fbpx

Paweł Paniec, Bajka o Andreasie Hildebrandcie

Czy zastanawialiście się kiedyś, skąd wzięła się muzyka? I skąd wzięły się instrumenty muzyczne? Słyszałem kiedyś o tym taką bajkę

Dawno dawno temu… a właściwie, to pomyślcie – kiedy mogło być dawno dawno temu? A kiedy mogło być najdawniej? Albo co było wcześniej? 

A czy przed wcześniej było jakieś wcześniej? Może brzmi to dziwnie, ale są tacy, którzy twierdzą, że tak.

Zanim ludzie zaczęli mierzyć czas, a nawet zanim czas się pojawił, żeby można go było zmierzyć, Pan Bóg przechadzał się po świecie, który dopiero co powstał i uważnie przyglądał się wszystkim stworzeniom. Roślinom, drzewom, oglądał chmury na niebie i patrzył jak odbijają się w tafli jeziora i mrużył oczy, kiedy słońce błyskało odskakując od fal wartko płynącego strumienia, jakby przestraszyło się jego zimnej wody.

Zanurzone w wysokiej trawie podchodziły do Niego zwierzęta, a On głaskał je i rozsyłał na nowe zielone łąki albo do bujnych lasów, które specjalnie dla nich tworzył. I tak świat stawał się coraz większy i większy. Pan Bóg rozmawiał ze wszystkimi stworzeniami, tymi wielkimi jak słonie czy żyrafy i małymi jak mrówki czy pająki. Strasznie lubił słuchać ich głosów i opowieści o tym, co robiły wśród przestrzeni nowego świata. Wtedy przychodziły mu do głowy coraz to nowe pomysły, czym jeszcze sprawić więcej radości mieszkańcom nowego świata. Tym dużym i tym małym. Bo sprawianie przyjemności zwierzakom było największym szczęściem Pana Boga, większym nawet niż tworzenie i powoływanie do życia.

Rośliny były wspaniałe a zwierzęta cudowne, ale nie rozumiały tej największej przyjemności, jaką Pan Bóg czerpał z trwania w stworzonym przez siebie świecie. Dlatego Pan Bóg postanowił uczynić sobie towarzystwo, które mogłoby dzielić z nim rozkosz, jaką czerpał ze swojego dzieła. 

I tak pośród rosłych drzew i szumiących traw, między rozległymi jeziorami i biegnącymi strumieniami, tak jak wcześniej małe żuczki i ogromne wieloryby, zupełnie jak wszystkie inne stworzenia, ale zupełnie do nich niepodobni pojawili się mężczyzna i kobieta. Dziś niektórzy powtarzają, że mieli na imiona Adam i Ewa.

Gdyby nie to, że nie było tam czasu, to powiedzielibyśmy, że we troje żyli długo.

Ale na pewno żyli szczęśliwie. Razem cieszyli się pięknem świata, a Pan Bóg miał wreszcie kogoś, kto rozumiał radość, jaką daje tworzenie. Adam i Ewa nie mogli sprawić, by stało się coś z niczego, ale otrzymali dar nadawania imion wszystkiemu, co istniało, a to prawie to samo, bo kiedy nie ma słowa, które nazywa stworzenia, to jakby go wcale nie było.

Każde zwierzę i każda roślina, rzeki i jeziora, góry i doliny, jaskinie i gwiazdy na nocnym niebie otrzymały już swoje własne słowo, które opisywało je i tylko je, dzięki czemu nie mogły pomylić się z niczym innym. Wszystko miało już swoje imiona. Praca była skończona. Świat osiągnął swoją doskonałość. 

Wtedy Adam i Ewa zapragnęli poczuć choć przez chwilę tą radość, której doświadczał Pan Bóg tworząc. Prosili Go, by pozwolił im zrobić to, co ona, ale nie chciał się zgodzić 

Pan Bóg wiedział, że nie jest to możliwe w tym świecie i jeżeli się zgodzi, to będą musieli się rozstać. A bardzo kochał ludzi i myśl o tym, że mogliby odejść smuciła go niezmiernie. Ale martwiło go również to, że Adam i Ewa nie byli już tak radośni jak kiedyś. Nie mieli już nic do nazywania, a Pan Bóg nie tworzył nowych rzeczy ani zwierząt, bo świat był doskonały i jakby coś dodać, albo ująć, to tylko by go zepsuło.

