nie będzie jak jego przodkowie mieszkał w rodzinnym zamku i zajmował się pilnowaniem pokaźnego majątku. Bonifacy, bo tak miał na imię, zabrał ze sobą tyle skarbów, ile zdołał i ruszył w podróż po Europie. Czasem lądem, czasem morzem przemieszczał się tam, gdzie tylko poniosła go fantazja i w ten sposób spędził większą część swojego życia. I nawet, kiedy był już bardzo stary, to nadal nie mógł długo wytrwać w jednym miejscu. Pewnego dnia postanowił udać się do Gdańska. Załadował na statek swoje najcenniejsze skarby i ruszył w podróż. Na morzu rozszalała się straszna burza i kiedy okręt dopłynął już do portu nad Motławą, był tak uszkodzony, że zaczął tonąć. Wiedząc, że wiezie on skarby możnego pana gdańszczanie rzucili się na ratunek i udało się ocalić zarówno życie markiza z Orii, ale również znaczną cześć jego skarbów. Jakież było zdziwienie wszystkich, kiedy po otwarciu skrzyń z wyłowionym ładunkiem, zamiast skarbów i innych luksusowych przedmiotów, zobaczyli księgi. Mnóstwo ksiąg. Bo Bonifacy najbardziej cenił sobie księgi i zapisane w nich mądrości. Całe życie spędził na podążaniu śladem ciekawych ludzi i ich dzieł, które skrzętnie gromadził, dzięki czemu jego księgozbiór, który zawsze woził ze sobą, należał do największych w Europie.
Nawet jeśli część ksiąg, o które wtedy nie było tak łatwo, jak teraz, wylądowała na dnie portowego kanału, to to, co ocalało i tak zrobiło ogromne wrażenie na wykształconych gdańskich patrycjuszach.
Niestety nie tylko księgi ucierpiały w topieli. Sam markiz ciężko odchorował tą morską podróż. Ostatecznie, mimo wysiłków świetnych gdańskich lekarzy, stracił wzrok, co było o tyle dla niego bolesne, że nie mógł już więcej czytać, czyli robić tego, co przez całe życie sprawiało mu największą radość.
W obliczu takiego nieszczęścia stary Bonifacy podjął decyzję, że już nie będzie więcej podróżował i osiądzie w Gdańsku, a jego ocalałe książki – skoro nie mogą już mu służyć – niech służą innym. Podarował cały potężny księgozbiór miastu, które stworzyło z niego bibliotekę. W zamian markiz z Orii poprosił tylko o skromny pokoik i opiekę do końca życia, które zakończyło się sześć lat później.
Bonifacio d’Oria został pochowany w kościele Św. Trójcy, a jego pamięć nigdy nie przeminęła, dzięki temu, jak przysłużył się tutejszym mieszkańcom. Jego książki stale czytano, a bibliotekę wzbogacano o nowe książki i tak to, co zaczęło się od nieszczęśliwego wypadku zasiało ziarno, które kiełkowało i przynosiło owoc w postaci mądrości i wiedzy, która służyła gdańszczanom.
Przez te niemal pięćset lat miasto stale się zmieniało. Inni ludzie osiedlali się nad Motławą, inni władcy i inne kraje uznawały Gdańsk za swój. Ale bibliotek trwała, bo była tutejszym skarbem, o który dbano bardzo pieczołowicie. Dzięki temu do dnia dzisiejszego możemy podziwiać niektóre księgi, które przypłynęły tutaj razem z markizem Bonifacym, a znajdują się one w budynku, który stoi przy ulicy Wałowej.
Zabierzcie rodziców na spacer, by zobaczyć ten piękny budynek, który powstał ponad sto lat temu, żeby pomieścić wszystkie księgi. Dzisiaj jest ich tyle, że trzeba było zbudować drugi jeszcze większy gmach. Stanął zupełnie niedaleko po drugiej stronie ulicy i w tych dwóch stojących obok siebie bibliotekach znajdują się najcenniejsze w Gdańsku książki.
