fbpx

Szanowni Państwo

po raz piąty spotykamy się w ramach cyklu “Gdańsk i jego wartości”. Jest to projekt realizowany przez Stowarzyszenie PROM Kultura dzięki dofinansowaniu Miasta Gdańska. Ja nazywam się Paweł Paniec i będę dziś Państwu opowiadał o wolności, jako o czymś, co jest szczególnie cenione w mieście nad Motławą.

Idea, jaka przyświeca naszego projektowi “Gdańsk i jego wartości” opiera się o założenie, że miasto można analizować nie tylko od strony historii, architektury czy demografii, ale miasto jest również przestrzenią realizacji wartości, które łączą jego mieszkańców. Gdańsk jest miastem, którego tożsamość była wielokrotnie niszczona i budowana na nowo, stąd określenie jego jednoznacznego statusu, podanie zwięzłej definicji jest trudne. Ciągłość między obecnymi a dawnymi mieszkańcami można przyjąć za realną ze względu na przywiązanie do tych samych postaw mimo zmiany narodowości i historycznych kostiumów.

W pierwszym wykładzie, który mogą Państwo zobaczyć na naszej stronie promkultura.org/gdanskijegowartosci (pisane bez polskich znaków) wysunąłem postulat, żeby traktować Gdańsk jako projekt filozoficzny. Właśnie ze względu na to, że łączność międzypokoleniowa w tym mieście opiera się o wspólnotę myśli, a nie o wspólnotę krwi. Poza tym nasi poprzednicy w tym miejscu zostawili nam do rozwiązania zestaw filozoficznych zagadek.

Przykładem jednej z nich jest herbowe hasło Gdańska: Nec temere, nec timide. Sentencja, która określa sposób działania gdańszczan, ale niewiele mówi o tym, co ma być treścią tego działania. To już musimy określić sami. Musimy poszukać celu naszego działania, zapytać o jego przyczyny, a to już projekt filozoficzny, który przenosi nas na płaszczyznę symboliczną.

Innym przykładem takiego przesłania z przeszłości jest zabytek powstały u szczytu potęgi miasta, czyli Brama zwana dzisiaj Złotą. Wyraz samozadowolenia XVII – wiecznych gdańszczan, ale też projekt ideowy. Bo na szczycie Złotej Bramy ustawiono osiem rzeźb alegorycznych, które mają przywoływać na myśl przekraczających podwoje miasta sprawy, które dla jego mieszkańców są szczególnie drogie. Wartości, które wyznają. Mówiąc w przenośni – kierunki w których chcieliby podążać.

Te wartości, z którymi gdańszczanie się identyfikują to: Pokój, Sława, Bogactwo, Wolność, Zgoda, Sprawiedliwość, Pobożność i Rozwaga. Określa się je mianem cnót, choć już pierwsze analizy, które przeprowadziłem wskazywały na trudności, jakie nastręcza takie ich określenie. Dlatego niektórzy określają te alegorie mianem dążeń gdańskich mieszczan. Ale nawet takie ujęcie niewiele pomaga.

Bo proszę spojrzeć na kolejne przedstawienia od strony zachodniej, czyli zewnętrznej. Pierwszy omówiłem Pokój. Może ciężko nazwać go cnotą, ale na pewno jest to wartość i stan pożądany. Ale już Sława i Bogactwo zdecydowanie budzą wątpliwości.
Proszę sobie wyobrazić, że przyjeżdżają Państwo w odwiedziny do kogoś, a pierwsze rzeczy, jakie ten ktoś komunikuje przedstawiając się to opowieści o własnych bogactwie i pragnieniu sławy. No nie nastraja to szczególnie życzliwie, raczej wydaje się być przejawem pychy i złego gustu.

No, ale nie dajmy się zwieść pozorom, bo i pozytywny przekaz odnalazłem w takim postawieniu sprawy, choć przyznam, że XVII – wieczni gdańszczanie zmusili nas do intelektualnego wysiłku. Jego efekty możecie Państwo zobaczyć na stronie promkultura.org/gdanskijegowartosci, a przy okazji dowiedzą się Państwo, jaki sens może mieć ustawienie tak buńczucznych deklaracji na bramie do miasta.

Dziś jednak sytuacja jest dla mnie trochę łatwiejsza, bo ostatnią rzeźbą, jaka została mi do omówienia po zachodniej stronie Złotej Bramy jest alegoria Wolności. Nie wątpię, że zdecydowana większość z nas sobie ją ceni, a miejsca, gdzie jest sławiona odwiedzamy z przyjemnością. Przyjrzyjmy się zatem jak została przedstawiona.

Państwa, którzy nie mają świeżych wspomnień z Gdańska, odsyłam na wspomnianą wcześniej stronę naszego projektu, gdzie zamieszczone są zdjęcia omawianych przeze mnie  rzeźb ustawionych na szczycie Złotej Bramy. A wszystkich, którzy mają możliwość zachęcam do podziwiania na żywo.

Te, które możemy oglądać dzisiaj są powojennymi kopiami tych, które stanęły w tym miejscu w 1648 roku, ponad 30 lat po ukończeniu samej bramy. Autorem rzeźb jest Piotr Ringering, rzeźbiarz  gdański, ale że nie należał do gdańskiego cechu, a karierę rozwijał początkowo poza rodzinnym miastem, to początkowo zlecenie mu wykonania rzeźb wywołało poruszenie wśród lokalnych artystów. Ostatecznie wspaniałomyślnie, zapewne ze względu na jego sławę, dopuszczono go do wykonania tego prestiżowego zlecenia.

Odtworzenie rzeźb po II wojnie światowej było możliwe dzięki powstałym równocześnie z oryginałami miedziorytami wykonanymi przez Jeremiasza Falcka zwanego Polonusem. Każdej rzeźbie odpowiadała osobna ilustracja, która oprócz wizualizacji projektu posiadała jeszcze podpis, który upewniał nas, co do treści przedstawienia i na dodatek było ono opatrzone sentencją zapisaną w języku łacińskim i niemieckim, która miała przy każdej z rzeźb właściwe rozumienie przesłania nam objawić.