I tak smucili się wszyscy troje. Aż Pan Bóg podjął decyzję, że zgodzi się na prośbę ludzi, choć kiedy dowiedzieli się oni, że oznacza to rozstanie, to prawie zrezygnowali. Ale bardzo zależało im na tym, by móc tworzyć, więc tłumaczyli sobie, że na pewno nie będzie aż tak źle, a poza tym na pewno jakoś się da wrócić, gdyby coś poszło nie po ich myśli.

Pan Bóg był jednak mądrzejszy od Adama i Ewy. Wiedział, że nie będzie to takie łatwe, a na pewno niemożliwe przez długi czas. Przez długi czas, bo żeby ludzie mogli tworzyć prawie tak jak Pan Bóg, to stworzył On dla nich czas. A w tym czasie umieścił całkiem nowy świat. Był on prawie taki jak ten, w którym żyli we troje. Ale jak wiadomo “prawie” może oznaczać całkiem dużą różnicę. Bo kiedy się tworzy, to zawsze, nawet jakby się nie chciało, odrobinka uczuć, jakie się przeżywa skapnie do dzieła. A Pan Bóg się smucił nadchodzącym rozstaniem i świat stworzony dla Adama i Ewy cały przesiąkł tym smutkiem.

Adam i Ewa jednak tego nie widzieli. Podobnie nie zauważyli też upływającego czasu. Przynajmniej nie od razu. Cieszyli się nowymi możliwościami, działali i choć doświadczali czegoś, czego wcześniej nie znali – zmęczenia – to jednak wydawało im się, że wszystko jest doskonałe, tak jak kiedyś.

Upłynęło dużo czasu. Bardzo dużo, bo ludzie żyli wtedy o wiele dłużej niż teraz. Adam i Ewa przypomnieli sobie o swoim Przyjacielu. Wtedy w sercu pojawiła się po raz pierwszy nieznana im wcześniej rzecz – tęsknota. Nie wiedzieli co z nią począć. Nawet trudno było im ją nazwać, a przecież potrafili nazwać wszystko. To też było dla nich nowe.

Chcąc zrobić coś z tą nową rzeczą, zaczęli wędrować po całym świecie  i szukać Pana Boga. Ale bez skutku. Chcieli znaleźć drogę powrotną do świata bez czasu, ale mimo że zajrzeli w najgłębsze głębiny i weszli na najwyższe góry, to nie odkryli miejsca, które łączyłoby to, co było wcześniej, zanim było wcześniej z tym, co było teraz.

Próbowali sobie przypomnieć wszystko, co mogłoby im pomóc znaleźć to czego szukali. Z czasem urodziły im się dzieci, więc opowiadali im o swoim Przyjacielu w nadziei, że może one zauważą w tych opowieściach coś, co przegapili wcześniej. Zebrała się z tego bardzo gruba księga, ale wcale nie byli bliżej odkrycia rozwiązania swojego problemu. Z czasem tych ksiąg było coraz więcej, pisali je oni, pisały je ich dzieci i dzieci ich dzieci i choć coraz więcej papieru zapełniano słowami o Panu Bogu, to ludzie nie czuli się od tego wcale mądrzejsi, a ich tęsknota pozostawała niezaspokojona. 

Pewnego dnia wpadli na pomysł, że skoro nie znaleźli Pana Boga na ziemi, to musi on być w niebie. Ale nie wiedzieli, jak się do nieba dostać, skoro nie umieli latać. Wymyślili zatem, że postawią budynki z wysokimi wieżami i może to trochę przybliży ich do oczekiwanego spotkania. Tak powstały pierwsze świątynie, w których czytali księgi, od których chcieli stać się mądrzejsi. 

Przypomnieli sobie, że Pan Bóg bardzo lubił słuchać opowieści zwierząt i pomyśleli, że jeżeli będą naśladować dźwięki, jakie wydają zwierzęta, to może te unosząc się z wysokich wież świątyń prosto do nieba sprawią, że ich Przyjaciel ich usłyszy i przyjdzie pomóc im w biedzie w jaką popadli. 

