fbpx

Paweł Paniec, Bajka o Janie Heweliuszu

Wyobraźcie sobie miasto, które wyrosło na brzegu rzeki jak drzewo, powiedzmy kasztanowiec. Widzieliście, jakie duże i silne są  kasztanowce. 

A każdy taki kasztanowiec wyrasta z niewielkiej brązowej kulki, która mieści się w Waszej rączce. 

Może dawno, dawno temu przejeżdżał tędy chłopiec, który upuścił taką brązową kulkę, kiedy zasnął wybujany na wozie prowadzonym przez jego ojca.

Kulka w mokrym mule poczerniała i wypuściła pędy, które zmieniły się w korzenie i gałęzie, a te rozwijały się rosły aż dotknęły z jednej strony brzegu morza, a z drugiej oparły się o gliniaste wzgórza porosłe wysoką trawą. I tak wygodnie rozłożone, głaskane przyjemnie z jednej strony przez falę, a z drugiej łaskotane źdźbłami ogromne drzewo zestarzało się, a jego gałęzie, po których wcześniej biegały wiewiórki, skamieniały i zaczęły służyć ludziom za drogi między rzeką, brzegiem morza i wzgórzami, dzięki czemu nie musieli już więcej chodzić po kostki w błocie. 

Żeby ludziom było równie dobrze, jak rozłożonemu wygodnie drzewu, ze wzgórz zaczęli wybierać glinę i budować z niej domy, a w morze zanurzali sieci i wyjmowali z wody pyszne i pożywne ryby, dzięki którym rośli w siłę i potęgę.

Na pewno przyznacie, że musiało to być dziwne miasto i na pewno drugiego takiego byście nie znaleźli. Jeśli powiem Wam jeszcze, że mieszkańcy tego miasta dawno dawno temu ślubowali wierność polskiemu królowi, ale zrobili to po niemiecku, bo takim językiem mówili na co dzień, to pewnie byście nie uwierzyli, że to w ogóle możliwe, ale w takich niemożliwych miejscach dzieją się zawsze najciekawsze rzeczy, jakie tylko mogą spotkać ludzi i rodzą się niezwykli bohaterowie. 

Na przykład ten, o którym Wam dzisiaj opowiem.

A było to ponad pięćset lat temu. W rodzinie, w której wszyscy zajmowali się warzeniem piwa. Jeśli właśnie pomyśleliście, że mieli do tego piwa jakąś specjalną wagę, to musicie wiedzieć, że kiedyś warzenie znaczyło to samo, co dziś gotowanie, czy robienie. A zatem robili piwo, a że wtedy w naszym mieście piło się go bardzo dużo, z tego względu, że wszyscy bali się pić wodę z rzeki, bo nie była ona zbyt czysta, więc kto warzył i sprzedawał piwo, temu się całkiem dobrze wiodło. 

I w takiej bogatej rodzinie pewnego dnia urodził się chłopiec, który miał na imię Jan. Rodzice bardzo się cieszyli, kiedy rósł zdrowo i już jako maluszek nauczył się wielu rzeczy, które starszym sprawiały problemy. Widząc to, postanowili wysłać go do szkoły szybciej niż się to wtedy robiło. A musicie wiedzieć, że nie każdy mógł wtedy iść do szkoły, tylko ci, co mieli dużo pieniędzy. Ale przecież rodzice Jana byli bogaci, a on był tak zdolny, że bardzo szybko nauczył się tego, co było do nauczenia w szkole w jego mieście, a że miał apetyt na więcej, więc wyruszył w świat, żeby poznawać wszystko, co tylko się dało.

Ukończył studia w odległych miastach i zaczął jeździć po całej Europie, żeby odwiedzać sławnych uczonych, którzy mogli mu jeszcze więcej opowiedzieć o świecie. 

Wszyscy mądrzy ludzie, do których drzwi pukał przyjmowali go chętnie, bo widzieli, że to mądry chłopak i jeszcze wiele dobrego może zdziałać. I nie pomylili się.

Ale pewnego dnia, kiedy był daleko od domu przyjechał do niego posłaniec z listem z domu. Tak dowiedział się, że jego ojciec jest bardzo chory i musi wracać do swojego miasta i pilnować warzenia piwa, by mieszkańcy nie musieli pić wody z rzeki, a jego rodzina mogła dalej bogacić się na sprzedaży złotego napoju. 

Tak po długiej podróży znalazł się znowu w rodzinnym domu Heweliuszów, bo tak się nazywali, w domu z cegieł wypalanych z gliny z okolicznych wzgórz. Bo takie domy były w Gdańsku, bo tak nazywało się to miasto, do którego wrócił, a którego miał już nie opuścić do końca życia. 

Do końca życia by też pewnie zajmował się tylko warzeniem piwa, ale pewnego dnia przyszło zaćmienie słońca. 

A nie były to już takie czasy, jak wtedy, kiedy nasz kasztanowiec dopiero kiełkował z mułu na brzegu rzeki. Wtedy ludzie bali się, kiedy słońce znikało w dzień z nieba myśląc, że jest zjadane przez jakiegoś kosmicznego potwora. W czasach Jana Heweliusza nie brakowało jeszcze takich strachliwych, ale byli już i tacy ludzie, którzy przewidywali tego typu zdarzenia i zajmowali się ich naukowym badaniem. 