W przypadku Wolności, po łacinie Libertas, sentencja ta brzmi:

“Nie jest wolnością śmiałość dokonywania bezkarnie tego, co się komu podoba, 

lecz czynienie tego, co godziwe w zgodzie z przysługującym prawem”.

I w myśl tego dwuwiersza rzeźba przedstawia kobietę trzymającą w lewej ręce księgę, która ma symbolizować prawa wyznaczające granice właściwego postępowania, a w drugiej kapelusz.

Jak już mówiłem przy poprzednich spotkaniach, alegorie mają ściśle określone znaczenie informują nas o nim właśnie atrybuty personifikacji. Funkcjonowały w tamtym czasie spisy alegorii z informacją, w co należy takie przedstawienia wyposażyć. Jednym z nich jest “Ikonologia”, której autorem był Włoch Cesare Ripa i co warto zauważyć, opisana przez niego alegoria pokoju różni się od tej gdańskiej.

W lewej dłoni trzyma berło. Według opisu “jest znakiem suwerennej władzy Wolności, która ma ją sama z siebie, jako że Wolność to absolutne dysponowanie duchem, ciałem i mieniem, które rozmaitymi sposobami dążą ku dobru”.

A nasza, gdańska Wolność w lewej dłoni ma księgę. 

Co to może znaczyć? 

Berło to symbol władzy królewskiej, czyli nadanej przez Boga, arbitralnej i jednoosobowej. Czyli absolutnej. A my mamy tu symbol praw. Te są ludzkie, negocjowane i tworzone przez zbiorowość. Taką zbiorowością są w naszym przypadku gdańscy patrycjusze. Jest to kolejny przypadek, w którym Gdańsk demonstruje swoją odrębność, bo ustrój miasta był zbliżony do republiki i bardzo strzegł tego, by król polski nie naruszał takiego porządku rzeczy, czyli ingerował arbitralnie w sprawy miasta. Poniekąd Gdańsk pokazuje, że jego prawo ma ludzki rodowód, a nie jest z boskiego nadania. Można uznać, że to śmiałą hipotezę, bo oznaczałoby, że Gdańsk, symbolicznie przynajmniej wyprzedził swój czas.

Druga rozbieżność z klasycznym wizerunkiem Wolności dotyczy kapelusza. Co prawda pisze o nim Ripa, ale załączona do opisu ilustracja pokazuje, że chodzi o inny kapelusz niż ten, który trzyma w ręku gdańska wolność. Potwierdzają to również inne źródła. Klasycznie Wolność trzyma w ręku nie tyle kapelusz, co czapkę zwaną pileusem albo czapką frygijską. 

Jej rodowód sięga starożytnej Grecji i była tam uważana za nakrycie głowy ludzi wschodu, ale już Starożytni Rzymianie uznali, że przybyła ona z Troi i była dla nich atrybutem wolności. Frygijkę nosi bogini Roma utożsamiająca Republikę na monetach. Czapkę taką otrzymywał w antyku niewolnik w momencie wyzwolenia. 

Czapka frygijska była filcowym stożkiem przylegającym ściśle do skroni. Czubek stożka był pochylony w stronę czoła. Jedno z najbardziej znanych przedstawień tego elementu ubioru można zobaczyć na obrazie Delacroix “Wolność wiodąca lud na barykady” Dzierżąca francuski sztandar Wolność ma ją na głowie. Jest czerwona i taka czapka właśnie przez wieki towarzyszy przedstawieniom Wolności i biorą ją za swój symbol bojownicy o wolność.

Czemu zatem Gdańska Wolność trzyma w prawej ręce klasyczny kapelusz z szerokim rondem? To już pozostanie tajemnicą. Może tak Ringering albo Falck odczytał zapisy we wzorach alegorii. Może taką miał wizję twórczą. A może skojarzenie z niewolnikiem odzyskującym wolność uwłaczało dumnym gdańszczanom? Dlatego kapelusz jest dostojny, może powinien nam się kojarzyć z kapeluszem kardynalskim, a zatem z wysoką godnością. To by pasowało do sąsiadujących z alegorią Wolności Bogactwem i Sławą. Ale to tylko domysły, więc pozwolę sobie Państwa z nimi zostawić, jako inspiracją, a nie informacją.

Na podobnej zasadzie przywołam inny motyw, który występuje w klasycznej Ikonologii, a nie ma po nim śladu w przypadku gdańskiej alegorii Wolności.

Mianowicie jednym z jej atrybutów jest kot. Pisze Ripa: 

“Kot bardzo kocha Wolność (…) dawni Alanowie, Burgundczycy i Szwabowie umieszczali jego wizerunek na swych sztandarach dając do zrozumienia, że podobnie jak wymienione zwierzę nie cierpi pozostawać w czyjeś władzy, tak też oni nie znoszą zniewolenia.” 

Jak już powiedziałem, kota nie ma. Może przegoniły go gdańskie lwy, które nie zniosłyby obecności mniejszego brata, ale z drugiej strony lwy to też koty a na dodatek symbol siły, waleczności i władzy królewskiej. A przypominam, że Złota Brama powstała po to właśnie, by wkraczającym do Gdańska gościom, z królami włącznie, prezentować swoją potęgę. Był to łuk triumfalny postawiony na cześć miasta, które żadnym władcom nie chciało się kłaniać. 