Wymyślili, że łatwiej niż sprowadzić wszystkie zwierzęta do świątyń, będzie wymyślić urządzenia, które będzie umiało naśladować głos każdego z nich. I tak powstało coś, co możecie obejrzeć w wielu starych kościołach w Gdańsku, ale nie tylko, czyli organy. 

Organy potrafią wydawać dźwięki głośne i mocne jak ryczący słoń, ale i cieniutkie i cichutkie jak mała myszka albo siedzący na cienkiej gałązce ptaszek. Można na nich zagrać najbardziej skomplikowane melodie i one właśnie miały sprawić, że Pan Bóg przyjdzie po swoich przyjaciół i zabierze ich znowu do świata, w którym nie ma czasu ani tęsknoty.

To działo się dawno temu, a od tamtych wydarzeń sztuka budowania organów przez kolejne pokolenia organów rozwijała się i stawały się one coraz lepsze. Każde szanujące się miasto, a nawet większa wieś chciała mieć u siebie kościół z wieżą a w nim organy, które wołają do nieba wszystkimi głosami świata. Ale nie było o nie łatwo, a i ludzi, którzy potrafili je budować było niewielu. 

Jednym z nich był Andreas Hildebrandt urodzony w Gdańsku w 1680 roku organmistrz, czyli mistrz w budowaniu i naprawianiu organów. Przejawiał niezwykły talent w tej rzadkiej umiejętności, a ponieważ w jego mieście było już dużo kościołów z organami, to miał niesamowicie dużo pracy. O jego życiu wiemy bardzo mało, bo najprawdopodobniej nie miał czasu na robienie żadnych innych rzeczy, jak tylko naprawianie starych i budowanie nowych organów. Pewnie wierzył, że dzięki temu pomoże sobie i ludziom zbliżyć się na nowo do Pana Boga. 

Jeżeli przyjrzycie się organom, to zobaczycie, że potrafią być ogromne. Składają się z mnóstwa wielkich i zupełnie malutkich piszczałek – te które widać są najczęściej metalowe, ale są również takie drewniane, a oprócz tego jest jeszcze cała masa rurek i innych urządzeń, które sprawiają, że przez te piszczałki płynie powietrze i wydają dźwięki takie, jakie przewidział dla nich kompozytor muzyki.

Żeby ogarnąć całe takie urządzenie trzeba mieć nie lada głowę i taką głowę musiał mieć Andreas Hildenbrandt. Dzisiaj, po trzystu latach nadal możemy oglądać i słuchać wiele jego dzieł, czyli organów, które są w kościołach Gdańska i wielu, wielu miejscowości dookoła. Zanych jest przynajmniej 50 instrumentów, które zbudował, przebudował lub naprawił. 

Najbardziej znane z nich to organy w trzecim co wielkości największym kościele ceglanym świata, który jest w Gdańsku, to bazylika Mariacka czyli Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny stojący w centrum Głównego Miasta. Ale tam kilkukrotnie tylko naprawiał organy zbudowane przez innych, a za to w kościołach świętej Barbary, świętego Salwatora, świętej Elżbiety czy w kaplicy świętej Anny zbudował organy od podstaw. Przy okazji dokonał wielu odkryć w swojej sztuce organmistrzowskiej, odkryć z których zasłynął w tej bardzo wąskiej dziedzinie na której zna się bardzo niewielu ludzi na całym świecie.

Nie dość, że miał mnóstwo pracy w Gdańsku, to jeszcze zapraszano go do wielu miejscowości dookoła, takich jak Koszalin, Elbląg, Frombork, Przezmark, Pasłęk, Bogatka, Steblewo i jeszcze, jeszcze innych i tak przez 82 lata swojego życia. Niemało prawda? 

Czy dzięki jego działaniu udało się ludziom zrealizować marzenia Adama i Ewy o powrocie ludzi do Pana Boga? Oceńcie sami, posłuchajcie koncertów organowych, które często odbywają się w Gdańskich kościołach i zastanówcie się, czy te dźwięki mają moc przebicia się przez barierę, jaką stanowi czas i smutek, jaki wzbudza w nas tęsknota za lepszym i piękniejszym światem.

(Bajka stanowi integralną część warsztatu dostępnego na kanale YouTube Stowarzyszenia PROM Kultura)

Herb Gdańska v. 12.21.

Projekt został zrealizowany dzięki wsparciu Miasta Gdańska