A kiedy będziecie przechodzić od starej biblioteki gdańskiej do nowej to zwróćcie uwagę na pomnik, który stoi na chodniku. Wygląda jak ławeczka na której przysiadł sympatycznie uśmiechający się pan w okularach. Ten pan to Marian Pelczar, człowiek równie ważny dla gdańskiej biblioteki jak markiz Bonifacy.
Gdyby nie było markiza Bonifacego, to biblioteka byłaby o wiele uboższa, ale gdyby nie Marian Pelczar, to tej biblioteki w jej obecnej formie byśmy w ogóle dziś nie oglądali. Bo jak mówiłem, przez niemal pół wieku, które dzieli tych panów zdarzyło się w Gdańsku bardzo dużo i to nie zawsze dobrych rzeczy. Jedną z takich najgorszych była II wojna światowa, w trakcie której miasto zostało zniszczone. Ucierpiała też biblioteka.
I zaraz po tym, jak skończyła się II wojna światowa Marian Pelczar przyjechał do Gdańska z Krakowa właśnie po to, żeby zająć się tym, co zostało z biblioteki.
Nie był to jego pierwszy pobyt w Gdańsku, bo mieszkał tutaj już przed wojną, kiedy był nauczycielem w jednej ze szkół dla Polaków.
Wtedy też Marian Pelczar bardzo dużo udzielał się w organizacjach, które dbały o to, aby Polakom dobrze się tu żyło, bo w tamtym czasie byli oni bardzo źle traktowani przez niemiecką większość.
Niemcy zresztą uważali, że wszystko, w tym i książki, które zostawił tu markiz z Orii są ich własnością, więc kiedy kończyła się wojna, a oni, jako przegrani musieli stąd uciekać, zabrali je ze sobą.
Pewnie dlatego wybrano Mariana Pelczara, żeby zajął się sprawami gdańskiej biblioteki. Znał ją dobrze i znał tutejsze dzieje, więc był najlepszym kandydatem na stanowisko dyrektora biblioteki, który musiał sprawić, żeby książki, które były tutaj przez kilkaset lat, wróciły na swoje miejsce. A poza tym, żeby te, które zostały zniszczone, jeśli tylko to możliwe – naprawić. Trzeba było też zająć się samym budynkiem biblioteki, który po wojnie był w opłakanym stanie. Mnóstwo pracy, a bardzo niewiele możliwości. A jednak się udało.
Marian Pelczar przez trzydzieści lat kierował biblioteką, w tym czasie z powojennej ruiny zmieniła się ona w instytucję godną swojej poprzedniczki, którą stworzyli gdańszczanie kilkaset lat temu. Znajdziecie w niej książki bardzo stare, ale i te najnowsze. Na przykład można tu zobaczyć dzieła Jana Heweliusza, o którym opowiadałem Wam w pierwszym odcinku naszych spotkań z cyklu Tato, a kto to, które możecie zobaczyć na stronie internetowej dostępnej pod adresem www promkultura.org/tatoaktoto.
To te pięknie ilustrowane księgi, ale i mapy i grafiki i jeszcze wiele innych dokumentów, dzięki którym możemy dowiedzieć się mnóstwa ciekawych rzeczy o przeszłości. No niestety nie zawsze i nie każdy może je oglądać, bo gdyby tak było, to już niewiele by z nich zostało. Opiekują się nimi bibliotekarze, którzy jak kiedyś Marian Pelczar dbają o to, by stare druki miały dobre warunki, a jeśli trzeba naprawiają je. Dzisiaj biblioteka ta służy głównie naukowcom, którzy badają przeszłość naszego miasta. Są to niesamowite skarby, choć tylko z papieru, to są wielokrotnie cenniejsze od tych ze złota.
(Bajka stanowi integralną część warsztatu dostępnego na kanale YouTube Stowarzyszenia PROM Kultura)
Projekt został zrealizowany dzięki wsparciu Miasta Gdańska