Gdańsk, miasto które nikomu się nie kłania. Tak podejrzewam chciało się postrzegać bogate mieszczaństwo władające najpotężniejszym tworem gospodarczym w tej części Europy. To nie tylko przejaw pychy, ale też chłodnej kalkulacji. Mówiąc kolokwialnie gdańszczan było stać na to, żeby uważać się za organizm niezależny od reszty świata. Jak złudne to było, omawiałem w poprzednich wykładach, ale za złudzenia ludzie gotowi są płacić dużo i właśnie taka była wolność Gdańska – przeliczalna na pieniądze. Jak mówiłem wcześniej, taka wolność miała swoją cenę. Była to wolność kupiecka, wolność polityczna. A odrębność i niezależność taką podkreślała także odrębność kulturowa.

Była to wizja bardzo przekonująca, nie wątpię, że wierzyli w nią sami gdańszczanie i taką wizję przyjmowali ludzie przybywający tu z zewnątrz. Taki wizerunek miasta utrwalił się przez wieki i do dziś Gdańsk jest taki właśnie w PRowych wizjach roztaczanych dookoła.

Jeżeli spojrzymy na Gdańsk globalnie, jako na twór gospodarczy w perspektywie historycznej, to nie powinno to dziwić. Nawet powinniśmy uznać wolność za efekt wytrwałych, które mieszkańcy miasta prowadzili od początku jego dziejów.

Można by to nawet uznać za efekt celowych działań podejmowanych od początku jego dziejów. Oczywiście jest to racjonalizacja oparta o interpretację zbioru faktów, ale taką właśnie racjonalizację przyjmuje się w tym temacie jako obowiązującą. Jest to jeden z mitów o gdańsku. Sam go uprawiam w toku tych wykładów, ale o tym może później.

Na jakich faktach historycznych opieramy taką racjonalizację? 

Wczesna historia Gdańska to etap jego zależności od zmieniających się władców ziem, na których leżał. Polska propaganda szczególnie uwypuklała wątek w cudzysłowie mówiąc “niewoli” krzyżackiej trwającej od początku XIV wieku i dopiero po zrzuceniu tego jarzma Gdańsk mógł się uważać za miasto wolne, samodzielnie dysponujące swoim istnieniem. Niemiecka propaganda widziała to trochę inaczej, w końcu krzyżacy doprowadzili do wzrostu cywilizacyjnego i gospodarczego potencjału Gdańska, a to między innymi dzięki temu miasto mogło stać się samodzielne i zerwać z zależnością od zakonu.

A co na to gdańska propaganda? Taka niezależność, jaką osiągnął gdańsk w połowie XV wieku, to śmiały projekt nie tylko gospodarczy, nie tylko polityczny, ale przede wszystkim ideowy. Proszę wyobrazić sobie, że w pełni feudalnym otoczeniu przychodzi komuś do głowy, że można stworzyć coś, co określamy dziś jako republikę miejską. Nie żeby nie było innych takich przykładów w Europie, ale tutaj nie, a przepływ koncepcji nie był wtedy tak płynny, jak dzisiaj. Ale Gdańsk dzięki kontaktom z całym ówczesnym światem mógł myśleć w perspektywie globalnej, a nie lokalnej. Mógł zrodzić się tu zatem pomysł tak kosmiczny, żeby nie kłaniać się królom, a wręcz przeciwnie.

Pomysły jednak, jeśli ujmiemy to językiem potocznym, nie spadają z nieba, ale potrzebują żyznej gleby, na której mogą wyrosnąć. A więc musiał w genius loci tego miejsca trwać pierwiastek wolności już wcześniej. Wolność ta musiała szerszy wymiar niż tylko gospodarczy, który zakłada, że jestem wolny od konieczności dzielenia się z władcą większą częścią moich zysków niż to naprawdę konieczne. Bo przecież w tym tkwił problem z Krzyżakami, że domagali się przychodów, które gdańszczanie uważali za swoje. I basta.

Idąc dalej tropem takich przypuszczeń zastanawiam się, czemu gdańszczanie nie przeszli płynnie z rąk krzyżackich w ręce króla polskiego. Przecież tak wyglądały relacje polityczne i gospodarcze w ówczesnej Europie. Wojna była metodą przejmowania udziałów w zyskach przedsiębiorstw (w uproszeczeniu mówiąc), jakimi były miasta i wsie. 

Ale nie w przypadku Gdańska. Tutejsi mieszczanie wykroczyli myślami poza panujący schemat i dostrzegli inny potencjał we własnej sytuacji. Władca Rzeczypospolitej Obojga Narodów nie był dość silny, by z tak potężnym gospodarczo miastem postąpić jak z innymi. Gdyby w tych negocjacjach mieszczanie uznali jego władzę symboliczną, jego boskie namaszczenie, to nie przyszłoby im do głowy, że nie muszą mieć nad sobą władzy innej niż ta, którą sami dla siebie stanowią. 

Kapitał poszedł tu w parze z ideą wywrotową jak na swoje czasy – ideą wolności. 

I tak się stało, że przez dwa późniejsze wieki miasto Gdańsk czerpało niebotyczne korzyści ze swojej niezależności w myśleniu i w gospodarce. Oczywiście królowie polscy nie byli szczególnie zadowoleni z takiego układu, ale powtarzam raz jeszcze, patrycjuszy gdańskich było stać na płacenie za własną niezależność. Umieli też zapobiegać wzrostowi ceny ich wolności i tak wpływali na procesy polityczne w Rzeczypospolitej, żeby nie zagroziły status quo miasta nad Motławą.

Sprzyjał temu ogólny klimat w kraju nad Wisłą. Były to czasy szlacheckiej wolności zwanej złotą, a zatem przywileje magnaterii i przywileje Gdańska dobrze ze sobą współgrały i nawet próby ograniczenia miejskich przywilejów takie jak Statuty Karnkowskiego, które nigdy nie weszły w życie, ani nawet wojna Gdańska z polskim królem Stefanem Batorym nie zmieniły nic w korzystnym układzie, jaki powstał w połowie XV wieku.

