fbpx

Paweł Paniec, Bajka o Joannie Schopenhauer

Kiedy słuchaliście opowieści o dawnych czasach, to na pewno zwróciliście uwagę, że występują w nich najczęściej są panowie i bardzo mało tam kobiet. A jeśli już się pojawiają, to raczej nie są najważniejszymi postaciami, a jedynie kimś, kto odgrywa jakąś pomniejszą rolę w życiu głównego bohatera opowieści. Rzadko zdarza się, że jakieś nazwisko znane z historii jak na przykład Maria Curie – Skłodowska czy Kleopatra przywołuje nam na myśl skojarzenia związane tylko z ich własnymi osiągnięciami, a nie z tym, jak to pomogły jakiemuś panu z dokonaniu czegoś istotnego.

Najczęściej jest tak jak na przykład z Elżbietą Heweliusz, która musiała być niezwykle utalentowaną kobietą, skoro ktokolwiek był w stanie zauważyć jej udział w pracach takiej gwiazdy astronomii jak Jan Heweliusz, ale bardzo niewiele o niej wiemy, bo nikt nigdy nie dbał o to żeby informacje o niej i o jej pracy przetrwały w ludzkiej pamięci. 

Dzisiejsza opowieść będzie o tym, jak różne rzeczy pamiętamy.

Jeśli zapytacie kogokolwiek – swoich kolegów, mamę czy tatę o jakieś zdarzenie w którym braliście razem udział, to zobaczycie, że nawet jeżeli ogólnie pamiętacie to samo to w szczegółach wasze wspomnienia będą się różnić. Zróbcie taki eksperyment i zobaczycie, że może to być bardzo ciekawe, bo pokazuje nam przeszłość z kilku różnych punktów widzenia. A jak wiadomo to, z której strony coś oglądamy może bardzo wpływać, na to, co o tym wiemy.

Tak właśnie bardzo różnie zapamiętano bohaterkę naszej opowieści czyli panią Schopenhauer.

Przede wszystkim wspomina się ją ze względu na to, że była matką pewnego bardzo znanego na całym świecie filozofa, który miał na imię Artur. Filozof to taki człowiek, który stara się poznać najważniejsze tajemnice świata, czyli nie tylko jak naukowcy interesuje się jak coś działa, na przykład lokomotywa, albo nie tylko ile mierzy sobie najwyższa góra na kuli ziemskiej, albo jaka jest najmniejsza cząstka, z której wszystko jest zbudowane, ale filozof jest również zainteresowany tym, dlaczego coś jest takie, a nie inne, po co to takie jest i jak to jest, że to w ogóle jest. 

Filozof Artur był właśnie takim bardzo ciekawym wszystkiego człowiekiem i w ramach swoich zainteresowań napisał dużo książek, które czytane są po dziś dzień, choć mają już prawie 200 lat. Książki te są dla wielu osób ważne, bo dzięki nim znajdują odpowiedź na to, z której strony oglądać to, co nas otacza. Żeby doradzać innym w takiej sprawie, trzeba bardzo dużo wiedzieć, a żeby bardzo dużo wiedzieć, to trzeba od małego dużo się uczyć i tu na pewno filozofowi Arturowi dużo pomogła jego mama, które była niezwykle jak na swoje czasy wykształconą osobą. Ale o tym za chwilę.

Nie wszyscy jednak lubią książki filozofa Artura, bo był on bardzo ponurym człowiekiem. Mówi się, że na świat patrzył przez czarne okulary i jeśli poszukacie w internecie informacji o nim, to w wynikach wyszukiwania najpierw wyskoczą Wam memy w których taki rozczochrany pan strasznie narzeka na życie i powtarza, żeby nie myśleć, że spotka nas w nim coś fajnego. Dlatego niektórzy czytają jego książki po dziś dzień, bo dzięki temu wiedzą, jak na świat patrzeć nie należy, bo raczej niewielu z nas chce być ponurakami. 

Mówi się, że filozof Artur był takim smutasem, bo jego życie było strasznie smutne i stąd takie o nim pozostało wspomnienie.

Mówi się również, że Artur był filozofem niemieckim. Ale urodził się w Gdańsku, więc gdańszczanie lubią pamiętać ten fakt z innej strony i bardzo podkreślają to zdarzenie, żeby wszyscy wiedzieli że wywodził się on z naszego miasta i choć później musiał się z niego wyprowadzić, to jednak taki ważny człowiek zaczął swoje życie nad Motławą. I może dlatego potem był takim smutasem, bo już nie mógł dłużej mieszkać w Gdańsku.