Stary nauczyciel Jana poprosił swojego dawnego zdolnego ucznia, by pomógł mu w obserwacjach zbliżającego się zaćmienia, a ta naukowa praca wciągnęła Heweliusza tak bardzo, że postanowił zostać astronomem. 

Wszystkie zyski z warzenia piwa przeznaczał od tego czasu na badania naukowe. Na dachu swoich domów, a miał ich kilka, które stały w Gdańsku tam, gdzie dziś możemy oglądać pomnik Jana Heweliusza odlany z czarnego metalu, zbudował obserwatorium astronomiczne. 

Był to prawdziwy instytut badawczy tak nowoczesny, że w całej Europie niewiele takich by się znalazło. Jako jeden z pierwszych Jan Heweliusz używał lunet do obserwacji nieba i na dodatek sam je produkował.

Największą lunetę, jako zbudował umieścił zaraz przed wzgórzami, o które oparł się dawno temu nasz wielki kasztanowiec, zanim zasnął na wieki. Tą wielką lunetę Heweliusz musiał zmontować na łące przed miastem, bo była taka długa, że gdybyście chcieli zmierzyć ją krokami, to musielibyście zrobić ich chyba sto. 

Ale dzięki takim wynalazkom wypatrzył na niebie rzeczy, których nie widział nikt przed nim. Od tego momentu Jan Heweliusz robi się sławny. Wszyscy naukowcy, których odwiedzał w trakcie swych młodzieńczych podróży wymieniają z nim listy, w końcu nie było wtedy jeszcze telefonów, ani internetu, żeby wysłać e-mail, a teraz to oni mogą się od niego dużo dowiedzieć. Przyjmują go do towarzystw naukowych, a ciekawi świata władcy i bogacze, którzy przyjeżdżają do Gdańska robić interesy i pomnażać swoje zapasy złota odwiedzają jego pracownię. 

Królowie i królowe są tak zachwyceni jego odkryciami, że ofiarują mu pieniądze, ale i specjalne przywileje, żeby tylko mógł dokonywać coraz to nowych odkryć. Choć był bogaty, to bardzo przydały mu się te dary, szczególnie kiedy pewnego dnia pożar zniszczył jego domy razem z obserwatorium. Musiał wszystko odbudować od nowa, ale udało mu się i dalej odkrywał nowe gwiazdy, a w całym swoim życiu opisał ich ponad 1500. 

Swoje odkrycia zamieszczał w księgach, które sam publikował. Specjalnie po to zbudował własną drukarnię. Jego książki nie tylko miały interesującą dla naukowców treść, ale oprócz tego były pięknie ilustrowane. Na przykład jego dzieło, w które poświęcił obserwacjom księżyca zawierało bardzo dokładne, ale i bardzo ładnie zdobione mapy. 

Podobnie jego mapy nieba oprócz ścisłych danych interesujących naukowców były opatrzone ilustracjami przedstawiającymi fantastyczne stwory, a w czasach Jana Heweliusza wiele osób wierzyło jeszcze, że takie potwory mogą zamieszkiwać dalekie przestrzenie kosmosu. Wierzyli, bo nie wiedzieli, co tak naprawdę kryje się w mroku nocnego nieba między jasnymi punktami gwiazd. Może Heweliusz wymyślając takie kreatury chciał sobie zażartować, z tych, który inaczej niż ona, zamiast ufać rzetelnym badaniom wolą wierzyć w niesamowite historie opowiadane, kiedy robi się ciemno.

Jan Heweliusz był tak pracowity, że gdyby chcieć go zastąpić trzeba by pewnie zatrudnić kilka osób. Mimo pasji astronomicznej cały czas prowadził rodzinny browar, który stale rozwijał, był starszym cechu browarników, czyli przewodniczył tym gdańszczanom, którzy jak on zajmowali się warzeniem piwa, poza tym należał do rady miasta, dzięki czemu dbał nie tylko o swoje interesy, ale o całą część Gdańska w której mieszkał, czyli o Stare Miasto. Miał bardzo dużo zajęć, więc mimo że dokonał wielu odkryć nie zdążył wszystkich ogłosić zanim umarł w 1687 roku.

Na szczęście od wielu lat pomagała mu w pracy w obserwatorium jego druga żona – Elżbieta, która również przejawiała duży talent w kierunku badań astronomicznych. Było to niezwykłe w tamtych czasach, żeby kobieta mogła na równi z mężczyzną zajmować się nauką, ale Elżbieta Heweliusz była na tyle szanowana – i to nie tylko ze względu na męża – że nawet kiedy została wdową dalej zajmowała się astronomią. Opracowała pozostałe po zmarłym Janie wyniki badań, dzięki czemu jeszcze więcej z jego oraz ich wspólnych odkryć zostało przedstawionych światu. A Jan Heweliusz jest uznawany za jednego z najważniejszych astronomów świata.

(Bajka stanowi integralną część warsztatu dostępnego na kanale YouTube Stowarzyszenia PROM Kultura)

Herb Gdańska v. 12.21.

Projekt został zrealizowany dzięki wsparciu Miasta Gdańska