Ale Złota szlachecka wolność była złota tylko z nazwy. Zupełnie jak Złota Brama w Gdańsku. Bo nie wszystko złoto, co się świeci. Gdybyśmy chcieli wrócić do wątku kota, jako symbolu wolności, to kot też bywa symbolem rozleniwienia i tak zadowolenie ze status quo, które Gdańsk wypracował sprawiło, że nie dostrzegł w porę zmieniającej się koniunktury.

Od drugiej połowy XVII wieku zmieniająca się sytuacja polityczna i gospodarcza w Europie sprawiła, że handel zbożem i drewnem staje się coraz mniej zyskowny. Jego skala maleje wskutek wewnętrznych problemów Rzeczypospolitej.  A równolegle sytuacja w kraju nad Wisłą staje się dramatyczna w związku z klęskami wojennymi. Dla Gdańska szczególnie istotny wpływ ma tzw. szwedzki potop. Wiek XVIII to okres stopniowej utraty niezależności. Posługując się wcześniejszą metaforą kupieckiego pokoju – jego cena staje się dla Gdańska nie do udźwignięcia. Koszty ponoszone nie tylko na rzecz chylącej się ku upadkowi Rzeczypospolitej, ale także wobec Rosji i Prus przerastają możliwości gdańskiej kasy. Gdańsk zadłuża się, by spłacać zobowiązania.

W 1793 roku Gdańsk ostatecznie traci niezależność i staje się częścią Królestwa Prus. Jak bardzo musiało to być nie w smak dumnym gdańszczanom ilustruje historia Heinricha Schopenhauera – męża Joanny i ojca Artura. Zmiana władzy okazała się dla tego bogatego gdańskiego kupca tak nieznośna, była tak istotnym zaprzeczeniem jego gdańskiej tożsamości, że postanawia ze stratą sprzedać majątek i przenieść się wraz z rodziną do gwarantującego wtedy większą swobodę Hamburga. Zdarzenie to ma wymiar jedynie symboliczny, bo przecież nie było zbiorowego exodusu gdańszczan w reakcji na przyjęcie władzy zewnętrznej, a jedynie jednostkowe przypadki takiej emigracji. Ale zapewne ze względu na magię nazwiska Schopenhauer lubi się w piśmiennictwie nagłaśniać tą sprawę, jako przykład uwielbienia gdańszczan dla wolności.

Wolność w kontekście historii Gdańska pojawia się jeszcze wielokrotnie, ale już nie w tak jednoznacznym wymiarze, jak w okresie jego rozkwitu. Bardziej możemy na jego przykładzie przyjrzeć się, jak różnie może być hasło wolność używane przez politykę by realizować cele zupełnie nie mające z wolnością nic wspólnego.

Gdańsk dwukrotnie w swojej historii był tzw. wolnym miastem. Mówię tzw. ponieważ faktem jest, że taką nazwę nosił i faktem jest również, że do nazwy ta wolność się ograniczała. A nawet można by zaryzykować twierdzenie, że jeżeli porównamy to z tym, co nam się z wolnością kojarzy, to mamy do czynienia z jej karykaturą

Po raz pierwszy Wolne Miasto Gdańsk ustanowił Napoleon, którego w 1807 roku zdobywają Gdańsk i ustanawiają tu swoje rządy. Miasto ma znaczenie strategiczne wobec planów dalszej ekspansji na wschód.

Cesarz Francuzów, którego często w polskiej kulturze opartej o wzorce romantyczne wynosi się pod niebiosa jako wyzwoliciela, był raczej ucieleśnieniem składania fałszywych obietnic. Podobnie fałszywa była gdańska wolność w tym czasie. Administracja francuska kieruje się w zarządzaniu miastem logiką eksploatacji, więc upadek ekonomiczny miasta się pogłębia. Zadłużenie rośnie, a widoki na spłatę należności są niemal żadne. W takiej sytuacji powrót do Prus, który następuje niedługo potem może jawić się jako prawdziwe wyzwolenie.

Drugi raz Wolne Miasto Gdańsk ustanawia Liga Narodów po zakończeniu Wielkiej Wojny zwanej również I wojną światową. Ma to być swego rodzaju kompromis. Miasto od średniowiecza jest kulturowo niemieckie, a rządy Prus w XIX wieku tylko ten trend wzmocniły. 

W świetle idei samostanowienia narodów, która przyświecała obradującym na konferencji pokojowej zakończonej podpisaniem Traktatu Wersalskiego, Gdańsk zapewne pozostałby częścią Niemiec występujących wtedy jako tzw. Republika Weimarska. Ale były inne względy, dla których samostanowienie postanowiono w tym przypadku ograniczyć, czyli nie dano mieszkańcom Gdańska w o l n e g o wyboru.

Odradzająca się wtedy Polska potrzebowała dostępu do morza. A Gdańsk był jedynym portem, który mógł to w wypracowanym wtedy układzie zapewnić. A zatem zawieszono Gdańsk między dwoma państwami, których wrogość była uznawana za wręcz genetycznie uwarunkowaną. Nazwany Wolnym Miastem nie miał Gdańsk żadnej swobody, bo był zbyt słaby gospodarczo, aby móc wyznaczać własny kierunek polityczny. Organizacyjnie również był niesamodzielny, bo np. koleje i pocztę organizowało w nim Państwo Polskie. A ekonomicznie wspierało Państwo Niemieckie. Jedyne przejawy wolności na jakie mógł sobie Gdańsk wtedy pozwolić były negatywne, polegające na umożliwieniu realizacji ustalonego porządku.

Przykładem tego może być np. sytuacja z 1920 roku, kiedy Polska toczyła wojnę z bolszewicką Rosją i Gdańsk był najsprawniejszym kanałem zaopatrzenia w płynącą z zachodniej Europy pomocy. Ale dokerzy gdańscy ogłosili strajk odmawiając rozładunku statków z amunicją dla walczących Polaków. Gdański port został wtedy doraźnie zmilitaryzowany przez stacjonujące w mieście wojska brytyjskie i tylko dzięki temu Polacy otrzymali oczekiwane wsparcie. Odbyło się to przy jednoczesnym proteście sprawującego w Gdańsku władzę komisarza Ligi Narodów, który sprzyjał Niemcom. Nie tak chyba sobie wyobrażamy wolność.