Mówi się również, że Artur był filozofem niemieckim, bo pisał po niemiecku, ale musicie wiedzieć, że języka tego nauczył się właśnie w Gdańsku, bo wtedy był to tutaj język najczęściej używany przez większość mieszkańców miasta. 

Ale to, że mówiono w Gdańsku po niemiecku, to wcale nie znaczy, że było to miasto niemieckie. Gdańszczanie zawsze uważali, że są przede wszystkim gdańszczanami, a dopiero potem mogą być częścią jakiegoś narodu, pod warunkiem, że nie będzie im to przeszkadzało w życiu w taki sposób, jaki sobie po gdańsku przez setki lat ułożyli. I dlatego przez setki lat mówili głównie po niemiecku, ale uznawali nad sobą władzę polskiego króla, bo ten pozwalał im być gdańszczanami.

I to właśnie bardzo mocno wpłynęło na losy filozofa Artura, ale przede wszystkim jego matki Joanny Henrietty Schopenhauer. Urodziła się ona przeszło 250 lat temu w Gdańsku, w rodzinie bogatych kupców, w której otrzymała bardzo solidne wykształcenie, szczególnie w kwestii języków, literatury i sztuki. Kiedy miała 19 lat rodzice wybrali dla niej na męża innego bogatego kupca, czyli pana Schopenhauera. Bo musicie wiedzieć, że wtedy nie było tak jak dzisiaj, że każdy chłopiec czy dziewczyna mógł tak, jak mu podpowiadało serce związać się z kim chciał i o tym, kto zostawał czyim mężem lub żoną decydowali starsi. Nie wiadomo, czy Joanna była zadowolona z wyboru, którego dokonali dla niej rodzice, ale pewnym jest, że w małżeństwie było jej dobrze i niczego jej nie brakowało. 

Po kilku latach sytuacja w Gdańsku zmieniła się, ponieważ Korona Polska została zagrabiona przez trzy sąsiednie państwa, a miasto nad Motławą miało wkrótce zostać częścią Królestwa Prus. Dla Schopenhauerów stało się jasne, że właśnie kończy się świat w którym mogli być wolnymi gdańszczanami i nowy król nie uszanuje ich swobód. Mąż Joanny, ojciec Artura podjął trudną decyzję o sprzedaży całego majątku i wyprowadzce tam, gdzie co prawda mówi się po niemiecku, ale panują obyczaje mniej surowe niż w Prusach. 

Tym sposobem cała rodzina znalazła się w Hamburgu. Niestety pan Schopenhauer nie był szczęśliwy z dala od swojego rodzinnego miasta i coraz bardziej pogrążął się w smutku, pewnie tym smutkiem nasiąkał również młody filozof Artur, ale nie Joanna. Ta korzystała z każdej okazji, by rozwijać swoje zainteresowania kulturą i sztuką, nie tylko czytała książki, ale zaczęła je pisać oraz podróżować po Europie, by poznać jak najwięcej ciekawych i pięknych rzeczy.

Smutek pana Schopenhauera był coraz większy, aż doprowadził do jego tragicznej śmierci w 1806 roku. Joanna dzielnie zniosła ten cios od losu, szczególnie że jako wdowa dysponowała dużym majątkiem, który pozwolił jej zadbać o wykształcenie dzieci i wygodnie zamieszkać w Weimarze, do którego przeprowadzili się z nieszczęsnego Hamburga.

W nowym miejscu Joanna Schopenhauer rozwinęła skrzydła. Otworzyła salon literacki. Jeżeli nie wiecie, co to salon artystyczno – literacki, to jest to takie miejsce, w którym spotykają się ludzie, którzy kochają mądre książki i literaturę, żeby rozmawiać o ważnych sprawach i pięknych rzeczach. 

Tym sposobem Joanna Schopenhauer poznała i zaprzyjaźniła się z Johannem Wolfgangiem Goethe, czyli jednym z największych niemieckich poetów i pisarzy, który bardzo wpłynął na nią samą, jak również na działanie jej salonu, w którym gromadzili się najważniejsi ludzie tamtejszej kultury. W ten sposób nasza bohaterka była w samym środku życia artystycznego i sprawiała, że twórcy tego miejsca i czasu mogli nie tylko popijać herbatę i dyskutować, ale również wymieniać się pomysłami na jeszcze lepsze dzieła.