Ta sytuacja miała dwie dalekosiężne konsekwencje. Po pierwsze Polska przyspieszyła wysiłki nakierowane na budowę własnego niezależnego od układów międzynarodowych portu. Tak powstała Gdynia, która po 1926 roku konkurowała z Gdańskiem w kwestiach żeglugi handlowej i osłabiała jego pozycję gospodarczą, co jeszcze bardziej pchało Gdańsk w ramiona Niemiec.

Druga konsekwencja to stworzenie Wojskowej Składnicy Tranzytowej którą wszyscy znamy jako Westerplatte. Polska w ten sposób zabezpieczyła się przed powtórzeniem się sytuacji z 1920 roku i mogła oficjalnie przyjmować dostawy zaopatrzenia wojskowego drogą morską niezależnie od sytuacji w Gdańsku. A jednocześnie, to już niejawnie Rzeczypospolita uczyniła w Westerplatte militarny przyczółek na terenie Wolnego Miasta Gdańska. 

Wydarzenia z pierwszych dni września 1939 r. pokazują jak skuteczne było to działanie, choć w szerszym sensie miało wymiar jedynie symboliczny.

Wolne Miasto Gdańsk było też areną innych działań, które możemy interpretować, jako zaprzeczenie wolności. Jak już nieraz mówiłem obywatele tego mikropaństwa byli od wieków zanurzeni w kulturze niemieckiej, politycznie i gospodarczo również byli związani z Niemcami. 

Nie zapominajmy przy tym, że niemieckość tej kultury opierała się głównie na języku, bo była ona odrębna w swojej gdańskości. Obywatele miasta byli Danzingerami nie Niemcami.

A jednak była tu obecna mniejszość polska, która uważała się za równoprawnych gdańszczan i uznająca, że przeważająca tendencja kulturowa nie zaprzecza pielęgnowaniu związków z Rzeczypospolitą. Niestety byli w tym mniemaniu odosobnieni i to nie tylko w stosunku do niemieckojęzycznych gdańszczan, ale również do Polski, która choć prowadziła wojnę propagandową na rzecz polskości gdańska, to jednak nie była w stanie zapewnić mocnego oparcia Polakom nad Motławą.

Sytuacja polskich gdańszczan była trudna od początku Wolnego Miasta, a im bliżej końca lat 30 – tych tym bardziej stawała się dramatyczna. Dojście Hitlera do władzy i wzmacniające się tendencje faszystowskie w Niemczech sprawiały, że naziści z Gdańska przechodzili od aktów symbolicznych do aktów przemocy. Wolność Polaków na wszystkich polach od aktywności kulturalnej po codzienne życie była blokowana albo tępiona. Finał jest wszystkim znany, więc pozwolę sobie na tym zakończyć opowieść o drugim Wolnym Mieście Gdańsk.

Ale jeśli Wolne Miasto Gdańsk to hasło, które z wolnością ma niewiele wspólnego, to jeszcze bardziej niedorzeczne może wydawać się nazwanie wyzwoleniem, czyli przywróceniem wolności tego, co zdarzyło się wiosną 1945 roku wraz z wkroczeniem do Gdańska Armii Czerwonej. Zniszczenie miasta – 90% zabudowy śródmieścia legło w gruzach i wypędzenie niemal 100 % ludności trudno przełożyć na cokolwiek, co by się nam z wolnością kojarzyło.

Podobnie jest jeśli chodzi o ludzi, którzy przybyli tutaj i podnieśli to miasto z gruzów. Oni też nie wybierali zmiany adresu. Wojna wypędziła ich z domów, które były często na odległych kresach dawnej Rzeczypospolitej. Ale z drugiej strony wybór Gdańska, jako finału tułaczki, to już była niejednokrotnie decyzja wolna. I nie wątpię, że mit gdańskiej wolności mógł mieć na taką decyzję istotny wpływ. Szczególnie że ci wygnańcy nie mieli złudzeń co do charakteru nowej władzy. Oni doskonale czuli to, że kiedy propaganda mówi o wyzwoleniu to należy rozumieć to jako kpinę z rzeczywistości, która oznaczała zmianę okupacji. 

Choć w wyborze między Hitlerem a Stalinem zmiana następowała chyba na lepsze.

Ludzie wygnani z domów nie mieli złudzeń, ale to otwiera nas na trochę inny sposób rozumienia wolności, który już teraz zasygnalizuję, czyli na wolność wewnętrzną. 

To że wybieram pośród zniewolenia to fakt, że wybór jest nadal możliwy. Czyli nadal jakaś wolność jest. 

Ale o tym później. Teraz wróćmy do ruin Gdańska, mamy rok 1945 i sytuację taką, że optymista stwierdzi, że każdy koniec jest początkiem czegoś. I tak też się stało. Coś nowego, ale jednak kontynuacja pewnych ideałów. Tu, nad morzem, oddychało się inaczej, tu jednak wolność nie poddała się dusznej atmosferze komunistycznego reżimu. 

Zachęcam Państwa do lektury książki Piotra Perkowskiego “Gdańsk – miasto od nowa. Kształtowanie społeczeństwa i warunki bytowe w latach 1945 – 1970”. Niedługo prześwietne gdańskie wydawnictwo słowo/obraz terytoria  będzie wznawiało ten tytuł, a może kiedy Państwo słuchają tego wykładu ta książka jest już ponownie w sprzedaży. 

Od razu wyjaśnię, że nikt nie płaci mi za reklamę, ja po prostu jestem pełen podziwu dla pracy tej ekipy i dlatego polecam. 

Książka Perkowskiego opisuje sytuację mieszkańców Gdańska i na podstawie dostępnego w archiwach materiału prezentuje zjawiska, jakie tu zachodziły i których dalszą konsekwencją jest sytuacja aktualna.

Z badań tych wynika, że Gdańsk był po wojnie miastem, gdzie wolność była odczuwana zdecydowanie intensywniej niż w innych częściach komunistycznego państwa. Miasto portowe znowu pokazało swój potencjał otwierania na świat, nawet jeśli te wpływy zewnętrzne były filtrowane przez pracę urzędu bezpieczeństwa i cenzurę, to jednak po ulicy gdańska mogło krążyć o wiele więcej informacji niż w innych częściach kraju. A dotyczyło to nie tylko wiadomości ze świata. Czarny rynek mógł rozwijać się dzięki bliskości portu, a czarny rynek był istotną częścią handlu, kiedy w oficjalnym obiegu nie było nic poza octem i musztardą. 

Czarny rynek oznaczał w tym przypadku np ubrania, żywność, czy sprzęty agd, ale też płyty z muzyką i książki które przywozili marynarze. Oczywiście były też i narkotyki i waluta.

Taka sytuacja wywoływała również większa otwartość na inicjatywę prywatną tępioną w PRLu.

Globalnie rzecz biorąc w Gdańsku można było mieć o wiele większe poczucie, że świat nie składa się tylko z tego, co wydrukowała oficjalna gazeta i wypuściły na rynek oficjalne kanały dystrybucji. A to pozwala inaczej patrzeć na rzeczywistość i inaczej w niej działać.

W Gdańsku miał miejsce pierwszy w powojennej polsce strajk. Miał on miejsce w Nowym Porcie w 1946 roku. Atmosfera rewolucyjnego wrzenia i otwarcia na alternatywne podejście do rzeczywistości była tu dobrze zakorzeniona. Pewnie dlatego kluczowe dla PRLowskiej opozycji wydarzenia zdarzyły się właśnie tutaj. 

Grudzień 1970, a potem sierpień 1980. Rewolucja Solidarności to szczytowy obraz wolności jaki można wtedy zaobserwować nie tylko w Polsce, ale i w całym komunistycznym bloku. Ten obraz wolności jest podbity przez kontrast z tłem w postaci siermiężnej rzeczywistości. 

A jak jest dzisiaj? Czy nadal wolność jest dla nas kluczową wartością, kiedy nie żyjemy już w państwie mniej lub bardziej totalitarnym? Czy Gdańsk nadal wybija się na tle reszty kraju pod względem upodobania wolności.

Taka jest oficjalna polityka informacyjna Miasta Gdańska, na tym nasze miasto opiera swój PR. Zrobiłem tu przegląd historii, ona uczy nas nie ufać władzy, która nota bene sponsoruje ten projekt, ale mimo to zapytam:  czy to tylko propaganda, czy wyraz rzeczywistych postaw mieszkańców?

Po odpowiedź należy zajrzeć do badań socjologicznych prowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu Gdańskiego: 

wynika z nich, że zarówno przekaz oficjalny dotyczący wizerunku gdańszczanek i gdańszczan, jak i stereotyp, jaki na nasz temat krąży po kraju jest zbieżny z naszym wyobrażeniem na własny temat. Deklarujemy cechy takie jak przedsiębiorczość, tolerancja, otwartość, aktywność, mobilność, liberalizm. Wszystkie one są spójne z tym, co myślimy o wolności.

Podobnie rozumiem wskaźniki określające poczucie podmiotowości i sprawczości, jakie wynikają z badań. Gdańszczanie uważają, że ich aktywność ma bezpośrednie przełożenie na kształt rzeczywistości. Niezależnie od innych czynników przyznaje tak od 60 – 70 procent badanych. Czujemy się zatem podmiotem, a nie przedmiotem w perspektywie procesów życiowych. 

To również wpisuje mi się w logikę wolności.

W hierarchii wyznawanych wartości gdańszczanie cenią sobie wolność głoszenia własnych poglądów ponad dwukrotnie bardziej niż mieszkańcy reszty kraju. A pomyślność ojczyzny ponad trzykrotnie bardziej. Życie pełne przygód i wrażeń też jest nam bliższe niż innym. To też o czymś mówi w kontekście tych rozważań.

No i jeszcze kwestia na ile jesteśmy gotowi brać udział w publicznych działaniach na rzecz zmiany sytuacji politycznej. O dziwo, w porównaniu ze średnią krajową, gdańszczanie osiągają niższe wskaźniki w tylko w tych aktywnościach, które wiążą się z kontaktem z oficjalnymi czynnikami administracyjnymi i politycznymi. Innymi słowy lubimy brać sprawy w swoje ręce i w tym zakresie przebijamy przeciętny polski poziom. Przykład? Wskaźnik udziału w demonstracjach w Gdańsku jest sześciokrotnie wyższy niż w pozostałej części kraju. 

Oczywiście trzeba w interpretacji takiego wyniku brać poprawkę na czynniki takie, że demonstracje odbywają się zazwyczaj w dużych miastach, a do takich Gdańsk się zalicza, ale wynik ten obejmuje również inne miasta, a zatem dalej mamy prawo uważać, że nasza gotowość do aktywnego uczestniczenia w podtrzymywaniu wolności jest potwierdzona faktami.
Gdańskowi, gdańszczankom i gdańszczanom jest zdecydowanie po drodze z wolnością.

Dane historyczne i statystyczne to obraz prawdopodobny, który dotyczy całej zbiorowości. Przyjmujemy je raczej obojętnie, gdyż nie dotyczą nas bezpośrednio, są formą wiedzy zobiektywizowanej. Ale te ostatnie dane, które mówią o tym jaki jest stosunek do wolności nam współczesnych skłaniają do refleksji nad tym, jaka jest osobista relacja ze stojącą na szczycie Złotej Bramy Libertas. Jaka jest moja własna Wolność. Jak odbieram ją i jak ją realizuję w swoim tu i teraz. To skłania nas do refleksji filozoficznej.