Sama Joanna również nie zaprzestała swojej kariery pisarskiej i co rusz publikowała nowe wiersze albo książki, które cieszyły się niemałą popularnością i były chwalone za dobry styl i ciekawe tematy. Dlatego właśnie, kiedy od strony Niemiec ktoś patrzy na życie Joanny Schopenhauer, to wspomina ją jako pisarkę – autorkę licznych książek, a także jako ważną osobę, jeżeli chodzi o pobudzanie twórczości artystów uprawiających różne sztuki. 

Niektórzy nawet pamiętają jej to bardziej niż to, że była matką bardzo ważnego filozofa Artura.

Ale jeżeli ktoś patrzy od strony Gdańska na pamięć o Joannie Schopenhauer, czyli tak jak patrzy na nią większość gdańszczan, to dostrzega przede wszystkim coś zupełnie innego, co było tylko niewielkim elementem jej życia.

A co to było?

Już opowiadam.

Joanna Schopenhauer prowadziła swój salon literacko – artystyczny przez około dwadzieścia lat. To bardzo dużo czasu i można się tym zmęczyć, albo znudzić. Myślę, że nasza bohaterka, która miała w czasie o którym teraz mówię już przeszło 60 lat chciała odpocząć od bogatego życia towarzyskiego. Przeprowadziła się do innego niemieckiego miasta – do Bonn i tam, kiedy złapała trochę oddechu po intensywnym życiu zaczęła wspominać. 

Ale o dziwo jej wspomnienia nie dotyczyły ciekawych ludzi i wielkich spraw sztuki z którymi zetknęła się w Weimarze, ale wróciła myślami do kraju dzieciństwa – do Gdańska i zaczęła opisywać to jak jawiły jej się wszystkie wydarzenia i miejsca, których doświadczyła w dzieciństwie i wczesnej młodości.

Nasze miasto w opisie Joanny Schopenhaer jest miejscem wspaniałym, w którym działo się wiele cudownych rzeczy, gdzie można było spotkać przeciekawych ludzi. Zarówno kupców, jak jej ojciec czy mąż, ale również artystów jak na przykład Daniel Chodowiecki, który odwiedził kiedyś szkołę, do której uczęszczała mała Joanna. Oglądanie go przy pracy zafascynowało na tyle małą gdańszczankę, że choć zajęła się głównie literaturą, to w wolnych chwilach oddawał się też rysunkowi i malarstwu.

Poza przygodami szkolnymi Joanna Schopenhauer wspominała również o wyglądzie ulic i budynków, o obyczajach jakie panowały między mieszkańcami Gdańska, o tym jak wieloma językami mówiono w tym portowym mieście, jakie stroje nosili ludzie bogaci i biedni, całe mnóstwo opowieści, które ukazały się w całkiem okazałej książce wydanej pod polskim tytułem “Gdańskie wspomnienia młodości”.

Książkę tą znajdziecie bez trudu w księgarni czy bibliotece. Szczególnie polecam Wam, byście poszli z rodzicami do biblioteki, która mieści się na ulicy św. Ducha w Gdańsku w kamienicy zwanej Domem po Żółwiem ze względu na ozdobę w kształcie tego zwierzaka, która mieści się na szczycie budynku. Warto, bo to dom, w którym urodziła się Joanna Schopenhauer. 

Przeczytajcie razem z rodzicami te wspomnienia i dowiedzcie się, jak nasze miasto widziała mała dziewczynka, córka bogatego kupca, a przynajmniej jakie obrazy przywołała z pamięci ponad 60-letnia autorka w około 40 lat po tym, jak wyprowadziła się z miasta, które opisuje.

Możecie porównać to, co znajdziecie w książce z tym, co jest dzisiaj. Bo choć Dom pod Żółwiem odbudowano po wojnie, to wiele rzeczy dookoła jest zupełnie innych. Zajrzyjcie z rodzicami do starych albumów i do zdjęć oraz grafik starego Gdańska dostępnych w internecie, żebyście mogli dowiedzieć się, jak nasze miasto się zmieniało i co się w nim działo.

Zastanówcie się też, czy opis Joanny Schopenhauer na pewno dokładnie oddaje to co było. Bo z pamięcią jest też tak, że nie tylko pokazuje rzeczy i zjawiska z określonej strony, ale również pokazuje wszystko jako ładniejsze niż było. Pewnie dlatego bardzo lubimy wspominać, bo we wspomnieniach wszystko jest lepsze niż tu i teraz. Z tego powodu “Gdańskie wspomnienia młodości” są taką przyjemną lekturą. 

Polecam.

(Bajka stanowi integralną część warsztatu dostępnego na kanale YouTube Stowarzyszenia PROM Kultura)

Herb Gdańska v. 12.21.

Projekt został zrealizowany dzięki wsparciu Miasta Gdańska