Nie żeby w myśleniu o zbiorowości filozofia nie znalazła dla siebie nic interesującego, wprost przeciwnie. Jest cała mnogość koncepcji traktujących wolność jako funkcję grup ludzkich, jako cechę gatunkową. To właśnie tu najczęściej rodzi się nam myśl, czy w ogóle jesteśmy wolni, czy raczej jesteśmy wypadkową szerszych procesów. 

Bo przecież możemy być określeni przez różnego rodzaju czynniki: społeczne, biologiczne, fizyczne, psychiczne, które sprawiają, że to co odczuwamy jako wolność jest złudne. Rozwiązań tego typu nauki szczegółowe podsuwają nam wiele. Możemy być funkcją procesów chemicznych czy służyć jedynie rozprzestrzenianiu naszych genów zgodnie z określonymi regułami matematycznymi.

Może tak być, ale z drugiej strony, czy musi. 

Zagadnienie determinizmu czy indeterminizmu od strony logicznej badał w niegdyś Jan Łukasiewicz i doszedł do wniosku, że od strony formalnej poprawności teorie tego typu potrafią być równie dobrze uzasadnione, tym samym racjonalny wybór, a takich przecież chcielibyśmy dokonywać jest niemożliwy. Łukasiewicz przeciął taki węzeł gordyjski stwierdzeniem, że dla człowieka lepiej, by uważał się za niezdeterminowanego, czyli wolnego i twórczego w swoich działaniach, bo z pragmatycznego punktu widzenia jest to dla nas samych wariant otwierający nas na większą liczbę możliwości, skłaniający do aktywności i pozostawiający nadzieję na lepszy los.

Można by to wyrazić słowami innego polskiego myśliciela – Stanisława Lema, który ujął to w zgrabnym zdaniu:

“Bądź dobrej myśli, bo po co być złej”

Bo myśl o tym, że możemy być ściśle określeni przez czynniki niezależne od naszej świadomości postrzegamy spontanicznie jako myśl złą. Pragniemy wolności, tak jak pragniemy każdego innego dobra. Proszę zajrzeć do poprzedniego wykładu, gdzie wyjaśniam filozoficzny pogląd na dobro, jako to co pociąga nas ku sobie siłą własnej atrakcyjności. Tak właśnie jest z wolnością.

Większość z nas postrzega wolność jako stan pożądany i optymalny. Kwestią sporną jest, czym należy wypełnić takie pragnienie. Filozofowie szukają zawsze pierwszej przyczyny, więc i wolność chcieli wyjaśniać poprzez jakiś trwały fundament istnienia. Takie patrzenie oddala ją nieco od osobistego doświadczenia, więc czyni trudną do przyswojenia, bo cóż nam z tego, że uznamy wolność za podstawowy czynnik ludzkiego bycia i określimy, że jest jej tyle rodzajów, co aspektów ludzkiego życia. 

Bardziej niż na analizach skupiłbym się na doświadczeniu wolności. Mnogość myśli na temat wolności bierze się z mnogości tych doświadczeń. Taką możliwość daje nam nowożytność, która zmienia porządek społeczny, ale również burzy porządek myślowy wprowadzając dużą różnorodność w tej materii i zwiększając pole eksperymentów ze swobodą działania. 

To ukazuje, że wolność, jak każde spełnione marzenie, ma też swoją ciemną stronę. Wolność nie tylko pociąga, ale wolność może również przerażać. Tu przywołał bym dwóch myślicieli, których sława nie jest najlepsza: Nietzsche i Heidegger.

Pierwszy z nich stworzył ideę nadczłowieka, którą później powiązano ideologicznie z nazizmem i uznano Nietzschego za przeciwnika humanitarnych idei. Niesłusznie, bo wnikliwa analiza jego dzieł wskazuje, że choć ideolodzy różnych okrutnych ruchów chcieli interpretować go w myśl swoich pomysłów, to jednak nie takie przesłanie płynie z jego dzieł.

Przewrotny język i forma jego pism Nietzschego sprawia, że można przegapić, że nerwem jego myśli nie jest idea destrukcji, ale pojęcie afirmacji czyli życia w świetle wyznawanych wartości mimo ograniczeń wolności, które wprowadzają ci, którzy umieją jedynie negować wartości cudze.

Dalsze konsekwencje tej myśli objawiły się w pojęciu resentymentu, czyli zawistnej negacji słabych przeciwko tym, którzy mają odwagę żyć tak jak nakazuje im ich wiara. 

Gdybyśmy chcieli zrozumieć pozytywnie myśl Nietzschego należałoby odrzucić obraz nazisty skonfrontowanego z jego ofiarą. Ale w roli nadczłowieka osadzić Jezusa, który przychodzi potwierdzić własnym przykładem prawdziwe wartości, a jako ludzi resentymentu tych, którzy boją się zburzenia status quo, choć wiedzą, że dobro jest po stronie tego, który ich do tego namawia.

To, co tu się nam pokazuje, jako istotny rys wolności to: odwaga i samotność.

Dalej tym tropem idzie myśl egzystencjalistów. Pierwszy z nich to Heidegger. Postać raczej nikczemna, ale myśliciel godny uwagi. On rozwija wątek samotności i czyni z niej jeden z podstawowych rysów ludzkiego istnienia. Człowiek nie tyle przychodzi na świat, ale jest w ten świat rzucony i skazany na samotność wobec najważniejszych życiowych wyborów. 

Taka sytuacja rodzi strach, w którym człowiek żyje, bo zmuszony jest wybierać a nie ma gwarancji, że recepty, które znajduje są właściwe. Równie dobrze mogą być sposobem samozakłamania. Wolność jest wolnością wyboru tragicznego. 

Trzeba być nadczłowiekiem, żeby to znieść i podjąć walkę o obronę własnych ideałów, bo jedyny sposób obrony wyznawanej prawdy, to obrona jej własnym życiem. 

To już jest moja interpretacja, a nie myśl Heideggera. 

Swoje dopowiedzenia snują inni egzystencjaliści: pesymistycznie Sartre – mdłości i piekło to inni, albo Camus – Syzyf trwający przy swoim, choć wie, że jego wysiłek nie zmieni jego sytuacji.

Wizja jest przerażająca i najchętniej byśmy odwrócili od niej wzrok. Ale czy zejście z samotnej drogi odwagi nie jest zejściem z drogi wolności? 

Myśl egzystencjalistów nie wzięła się z akademickich dysput, ale z analizy doświadczenia człowieka pierwszej połowy XX wieku – tego, który  zdobyczy nowoczesności doświadczył w  Auschwitz. 

Taką myśl podejmuje polski filozof Józef Tischner i proponuje by wysiłek filozoficzny nakierowany na znalezienie istoty wolności podjąć nie w perspektywie umocowania jej w istocie bytu, jak to zazwyczaj filozofowie czynią, ale w perspektywie dobra. Nazywa to agatologią, dziedziną dobra, która istnieje poza bytem i niebytem – ona istnieje między ludźmi, między osobami.

Dlaczego tak?

Bo wolność osadzona w bycie jest co najwyżej mocą, siłą z którą możemy naprzeć na świat i wywrzeć w nim określone skutki. Moc jest właściwym sposobem bycia człowieka wobec rzeczy. 

A wobec ludzi właściwym sposobem bycia jest wolność. 

I pierwotna nie jest moja wolność. Pierwotna jest wolność Twoja, wolność drugiego człowieka. To jest ten rys odwagi, kiedy zdajemy się na drugiego, by rozpoznać kształt wolności. Realny i aktualny. Na tym można stracić, ale bez tego nie można zyskać.

Możemy uczynić innych funkcją samych siebie, ale wtedy nie będziemy wolni, będziemy co najwyżej zniewalać. Więc musimy dać im pierwszeństwo. 

Taka wolność jest otwarciem się na ideał, jest otwarciem się na nowy początek. 

Tutaj ukazuje się pozytywny sens tego, co mówił Nietzsche o wolności jako niszczeniu status quo, to niszczenie odbywa się nie poprzez siłę, ale poprzez rezygnację z niej. 

Tischner obrazuje to sytuacją wyzwolenia z kłamstwa. Sytuacją człowieka, który staje po stronie prawdy wobec zakłamanej rzeczywistości. Powiedzieć, że czarne jest czarne, a białe jest białe wobec tych, którzy nie chcą tego przyznać jest aktem samotnej odwagi, ale bez tego nie będzie wyzwolenia z kłamstwa.

Tischner każe nam również pomyśleć o wątku irracjonalności wolności, ale jest to irracjonalność w sensie nieprzewidywalności. Boimy się wolności, bo nie wiemy, jakie skutki przyniesie. Jesteśmy w stanie kalkulować w perspektywie mocy, jesteśmy w stanie przewidywać na podstawie analizy status quo. Ale nie przewidzimy jakie skutki przyniesie wolność.

Tischnera idzie dalej: powinniśmy brać pod uwagę wolność absolutną. 

Co to znaczy? 

Słowo absolutny pochodzi od “absolvere” czyli po łacinie “rozwiązywać”. 

No to wróćmy na chwilę do Gdańska i zastanówmy się, jak to zadziałało w roku 1980. Co rozwiązała absolutna wolność. Co rozwiązała odmowa dalszego kłamania i odmowa przemocy. 

Sytuacja jest jak z baśni o nowych szatach króla, potrzebne jest dziecko, które powie, że król jest nagi. 

Taka właśnie jest wolność, jak dziecko.

Tischner mówi 

“Wolność możliwa jest dzięki otwarciu na ideał. Otwarcie polega na wierze.” 

I można zbyć tą myśl stwierdzeniem, że mówi to ksiądz katolicki i chodzi mu o to, by nas wszystkich zapędzić do kościółka. Ale czy to będzie stwierdzenie w myśl tak wyrażonej wolności, czy raczej myślenie w logice status quo, bo o tych księżach to my wszystko już wiemy. Szczególnie teraz.

Czy macie odwagę wyjrzeć poza status quo?

Bo co się stanie, gdy pójdziecie za tym, w co Wy wierzycie? 

Co się stanie, gdy jednocześnie otworzymy się na drugiego i zamiast mówić mu, co o nim wiemy, wejdziemy w dialog między różnymi osobami? 

Otworzymy przestrzeń wolności, wolności drugiego. 

Tischner pisze, że “Inną przestrzeń budują wokół siebie wolni, a inną zniewoleni. Inaczej w nią wkraczają, inaczej się w niej poruszają – jedni jako więźniowie przestrzeni, drudzy jako jej mieszkańcy” 

Może w taką przestrzeń powinniśmy wkraczać przechodząc przez Złotą Bramę na której szczycie stoi Libertas. 

Pozostawiam Państwa z tą myślą.

A tymczasem dziękuję Państwu za poświęcony czas.

Jeżeli się Państwu podobało proszę kliknąć łapkę w górę pod filmem i udostępniać materiał znajomy.

Zapraszam do oglądania kolejnych odcinków i dzielenia się wrażeniami w komentarzach. 

Zachęcam do subskrypcji kanału PROM Kultura, dzięki czemu nie przegapią Państwo kolejnych nagrań. 

Komentarzami mogą Państwo podzielić się z nami również na fejsbuku lub wysłać do nas maila, adres znajduje się na stronie internetowej promkultura.org

Do zobaczenia